Выбрать главу

Nie byłaby bardziej zdziwiona, gdyby wypchnął ją z półciężarówki. Okazało się, że traktowanie Hanka wyłącznie jako wiejskiego ogrodnika było poważnym błędem. Mógł odegrać istotną rolę w wyjaśnieniu zagadki jej dawnego życia.

Miała nadzieję, że dzięki temu, co znajdzie w bibliotece w Sweetwater, wkrótce pozna wiele odpowiedzi.

Hank zaparkował przed biblioteką. Casey otworzyła drzwiczki i odwróciła się w jego stronę.

– Dziękuję za podwiezienie. Kiedy będziesz składał raport mojej matce, powiedz jej, że zamierzam bardzo starannie dobierać sobie lekturę.

Zatrzasnęła drzwi, nie racząc poczekać na odpowiedź Hanka. Skąd brały się te ostrzeżenia? Zdjęcie, szkło, ekspedientka u Haygooda. A teraz Hank. Julie miała rację. Za południową subtelnością Sweetwater czaiło się zło.

* * *

Casey nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek widziała w jednym pomieszczeniu tyle książek. Sięgające sufitu półki ciągnęły się wzdłuż ścian i nawet zachodziły na okna. Jarzeniowe oświetlenie niedostatecznie rozjaśniało wnętrze. Olejek cytrynowy wymieszany z pleśnią i czymś, co nazwała w myślach „starym zapachem”, unosił się w powietrzu.

Dostrzegła małe biurko zastawione stosami książek. Zajrzała, po czym cofnęła się, kiedy uświadomiła sobie, że nie jest sama.

– Pani Lilah? – Casey ciekawiło, jak długo kobieta pozwoliłaby jej wędrować po bibliotece, zanimby się odezwała.

Pulchne ręce przesunęły książki na bok. Casey zobaczyła, dlaczego kobieta nie wstała.

Musiała ważyć ze sto pięćdziesiąt kilo. Fałdy tłuszczu po prostu zwisały z krzesła. Miała potrójny podbródek i włosy czarne jak u Elviry, królowej mroku, tak mocno skręcone, że tworzyły zbity kłąb. Utkwiła przenikliwe niebieskie oczy w Casey i ani na chwilę nie odwróciła wzroku.

– Wiem, że jesteś zszokowana. Zawsze tak jest, kiedy ktoś się tego nie spodziewa – odezwała się piskliwie. Casey musiała zasłonić usta, żeby ukryć szeroki uśmiech. – I nie mów mi, że przypominam ci tę małą grubą kobietę z „Ducha” Spielberga. Słyszałam to tyle razy, że robi mi się niedobrze. Wiesz, na jej miejscu na pewno, do diabła, pracowałabym nad głosem, wiesz, straciła go i tak dalej. A jest aktorką. Ja jestem bibliotekarką i lubię być inna niż wszyscy. – Lilah sapnęła i wzięła oddech tak, jakby miał być jej ostatnim.

Casey wyciągnęła rękę.

– Jestem Casey Edwards.

– Mój Boże! Kiedy ostatni raz cię widziałam, byłaś cała w… cóż, nieważne. Co cię tu sprowadza? – Już i tak piskliwy głos Lilah stał się o oktawę wyższy.

– Chciałabym dowiedzieć się czegoś o Sweetwater. Pomyślałam, że gdybym trochę poczytała, uruchomiłabym swoją pamięć.

– A więc to rzeczywiście prawda?

– Co? – zapytała Casey.

– Naprawdę nie pamiętasz, zgadza się? Powiedziałabym, że to błogosławieństwo losu, chociaż niektórzy by się z tym nie zgodzili. Cóż, powiem ci, że pamiętam tamten dzień, jakby to było wczoraj. Błyskające światła, szeryf Parker, wtedy praktycznie chłopiec, i twoja biedna mama, no, to było straszne, mówię ci, po prostu straszne.

Nie mogła uwierzyć, że los tak jej sprzyja! Lilah otworzyła drzwi, chociaż ona nawet jeszcze nie zapukała.

– Niczego nie pamiętam.

– Powiem ci coś, młoda damo, najlepiej zapomnieć pewne rzeczy. Twoja pamięć robi to, co trzeba, zamyka się przed tobą i tak dalej. Młoda dziewczyna taka jak ty nie powinna mieć tego rodzaju wspomnień. Oczywiście młoda dziewczyna taka jak ty nie powinna przede wszystkim zostać zmuszona do zrobienia tego, co ty zrobiłaś. Zawsze myślałam, że stało się coś więcej, niż ujawniono w sądzie podczas dochodzenia koronera. Tak samo myśleli wszyscy w tym miasteczku.

Casey poczuła, że brakuje jej powietrza. Dochodzenie koronera?

– A więc muszą być akta, stenogramy, wycinki z gazet. Wspomniałaś o szeryfie, nie zapamiętałam nazwiska, czy wciąż jest szeryfem? – Serce Casey biło jak oszalałe.

Lilah odsunęła się od biurka i skrzyżowała sflaczałe ramiona nad obfitym biustem.

– Tak, rzeczywiście jest. Dlaczego chcesz to wiedzieć?

Casey rozpoznawała wyzwanie, kiedy miała z nim do czynienia. Bibliotekarce nie rozwiąże się dziś język. Jeszcze nie dziś.

– Wydaje mi się to oczywiste. Chciałabym wiedzieć, co stało się tamtego dnia. – Słyszała w swoim głosie desperację. Próbowała wziąć głęboki oddech, żeby się uspokoić. Nie pomogło. Czuła, że znalazła się na krawędzi.

– Myślę, że to nie ja powinnam opowiedzieć ci o tamtym dniu. Zapytaj Eve, ona ci powie. Jest twoją matką, młoda damo.

– Nie sądzę, żeby akurat teraz był to dobry pomysł. Pan Worthington miał lekki udar mózgu wczoraj wieczorem. Mama jest przy nim w szpitalu.

– Och, biedna kobieta. Mówię ci, musiała znieść więcej niż większość ludzi. Zawsze jest taka hojna. Kiedy pojawiła się szansa, żeby biblioteka kupiła czytnik do mikrofilmów, twoja mama przekazała na to pieniądze. Biedny, biedny John. – Lilah ciężko westchnęła.

Casey spróbowała pociągnąć ją za język.

– Widzisz więc, dlaczego nie mogę zapytać matki. Jestem pewna, że nie miałaby nic przeciwko temu, żebyś opowiedziała mi o tym, co się wtedy wydarzyło.

Bibliotekarka zastanawiała się przez dłuższy czas, po czym powiedziała:

– Chyba mogłabym to zrobić. Może przysuniesz sobie krzesło.

Casey usiadła, podniecona, a zarazem pełna obaw w oczekiwaniu na relację z wydarzeń, o których jej matka, Flora i najwyraźniej każdy, kto był związany z Łabędzim Domem, nie chcieli rozmawiać.

– Z tego, co pamiętam, to był typowy jesienny dzień. Wczesny wieczór. Pamiętam, że w pewnym momencie skończyły mi się cukierki. Właśnie włączyłam telewizor, żeby obejrzeć mój ulubiony talk-show.

Casey czekała cierpliwie, kiedy bibliotekarka mówiła bez końca o swojej ulubionej gwieździe oper mydlanych, która tamtego dnia była gościem oglądanego przez nią codziennie programu.

– Syreny śmiertelnie mnie wystraszyły. Nie słyszy się ich często w Sweetwater. Pamiętam, że zastanawiałam się, co takiego mogło się wydarzyć. Byłam sama i musiałam wiedzieć, co się dzieje, więc zadzwoniłam do Very. Jest dyspozytorką szeryfa Parkera. Nie mogła wydusić z siebie ani słowa, a nie przypominałam sobie, by kiedykolwiek tak zareagowała. Usta tej kobiety zwykle ruszają się w tempie miliona słów na minutę.

Casey uśmiechnęła się. Przyganiał kocioł garnkowi.

– W końcu powiedziała, że szeryf pojechał do domu Edwardsów. Cóż, od razu wiedziałam, że stało się coś okropnego. Zawsze mówiłam twojej mamie, że ten chłopak ma coś nie tak z głową. Buzz też to wiedział. Twój ojciec już nie żył, a Eve została sama z dwójką małych dzieci. To, że chłopiec nie był jej, wydawało się tylko pogarszać sprawę.

– Chwileczkę! Co rozumiesz przez to, że chłopiec nie był jej?

– Myślałam, że wiesz. – Lilah potrząsnęła głową, mocno skręcone włosy obiły się o mięsiste policzki. – Buzz był chłopakiem, kiedy ożenił się z Carol Conners, swoją sympatią ze szkoły średniej. Podobno musieli wziąć ślub. Niektórzy mówili, że Buzz nie jest ojcem, ale kto to wie? W tamtych czasach mężczyźni brali na siebie odpowiedzialność. Nie to co dzisiaj. Dzieci mają dzieci, potem pokazują się w ogólnokrajowej telewizji i mówią, jak to zrobiły. Mdli mnie od tego, naprawdę. Buzz postąpił właściwie.

Od urodzenia Ronald nie był normalny. Twój ojciec zabrał go do jakiegoś lekarza w Atlancie. Nigdy nikomu nie powiedział, co jest z chłopcem nie tak, ale każdy mógł zauważyć, że z małym coś jest nie w porządku. Zdaje się, że niedługo potem twój ojciec i Carol się rozwiedli. Nigdy nie dowiedziałam się, dlaczego Buzz o tym nie mówił, a Carol przeprowadziła się do Tennessee. Parę lat później Buzz poznał twoją mamę. Ludzie, jak ona atrakcyjnie wyglądała! Mężczyźni nigdy nie mieli dość gapienia się na nią. Buzz uważał się za największego szczęściarza na świecie. Pamiętam, że pewnego razu widziałam, jak idzie główną ulicą Sweetwater rozpromieniony, jakby znał rozwiązanie największej tajemnicy na świecie.