Выбрать главу

– Wiem, że większość personelu orientuje się… gdzie przebywałam przez ostatnie dziesięć lat. Jeśli masz jakieś pytania, proszę, nie bój się ich zadać. Odpowiem na nie, o ile zdołam. Zbyt długo żyłam w ciemnościach. Chcę znów chodzić w słońcu. – Casey wpatrzyła się intensywnie w Julie.

– Cieszę się, że otwarcie postawiłaś sprawę. Usłyszałam przypadkiem, jak pani Worthington rozmawiała z kimś dzień przed twoim przyjazdem do domu. – Julie spojrzała na swoje ręce spoczywające na kolanach. Wydawała się zmieszana.

– O czym? – zapytała Casey.

– Nie lubię plotkować, ale pomyślałam, że ktoś powinien o tym wiedzieć. Dopóki cię nie poznałam, nie byłam pewna, komu powinnam powiedzieć. – Julie wbiła wzrok w stół.

– Co to takiego? – Casey nienawidziła tej nuty niecierpliwości w swoim głosie. Miała nadzieję, że nowa przyjaciółka jej nie wychwyci. Ostatecznie jednak to, o czym teraz się dowiesz od Julie, nie mogło być gorsze od tego, co już usłyszała i co przeszła w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.

– Twoja matka szeptem rozmawiała przez telefon na górze. Aparat stoi we wnęce, w korytarzu. Jeśli ktoś nie wie, że on tam jest, to go nie zobaczy. Wierz mi, nie miałam zamiaru podsłuchiwać.

– Powiedz mi, Julie, co dokładnie słyszałaś.

– Usłyszałam, jak pani Worth… twoja matka mówi o twoim bracie. Powiedziała, że w żadnym razie nie wrócisz do szpitala.

– O którym bracie? To jasne, że nie wrócę do szpitala. Julie przez chwilę wydawała się zdezorientowana.

– O tym, który umarł. Tylko że… nieważne.

– Dopiero co dowiedziałam się o jego istnieniu. Zanim tu przyjechałam, nie wiedziałam, że miałam brata. Nikt nie chce o nim rozmawiać. Przynajmniej ze mną. Dlaczego mówisz mi to wszystko?

– Pytałaś. Chcę, żebyś była ostrożna. Uważaj, z kim rozmawiasz i co mówisz – ostrzegła Julie.

– A skąd mam wiedzieć, że tobie mogę ufać? Że nie kłamiesz? Nie wiem, komu ani w co wierzyć. Niczego nie pamiętam. – Casey zamachała rękami. – Czy masz pojęcie, jakie to wszystko jest frustrujące?

Julie zarumieniła się, zanim odpowiedziała.

– Rozumiem, że jesteś sfrustrowana. Jednak utrata pamięci to coś, co mogę sobie tylko wyobrażać. Casey, chcę być twoją przyjaciółką.

W tym momencie Casey miała ochotę chwycić Julie w objęcia, ale bała się, że dziewczyna pomyśli, iż rzeczywiście jest wariatką.

– Nie możesz sobie wyobrazić, jak bardzo się cieszę. Będę miała z kim porozmawiać, kogoś, na kogo będę mogła liczyć. To pomoże mi bardziej niż cokolwiek innego. Czuję to.

– Lepiej zaczekaj z pochwałami. Spędź kilka dni w tym domu, a dopiero potem mnie chwal. – Te słowa padły z ust Julie szybko, jak seria z karabinu. Gdy skończyła mówić, popatrzyła na Casey.

– O czym mówisz?

Julie omiotła spojrzeniem kuchnię, najwyraźniej upewniając się, że Mabel jest zajęta swoimi obowiązkami. Nachyliła się nad stołem i przysłoniła usta dłonią.

– W tym domu czai się zło. Poczułam, jak tylko tu po raz pierwszy weszłam, a jestem dopiero od tygodnia. Wkrótce sama się przekonasz, o czym mówię.

Julie zaniosła ich kubki do zlewu i znów zajęła się składaniem serwetek. Właśnie w tej chwili Flora i Ruth wróciły do kuchni. Dalsza rozmowa musiała zostać odłożona na później.

Flora popatrzyła na Julie, potem na Casey.

– Czy wszystko w porządku? – zapytała, zwracając się do Casey.

– Nie mogło być lepiej. Myślę, że Julie i ja zupełnie dobrze się rozumiemy. – Casey przywołała uśmiech na usta i zerknęła na Julie.

– Świetnie. Młode damy potrzebują przyjaciółek. Prawdziwych przyjaciółek, a nie tylko kobiet, które lubią plotki i mylą przyjaźń z rywalizacją. Miałam tego rodzaju przyjaciółki i wierz mi, można się bez nich obyć.

Casey wyczuła podtekst w słowach Flory. Miała nadzieję, że nie było w nich ostrzeżenia przed Julie. Powiedziała to zaraz głośno:

– Nie musisz się martwić. Julie i ja mamy ze sobą wiele wspólnego. – Przyglądała się Julie, która nadal składała serwetki w piramidy, a uśmiech zagościł w kącikach jej ust, kiedy uniosła głowę. – Myślę, że faktycznie mamy ze sobą wiele wspólnego.

Wyczuła, że Julie chciałaby coś powiedzieć, ale uważa, że moment nie jest właściwy.

Flora kiwnęła głową z zadowoleniem.

– Co masz zamiar dziś robić, Casey? Jestem pewna, że wszelkie plany, które może ułożyłaś ze swoją mamą, będą musiały poczekać, skoro pan John jest w szpitalu.

Casey sama się nad tym zastanawiała. Pamiętała daną sobie obietnicę, że odwiedzi ojczyma. Eve tkwiła przy jego łóżku, a jej własny nastrój nie sprzyjał odwiedzinom w szpitalu. Przynajmniej tego dnia.

Przede wszystkim chciała dowiedzieć się jak najwięcej o swojej przeszłości.

– Czy w Sweetwater jest biblioteka? – zapytała.

– Cóż, do licha, panienko, nie jesteśmy tacy niecywilizowani. Mieści się tuż koło budynku sądu. Jeśli potrzebujesz czegoś do czytania, to pan Worthington ma piękną bibliotekę wypełnioną mnóstwem książek.

– Dziękuję, ale chciałam poszukać różnych informacji o Sweetwater. Może coś pobudzi moją pamięć.

– Cóż, zatem powiedz Lilah, że nie chcesz, aby ci przeszkadzano. Najważniejsze w życiu tej kobiety są plotki.

– Lilah to bibliotekarka? – zapytała Casey.

– Tak, niestety. Myślę, że przeczytała każdą książkę w tej bibliotece tysiąc razy, a przynajmniej te o Sweetwater. Pewnie miała nadzieję, że znajdzie strzępek stuletniej plotki, której mogłaby przeciw komuś użyć. Właściwie to jest całkiem miła, kiedy ktoś przyzwyczai się już do jej mielenia ozorem.

Casey nie mogła uwierzyć, że ma tyle szczęścia. Bibliotekarka ze skłonnością do plotkowania mogła zaoszczędzić jej wielu godzin poszukiwań.

– Jeśli potrzebujesz podwiezienia, Hank jedzie do miasta. Zobaczę, czy jeszcze tu jest.

Flora wyszła prędko z kuchni, żeby poszukać Hanka. Julie złożyła ostatnie serwetki i szepnęła do Casey w drodze do szafy, w której trzymano bieliznę stołową:

– Bądź ostrożna i uważaj na Lilah. Jest sympatyczna, ale ma też ambicje towarzyskie. Robi wszystko, co tylko może, żeby zebrać pieniądze dla biblioteki. Myślę, że w taki sposób chroni swoje miejsce pracy. Twoja matka podarowała bibliotece wielkie sumy. Czytałam o tym w gazecie. W holu biblioteki wisi tabliczka, która o tym informuje. Pomyślałam, że powinnaś wiedzieć.

Nie było czasu na zadawanie dalszych pytań. W drzwiach pokazał się Hank z kluczykami w ręce. Casey pomachała wszystkim na pożegnanie i poszła za ogrodnikiem do półciężarówki.

* * *

Hank był wysokim, żylastym, małomównym mężczyzną o skórze pociemniałej i stwardniałej od wielu godzin spędzonych na słońcu. Wyglądał na więcej niż swoje pięćdziesiąt dziewięć lat. Odrobina brytyjskiego akcentu zmieszana z południowym dialektem sprawiała, że kiedy mówił, skupiał na sobie uwagę innych.

Milczenie Casey najwyraźniej mu nie przeszkadzało. Podziękował jej za pochlebne uwagi na temat ogrodów Łabędziego Domu, ale potem nie powiedział już ani słowa. Wilgotne powietrze wpadało przez otwarte okna do środka półciężarówki; Casey było gorąco, a ubranie lepiło się do ciała. Miała nadzieję, że w bibliotece jest klimatyzacja. Zapytała o to Hanka. Wzruszył ramionami. Przyjęła, że nie wie.

Kiedy wjeżdżali do centrum Sweetwater, Hank znacznie zmniejszył szybkość. Spojrzał na nią przenikliwie ciemnymi oczami. Mimo upału Casey przeszedł zimny dreszcz.

– Wiem, czego szukasz, młoda damo. Na twoim miejscu dałbym sobie spokój. Sytuacja się uspokoiła. Pani Worthington nie będzie zadowolona, kiedy usłyszy o twojej wizycie w bibliotece.