Выбрать главу

– Krew! Mój Boże, chyba byłam za mała, żeby mieć miesiączkę?

– Też tak pomyślałam. Miałaś dziewięć lat, jeśli pamięć mnie nie zawodzi. Chociaż to akurat wyjaśniałoby twoje zachowanie. Pomyślałam, że najlepiej będzie, jeśli zabiorę cię do lekarza, po prostu żeby się upewnić, że nic innego ci nie jest. – Flora zarumieniła się, gdy to mówiła. Dłoń Casey zwilgotniała. Flora wzięła swoją zużytą chusteczkę i otarła jej rękę.

Nagle Casey zobaczyła kwiaty. Różowe tulipany. I niebieskie tło.

– Co się dzieje? – zapytała Flora.

Casey wstała i podeszła do okna. Ogrody rozciągały się tak daleko, że nie widziała ich końca. Szybko się odwróciła i popatrzyła na Florę.

– Czy Hank posadził tulipany? Różowe tulipany?

Już i tak biała twarz Flory zbielała jeszcze bardziej. Przyłożyła drżącą rękę do ust.

– Hank nie posadził tulipanów, o ile wiem, Casey. Dlaczego pytasz?

– Widziałam je kiedyś. W pokoju zapadła cisza.

Flora głęboko zaczerpnęła powietrza.

– Właśnie to miałaś na sobie tamtego dnia.

– Jakiego dnia? – Casey okręciła się na pięcie. Nagle odgadła, skąd te kwiaty, chciała tylko usłyszeć to od Flory.

– W dniu, w którym zabrałam cię do doktora Huntera.

– Pamiętam. Sukienka; różowe tulipany na szafirowym tle. – Oczy Casey wezbrały łzami. To było pierwsze wyraźne wspomnienie.

Flora wzięła ją w ramiona i ukołysała. Może tak jak dziecko, które dawno temu szukało u niej pociechy? Casey wytarła nos i uśmiechnęła się.

– To dobra rzecz. Nie pamiętam wiele więcej, ale przypominam sobie tamtą sukienkę. Myślę, że mogła być moją ulubioną. Czy była?…

– Pewnie, że tak. Uszyła ją dla ciebie babcia Gracie. Kiedy miała czas, szyła ci rozmaite ubrania.

– To takie wspaniałe, nie mogę się doczekać, kiedy powiem o tym Blake’owi.

– Możesz jutro. Miałaś ciężki dzień. Myślę, że powinnaś zjeść i trochę pospać.

– O nie, nie zrobisz tego – zaprotestowała Casey, gdy zauważyła, że Flora zbiera się do wyjścia.

– Czego mam nie robić? – zapytała Flora z naiwną miną.

– Tym razem nie zostawisz mnie w niepewności. Usiądź. – Łagodnie pchnęła Florę z powrotem na łóżko i powiedziała, wskazując na półmiski z jedzeniem: – Mogę podzielić się tym z tobą. Chyba wystarczyłoby dla dziesięciu osób. – Nałożyła na talerze zimny rostbef, soczyste dojrzałe pomidory i sałatkę cesarską. Kromki czosnkowego chleba były wciąż jeszcze ciepłe. Casey podała Florze talerz.

– O czym to mówiłam? – zapytała Flora.

Jedząc pomidory i sałatkę cesarską, Casey przypomniała swojej dawnej opiekunce przerwany wątek.

– Och, tak. Moja pamięć, starość i tak dalej. Wracając do tego, o czym ci mówiłam. Sądziłam, że jesteś o wiele za mała, żeby mieć krwawienie. Właśnie zbliżał się termin twoich badań kontrolnych. Zadzwoniłam do doktora i powiedział mi, żebym od razu cię przyprowadziła. Z początku sprzeciwiałaś się. Nigdy nie zapomnę, jak kopałaś i wrzeszczałaś. Krzyczałaś, że mnie nienawidzisz i że już nigdy do mnie nie przyjedziesz.

– Och, Floro, naprawdę byłam okropnym dzieckiem. Przepraszam.

– Nie, skarbie, nie byłaś złym dzieckiem. Byłaś przestraszona i bolało cię. Po prostu w ten sposób to wyrażałaś. Kiedy szłyśmy do śródmieścia, nie odezwałaś się ani słowem. Wydawało się, że akurat tego dnia całe Sweetwater wyległo na ulice. Patrzyli na mnie tak, jakbym cię skrzywdziła.

– Powinnaś była dać mi klapsa, Floro. Byłam dla ciebie okropna.

– To by nie pomogło. Doktor Hunter spostrzegł, że zachowujesz się inaczej niż zwykle. Uznał, że może będzie lepiej, jeżeli porozmawia z tobą na osobności. Już przez telefon wyjaśniłam mu, co podejrzewam. Zabrał cię do gabinetu. Mój Boże, byliście tam w nieskończoność. W końcu doktor Hunter wyszedł i zapytał, gdzie jest twoja mama. Powiedziałam, że za dzwoniła do mnie i poprosiła, żebym cię wzięła do siebie. Dał ci puzzle i posłał cię na górę, żebyś zaczekała w pokoju od frontu.

Wcześniej w domu Blake’a Casey przeżyła déjà vu. Teraz wiedziała dlaczego.

12

– Po minie doktora poznałam, że wiadomości nie są dobre. Byliśmy w jego gabinecie, tym, którego używa teraz Blake. Poprosił, żebym usiadła i nie mówiła nic, dopóki nie skończy.

Flora popatrzyła Casey prosto w oczy.

– Zaczął tymi słowami: „Floro, mamy problem. Coś się dzieje w domu Edwardsów. Myślę, że oboje wiemy, co to ta kiego”. Z początku nie nadążałam, ale po chwili zrozumiałam, do czego zmierza. Powiedział mi, że krew, którą odkryłam, to nie była krew z miesiączki. Mówił, że tak się opierałaś, że z trudem udało mu się ciebie zbadać. Powiedział, że podejrzewa, że zostałaś… skrzywdzona. Chociaż nie tego słowa użył – wyjaśniła Flora. – Okazało się, że jesteś poranione w środku. Zapytałam doktora, czy mogło to być wynikiem poważnego upadku z roweru w poprzednim tygodniu, ale powiedział, że nie. Wcześniej miałam nadzieję, że to nic złego, ale w głębi duszy obawiałam się, że chodzi o coś więcej. Zapytałam go, czy myśli, że odbyłaś… stosunek. – Flora zarumieniła się przy tym słowie i nerwowo zmięła rąbek pledu leżącego w nogach łóżka. – Powiedział, że tego właśnie się obawia. Załamałam się. Moja mała dziewczynka, taka niewinna. Wszystko to zabrał jakiś podły sukinsyn. – Flora zapłakała, a Casey była wstrząśnięta tym, co usłyszała, chociaż wcale nie pamiętała, że utraciła niewinność, będąc jeszcze dzieckiem.

Stłumione łkania Flory nie ustawały. Casey nie wiedziała, co powiedzieć. Ogarnęła ją wściekłość, która wzięła górę nad logicznym myśleniem. Doktor Hunter miał rację. Kto mógłby zrobić coś tak podłego i złego dziecku?

Nie potrafiąc dłużej panować nad złością, Casey chwyciła swój talerz i cisnęła nim o ścianę. Potem wzięła talerz Flory i zrobiła to samo. Nie dbając o nic, sięgnęła następnie po tacę i posłała ją jak dysk w powietrze. Metal z głuchym odgłosem uderzył o ścianę, krusząc tynk i odsłaniając mur.

– Dlaczego?! – krzyknęła. – Dlaczego mama na to pozwoliła? – Szarpiący trzewia szloch pozbawił ją sił.

Flora podniosła się z łóżka i objęła ją, a ona płakała z powodu utraconego dzieciństwa i fizycznego bólu, który na pewno wtedy czuła. Narastała w niej trudna do opanowania wściekłość.

Czuła się słaba. Opierając podbródek na ramieniu Flory, patrzyła przez okno opuchniętymi od płaczu oczami, które zwęziły się do szparek. Słońce zachodziło, ostatnie promienie tańczyły po ogrodach. Nikczemność podtrzymuje piękno – dziwna myśl nieoczekiwanie przyszła jej do głowy.

Po jakimś czasie Casey wysunęła się z uścisku Flory i zaczęła porządkować skutki swojego napadu wściekłości.

– Czekaj, ja to zrobię. – Flora poderwała się z miejsca.

– Nie, Floro. Ja się tym zajmę. Przepraszam. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Przez lata wydawało mi się, że jestem tylko duchem snującym się bez celu. Teraz te ciemne, niewyraźne obrazy, z którymi żyłam tak długo, stają się rzeczywiste. Boję się, co będzie, kiedy naprawdę wszystko sobie przypomnę. Co zrobię? – Casey wyciągnęła przed siebie ręce w poszukiwaniu odpowiedzi.

– Zrobisz to, co zaplanował dla ciebie dobry Bóg. Zapomnisz o tych strasznych przeżyciach i pozostawisz je za sobą. Zaczniesz nowe życie. Jesteś młodą kobietą, którą czekają wspaniałe lata. Nie pozwól, by ciemność z twojej przeszłości zasnuła twoją przyszłość. – Flora wrzuciła ostatnie kawałki szkła do kosza na śmieci.