– Nieważne. Jesteś piękna. Mówiłem ci to ostatnio? – Kyle ujął ją za łokieć jak dżentelmen z Południa, którym zresztą był, i wprowadził ją do środka.
Casey była tak zdenerwowana, że mało nie wyskoczyła ze skóry. Czego chcieli rodzice Kyle’a? Wiedzieli o ich zaręczynach. Wiedzieli też, że chcą poczekać ze ślubem do czasu ukończenia przez nią szkoły. Może będą próbowali przekonać Kyle’a, by odłożył ślub, dopóki nie skończy college’u.
Wieczór minął powoli. Casey parę razy przyłapała się na tym, że tłumi ziewnięcie. Po dwóch godzinach rozmowy o niczym w końcu odważyła się powiedzieć, że jej mama będzie się niepokoić, jeśli nie wróci na czas. Uśmiechnęła się przepraszająco i wyszła szybko na korytarz prowadzący do drzwi frontowych, a Kyle podążył za nią.
– Odwiozę cię do domu, kochanie – powiedział.
Żałowała, że nie może po prostu wyrzucić z siebie, że matka by ją zabiła, gdyby się dowiedziała, że jej pokój jest pusty.
– Nie, naprawdę, wolę się przejść. Będę miała czas, żeby pomyśleć o nas. I o innych sprawach. – Wiedziała, że Kyle w końcu ustąpi i pozwoli jej zrobić, jak zechce.
– Casey, nie wychodzisz chyba? – zawołała Fiona Wallace, gdy dziewczyna otwierała już drzwi, za którymi była frontowa weranda.
– Przykro mi, pani Wallace. Muszę wracać do domu. – Zimny dreszcz przebiegł jej po ramionach, gdy zobaczyła spojrzenia, jakie wymienili matka i syn.
– Chciałam porozmawiać z tobą wcześniej, Casey, ale nie wiedziałam, jak poruszyć ten temat.
Równie wysoka jak Kyle i chuda jak patyk Fiona Wallace była nieatrakcyjną kobietą, niemal brzydką, i miała odpowiednie do wyglądu usposobienie. Przypominała Casey Olive Oyl, tyle że brakowało jej przyjacielskiej osobowości tej rysunkowej postaci. Fiona nigdy nie zawracała sobie głowy makijażem czy modną fryzurą. Nosiła dawno kupione ubrania i buty ze startymi obcasami. Casey cieszyła się, że Kyle odziedziczył wygląd po ojcu.
Była przygotowana na złe wiadomości, bo takich się spodziewała, i ogarnęło ją zdumienie, kiedy usłyszała słowa płynące spomiędzy cienkich, ściągniętych warg pani Wallace.
– Pan Wallace i ja uznaliśmy, że może ty i Kyle chcielibyście mieć małe przyjęcie weselne tutaj, w naszym domu.
Casey sięgnęła do gałki na drzwiach, żeby nie stracić równowagi.
– Nie wiem, co powiedzieć – odparła niepewnie. Popatrzyła na Kyle’a opartego o ścianę: miał minę kota, który zjadł kanarka. Było dla niej oczywiste, że już wcześniej wiedział o „małej” niespodziance swojej matki.
– Sam dowiedziałem się o tym dopiero dziś po południu. Pomyślałem, że najlepiej będzie, jeśli mama ci powie. – Kyle popatrzył na matkę, której cienki nos sterczał prawie pod kątem dziewięćdziesięciu stopni.
Dlaczego Fiona Wallace to robi? Casey zastanawiała się, czy wygląda jak idiotka. Z pewnością tak właśnie się czuła. Czy spodziewali się może, że zacznie krzyczeć z radości, że porwie ich w ramiona? Czy oczekiwali, że podziękuje im z głębi serca? Nie w tym życiu. To był pomysł Kyle’a, żeby uciec i zaoszczędzić wszystkim całego tego zamieszania i kłopotu. Skąd się wzięła ta nonsensowna propozycja wesela? Znowu poczuła, jak zimny dreszcz przebiega jej po ramionach.
– Casey, co ty na to? – Kyłe wziął ją za ramię i odciągnął od drzwi.
– Jestem zbyt wstrząśnięta. Brak mi słów.
– Widzisz, mamo. Mówiłem ci. Nie musisz zupełnie nic robić, kochanie. Niech mama zajmie się wszystkimi szczegółami, a będzie o nas mówiło całe Sweetwater.
– Ale, Kyle, sądziłam, że my… – Casey czuła, jak mocno bije jej serce. Już sama myśl o obecności jej mamy i Fiony Wałlace w jednym pokoju była nie do przyjęcia. Nie będą musieli przygotowywać wesela, pójdą na jej pogrzeb, bo ona tego nie wytrzyma.
– Nie zaprzątaj sobie niczym tej swojej ślicznej główki. Zostaw to mamie. Musisz tylko zdecydować o kolorze lukru na torcie. – Kyle odwrócił się w stronę matki. – Jeśli moglibyśmy zostać przez minutkę sami, to potem wrócę i wypijemy razem wieczornego drinka.
Fiona skinęła głową.
– Oczywiście, skarbie. Będę musiała porozmawiać z twoją matką, Casey. Zadzwonię do niej w którymś momencie. – Casey kiwnęła głową. Nie wiedziała, co innego mogłaby zrobić. Fiona i jej matka w tym samym pokoju! Byłaby to nieuchronna katastrofa.
– Co o tym sądzisz? Jesteś zaskoczona? – spytał Kyle. – Całe miasto będzie o tobie mówić. Nie martw się o nic, mama wszystko załatwi. Jest dobra w takich sprawach. Zyskasz czas na myślenie o sposobach, w jakie ty i ja możemy…
– Na Boga, Kyle! Czy tylko o tym jesteś w stanie myśleć? – Nagle ożyły wszystkie jej poprzednie wątpliwości. Czy potrafi doprowadzić to do końca? Może powinna powiedzieć Kyle’owi prawdę. Czy nadal będzie chciał się z nią ożenić?
Pociągnął ją w kąt werandy, z dala od drzwi wejściowych, po czym objął ją, chwycił za pośladki i ścisnął je, przyciągając ją do swoich lędźwi. Casey poczuła jego nabrzmiały, sztywny członek i skuliła się ze strachu.
– Wydaje się, że tak, kiedy jestem przy tobie. – Nadal ocierał się o nią, przesuwając ustami po jej szyi.
– Przestań! – Próbowała go odepchnąć, ale ją przytrzymał.
– Po prostu się rozluźnij, nie wiesz, co tracisz – mówił bełkotliwie z powodu wina, które wypił podczas obiadu i potem. Sięgnął do jej piersi okrytych cienkim materiałem sukienki.
Casey zamarła. Gdyby zamknęła oczy, mogłaby udawać. Równie szybko jak przyciągnął ją do siebie, teraz ją odepchnął.
– Cholera, Casey, zachowujesz się jak jakaś pieprzona dziewica. Wiem, że nią nie jesteś, więc po prostu skończmy od razu z tym kitem. Moi rodzice są gotowi wydać mnóstwo pieniędzy na wesele, toteż ty powinnaś dać mi przynajmniej zadatek na poczet tego, co dostanę potem. – Popchnął ją tak, że się potknęła. Chwyciła się balustrady werandy.
Odrętwiała wpatrywała się w Kyle’a. Z rozmachem usiadł na bujanym wiklinowym fotelu, na urodziwej twarzy miał głupawy uśmieszek.
– Co w ciebie wstąpiło, Kyle? Dlaczego tak się zachowujesz?
– Nie chodzi o coś, co we mnie „wstąpiło”, jak mówisz, kochanie, tylko o to, co ze mnie wychodzi. – Zachichotał.
Casey poczuła mdłości. Myślała, że jest inny, że jest jej szansą na normalne życie.
– Idę do domu. Postaram się zapomnieć, że to się w ogóle zdarzyło. – Zeszła po stopniach w ciemność. Kyle był tylko mężczyzną. Wiedziała, że ma pragnienia i popędy. Liczyła jednak na to, że będzie wobec niej trochę delikatniejszy. Powiedziała mu, że chce poczekać do ślubu. Do tej pory szanował jej decyzję. Może naprawdę uważał, że jest mu coś winna? Nigdy nie poprosiłaby o nic jego rodziców, nie mówiąc już o tym, żeby zapłacili za ich wesele.
Casey usłyszała, że Kyle ją woła, ale go zignorowała. Chciała znaleźć się w domu, żeby się ukryć. Odgrodzić się od świata i zastanowić, co ma zrobić ze swoim życiem. Czuła się stara i wyniszczona, chociaż miała zaledwie osiemnaście lat.
Kyle był jej szansą na lepsze życie, przy nim miała poczuć się młodo i beztrosko. W tej chwili jednak nic takiego nie odczuwała.
– Casey, cholera, przepraszam. – Usłyszała za sobą kroki Kyle’a i zatrzymała się. Rzucił się na nią. Przewrócili się na ziemię i Kyle przykrył ją swoim ciałem.
– Powiedziałem, że cię przepraszam, czego chcesz więcej? – Czuła, jak jego członek znów nabrzmiewa.
Uniosła kolana między rozrzuconymi nogami Kyle’a, wbiła obcasy w miękką trawę i wysunęła się spod niego. Przez moment ocierał się o trawnik. Gdyby nie była tak przerażona, może by się roześmiała. Wiedziała jednak, co mogłoby się wtedy stać. Nie miała ochoty ryzykować.