Zegar na budynku sądu wydzwonił kwadrans po pełnej godzinie, gdy Casey stała na rogu Sweet Way i Main Street. Była spóźniona. Przekładała pakunki, starając się, aby jedno ramię nie było bardziej obciążone niż drugie.
Ledwie postawiła stopę na asfalcie, czarny sportowy samochód o opływowym kształcie minął ją z rykiem silnika. Pęd był tak silny, że upadła na chodnik. Skuliła się, gdy ramionami uderzyła o płytki. Nie miała szansy zapamiętać numeru rejestracyjnego ani marki samochodu czy zauważyć, kto znajdował się w środku. Pakunki z zakupami, którymi tak się cieszyła, wbiły się ostrymi kantami w jej ciało.
Zdołała unieść się do pozycji siedzącej. Po drugiej stronie ulicy starsza ekspedientka od Haygooda stała pod markizą, obojętnie obserwując sytuację. Młoda dziewczyna przejechała obok na rowerze, a jej długie warkocze tylko zafurkotały w powietrzu. Szybkie spojrzenie przez ulicę powiedziało Casey, że Brenda właśnie wraca z lunchu. Przez chwilę myślała, że doznała urazu głowy. Czy obywatele Sweetwater mieli zamiar jedynie stać i patrzeć?
Otrzepała żwir z pleców i kolan. Jej ubranie było w opłakanym stanie. Zebrała zakupy z chodnika, ułożyła pudełka jedno na drugim przed sobą i obejrzała swoje obrażenia. Spostrzegła tylko kilka zadrapań. Widząc, że ma jeden but, rozejrzała się za drugim, ale nie mogła go znaleźć.
Chwyciła pakunki i przecięła Main Street. Słowo „wściekłość” nawet w przybliżeniu nie oddawało tego, co czuła.
Nie mogła uwierzyć, że nikt nie pośpieszył jej z pomocą. Mogłaby leżeć na chodniku i wykrwawić się na śmierć, tak mało troski okazali jej obywatele Sweetwater.
Sportowy samochód… Rozejrzała się po Main Street. Nie było po nim śladu. Zniknął. Starsza sprzedawczyni wycofała się do sklepu. Młodej rowerzystki nie było w pobliżu. Scena jak ze „Strefy zmroku”.
Zdecydowanie coś było nie tak.
Kuśtykała, szukając gabinetu. Blake wskazał go jej, kiedy szli do Big Al’s. Czy naprawdę minęły tylko dwie godziny, od czasu gdy zostawił ją samą? Tylko dwie godziny, odkąd jej serce zabiło szybciej, gdy zajrzał jej w oczy? Poczuła do niego sympatię i wiedziała, że jest to wzajemne.
Dostrzegła wreszcie ten dość stary dom z zielonymi okiennicami i werandą, a potem zobaczyła wywieszkę informującą, że doktor Blake Hunter jest w swoim gabinecie.
Ledwie udało się jej wejść po schodach, nie gubiąc pakunków. Rzuciła je na wiklinowy bujany fotel stojący na werandzie i zastukała mosiężną kołatką.
Blake otworzył drzwi.
– Mój Boże! Co ci się stało? – zapytał, wciągając ją do środka.
Miała nogi jak z waty, gdy prowadził ją w głąb domu. Nie zdążyła się nawet rozejrzeć, bo zanim się spostrzegła, Blake wziął ją na ręce i prawie pobiegł w dół po schodach do gabinetu.
Delikatnie położył ją na stole do badań. Jej oczy wybrały ten moment, żeby wypełnić się łzami. Nic nie mogła na to poradzić.
Blake uścisnął ją ze współczuciem i odgarnął sklejone potem kosmyki jej włosów za uszy.
– Ciii. Wszystko w porządku. Spróbuj się odprężyć. – Pocierał jej plecy uspokajającymi, okrężnymi ruchami. Casey poczuła, że rozluźnia się pod tym dotykiem.
Wahając się, czy opuścić bezpieczny azyl męskich ramion, Casey obawiała się, że Blake zapewne uzna ją za idiotkę. Głaskał ją, jakby była dzieckiem. Odsunęła się i otarła łzy.
– Przepraszam. Rzadko płaczę. – Zaśmiała się. – A przynajmniej nigdy tego nie robiłam w szpitalu. Ostatnie dwadzieścia cztery godziny to inna sprawa. – Pociągnęła nosem i wzięłia podsuniętą przez Blake’a chusteczkę higieniczną.
Opierając się o stół do badań, skrzyżował ramiona na piersi i czekał.
– Co się stało? – spytał.
– Jestem pewna, że to był wypadek. Poszłam do Haygooda. Postanowiłam nie przepraszać Brendy. A przynajmniej jeszcze nie teraz. Zamiast tego zrobiłam zakupy.
– To nic nadzwyczajnego, kobiety lubią robić zakupy. Nie sądzę, żeby ceny u Haygooda były tak straszne, że się popłakałaś. – Blake uśmiechnął się szeroko.
Odpowiedziała uśmiechem.
– Nie miałabym z czym ich porównać. Jeśli chodzi o to, co zaszło, to wszystko stało się tak szybko, że nie jestem pewna, czy przypadkiem nie wyobraziłam tego sobie.
– Jeśli twoje obrażenia są urojone, to znakomicie się spisałaś. Może mógłbym zatrudnić cię, żebyś za pomocą wyobraźni usunęła dolegliwości niektórych moich pacjentów? No więc, czy zechcesz mi powiedzieć, skąd się wzięły zadrapania i siniaki? Wiem, że Laura potrafi być starą jędzą, kiedy ma na to ochotę, ale wątpię, by posunęła się tak daleko.
Nagle okropne przeżycie nie wydawało się Casey aż tak przerażające.
– Masz rację, ona tego nie zrobiła. Nie wiem kto. – Casey opowiedziała Blake’owi, jak zeszła z chodnika na asfalt prosto pod nadjeżdżający samochód.
– Czy ten samochód cię potrącił? – zapytał Blake.
– Nie jestem pewna. Zanim cokolwiek zauważyłam, leżałam na chodniku. Pamiętam, że rozglądałam się, żeby zobaczyć, czy ktoś mi pomoże, ale nikt tego nie zrobił. – Casey potrząsnęła głową z niedowierzaniem. – Co za ludzie tu mieszkają, Blake?
– To znaczy nikt nie zechciał sprawdzić, czy nic ci się nie stało?
– Nikt. Och, może gdyby zobaczyli, że ledwie się ruszam, toby na to wpadli. Zaraz po tym, jak upadlam na chodnik, spostrzegłam Laurę. Tylko się przyglądała. Brenda właśnie wracała z lunchu. Ona też mnie widziała. Była też młoda dziewczyna na rowerze… popatrzyła na mnie i pojechała dalej.
– Teraz chciałbym obejrzeć twoje obrażenia, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
– Dlaczego miałabym mieć coś przeciwko temu? Jesteś lekarzem, prawda?
– Tak. Ale nie jestem pewien, co czujesz wobec lekarzy.
– Nie jesteś taki jak lekarze w szpitalu.
Blake wyjął z szuflady betadynę, paczkę sterylnej gazy, plaster i nożyczki.
– Skąd wiesz?
Casey pomyślała przez chwilę.
– To chyba kobieca intuicja. Poza tym jakoś nie przypominam sobie, byś mówił, że praktykujesz jako psychiatra.
Blake delikatnie odciągnął jej bluzkę od poobcieranego ciała.
– Och!
– Przepraszam, jeszcze tylko trochę. – Blake szarpnął materiał.
Przeczesał palcami ciemne włosy. Casey pomyślała o przystojnym lekarzu z „Ostrego dyżuru”. George Clooney. To jego przypominał Blake. Powiedziała mu o tym.
– Cóż, w przeciwieństwie do szpitalnego supermana, którego oglądasz w telewizji, nie mam żadnych magicznych napojów, które by pozwoliły ściągnąć tę pokrytą zakrzepłą krwią bluzkę, nie sprawiając ci bólu. Czy mogłabyś pójść do przebieralni dla pacjentów i ją zdjąć? Prawdopodobnie nie będzie bolało tak bardzo, jeśli zrobisz to sama.