Выбрать главу

– Rozumiem, że czytałeś moją kartę choroby. – Patrzyła, jak Blake manewruje małym samochodem z taką samą łatwością, z jaką kierował luksusową limuzyną parę dni wcześniej.

– Tak. Przysłano mi ją faksem wczoraj po południu.

– I? – podpowiedziała Casey.

Zdjął jedną rękę z kierownicy i położył ją na jej udzie. Jego dotyk palił przez materiał spodni i Casey znów poczuła łaskotanie w okolicy brzucha.

– Nie było tam żadnych wpisów świadczących o tym, że kiedykolwiek przeszłaś terapię regresywną. Doktor Dewitt jest pewien, że terapia ci pomoże. Nawet jeśli nie osiągniesz pełnego wyzdrowienia, to przynajmniej będziesz miała trochę wspomnień. Myślę, że warto spróbować.

Czy rzeczywiście warto? Czy przypomni sobie okropności, które sprawiły, że jej świadomość tak się zablokowała? A jeśli wszystko sobie przypomni, to czy będzie umiała poradzić sobie z tym bagażem?

– Kiedy mam spotkać się z doktorem Dewittem?

– Pojutrze. Jest pewien problem. Jego gabinet znajduje się w Savannah. Jedzie się tam dosyć długo. Najlepiej by było, gdybyś przenocowała.

– Świetnie, Blake… ale ja nie umiem prowadzić. Tak mi się przynajmniej wydaje.

Jej słowa rozbawiły go. Zaśmiał się głęboko i ciepło.

– Tak przypuszczałem i przełożyłem jutrzejsze wizyty pacjentów. Pomyślałem, że moglibyśmy wyruszyć wczesnym popołudniem, dojechać akurat o takiej porze, żeby zjeść dobry obiad, potem trochę pozwiedzać. Jesteś umówiona na dziesiątą rano następnego dnia.

Zajął się wszystkim. Czy to było właściwe, że pozwalała mu przejąć kontrolę nad swoim życiem? Czy nie była zbyt ufna?

Blake spojrzał na nią. Odwróciła głowę. Nie chciała, żeby widział ją w takim momencie. Przez tak długi czas pozwalała innym decydować o swoim losie. Czy chciała, żeby dalej tak było?

– I Adam, i ja uważamy tę terapię za najlepszą. Jeśli mówisz poważnie o chęci odzyskania pamięci, trzeba przez to przejść.

Casey zmarszczyła brwi. Tak naprawdę ani nie zwróciła się, żeby Blake albo Adam zajęli się jej problemem. Co mogli na tym zyskać? A może mieli coś do stracenia?

Musiała zaryzykować. To był jedyny sposób, żeby przekonać się, kto wygra, a kto przegra.

13

– Jeśli to jedyny sposób, żebym mogła zacząć nowe życie, to tak. Muszę zrozumieć, kim jestem. Wiem, że zapewne uważasz mnie za wariatkę, ale przez ostatnie kilka dni dowiedziałam się tak wielu rzeczy, a jednak mam wrażenie, że to wszystko nic nie znaczy. Nic konkretnego w każdym razie. Mam też świadomość, że to, czego dowiem się o mojej przeszłości, może zagrozić mojej przyszłości. Jestem gotowa zaryzykować.

Blake zaparkował przed swoim domem i wyłączył stacyjkę, a potem zwrócił się w jej stronę.

– Masz rację. – Uniósł rękę, żeby pogłaskać ją po policzku. Gdy zajrzał jej w oczy, czas się zatrzymał.

Zadrżała i pomyślała, że byłoby lepiej, gdyby nie patrzył na nią w ten sposób. Pożądała go. Po prostu i zwyczajnie. Jej uczucia wobec tego mężczyzny, którego poznała zaledwie parę dni temu, były zbyt świeże. Nie chciała, żeby zniszczyły je złe wiadomości i ostrzeżenia.

– Nie rozumiem – powiedziała Casey, rzucając przefaksowaną kopię swojej karty choroby na stół. – Przez lata nic, potem nagle zmiana. Nastawienie doktora Macklina staje się inne i w magiczny sposób zdrowieję. Prawie z dnia na dzień. Potem zostaję zwolniona. Jeśli ta karta mówi prawdę, często zmieniano mi lekarstwa. Jestem ciekawa, dlaczego. – Podniosła wydruk z faksu i przeczytała: – Haldol, stelazine, trilafon. Nie wiem nic o tych lekarstwach. Już same nazwy brzmią poważnie.

– To są leki psychotropowe – wyjaśnił Blake.

– Ale dlaczego? Myślałam, że cierpiałam na… – Casey zajrzała szybko do karty – amnezję pourazową.

– Zgadza się, faktycznie tak tu napisano. Casey, co dokładnie znaczyły twoje słowa „jeśli ta karta mówi prawdę”?

– Nie wiem. Chyba się przejęzyczyłam. Dlaczego pytasz? – Spojrzała na Blake’a i nie spodobało jej się to, co zobaczyła na jego twarzy.

– To tylko myśl. – Blake stał z rękami w kieszeniach, patrząc przed siebie niewidzącym spojrzeniem.

– A więc rozwiń ją. Nie podoba mi się wyraz twojej twarzy.

Blake zaśmiał się krótko.

– Hej, nie mam wpływu na to, co przydzielił mi dobry Bóg.

Casey rzuciła w niego małą poduszką w zielone pasy.

– Nie o to mi chodziło.

– A więc opinia jest pozytywna? – zapytał z błyskiem rozbawienia w oczach.

– Och, do licha. Jesteś taki sam jak Flora. Jak to się dzieje, że w jednej chwili rozmawiamy poważnie, a w następnej się przekomarzamy?

– Ty mi powiedz.

– Widzisz. Znowu to zrobiłeś. Żarty na bok, Blake. – Casey zrzuciła tenisówki i podwinęła nogi pod siebie. – Mam całe mnóstwo czasu. Przynajmniej tak myślę. Lekarstwa, Blake. Dlaczego doktor Macklin miałby mi podawać leki psychotropowe? To nie był normalny sposób leczenia mojej choroby.

– Spędziłem większą część nocy na zastanawianiu się nad tym. Wymienione w karcie lekarstwa są zwykle przepisywane pacjentom z poważnymi zaburzeniami. Takim, którzy wykazują skłonności samobójcze, mają urojenia, czasami takim, którzy mają halucynacje.

– I ja miałam to wszystko? – Proszę, dobry Boże, nie! Wszystko, tylko nie skłonności samobójcze. Zycie jest zbyt cenne.

– Nie wiem. Twoja karta choroby o tym nie informuje. Usiłowałem dodzwonić się do doktora Macklina wczoraj wieczorem. Spróbowałem znów dziś rano. Wydaje się, że nie jest już pracownikiem szpitala.

– Co takiego?! – wykrzyknęła Casey.

– Sam jestem zaskoczony. Zadzwoniłem do Bentleya. Nigdzie nie można było go znaleźć. Personel szpitala też go nie widział.

– Kiedy to wszystko się stało?

– Najwyraźniej w dniu, w którym zostałaś zwolniona.

Casey wstała i podeszła do okna. Miała wrażenie, że już to kiedyś robiła. Przypomniała sobie déjà vu z poprzedniego dnia i słowa Flory, że jako dziecko była w tym domu. Sprawdziła palcem, że w doniczkach z afrykańskimi fiołkami ziemia była sucha. Poszła do kuchni i napełniła szklankę wodą z kranu. Blake podążył w ślad za nią.

Kiedy wrócili do pokoju od frontu, oboje milczeli, pogrążeni we własnych myślach. Casey podlała rośliny, potem postawiła szklankę na parapecie.

– Skąd wiedziałaś, gdzie są szklanki? – zapytał Blake.

Casey odwróciła się tak szybko, że szklanka spadła z parapetu i roztrzaskała się o podłogę.

– Zapomniałam ci powiedzieć- schyliła się, żeby pozbierać szkło. – Udało mi się przypomnieć sobie, że już raz tutaj byłam. Wtedy, kiedy Flora mnie przyprowadziła. W dniu, w którym twój ojciec mnie zbadał.

Patrzyła, jak Blake sprząta, zbierając wodę koronkową serwetką ze stolika do kawy. Rzucił mokrą tkaninę na stolik i wziął Casey za rękę.

– Musimy porozmawiać, i to poważnie. Ty chcesz poznać odpowiedzi na swoje pytania, a ja chcę, żeby to ci się udało. Zapomnijmy o naszych uczuciach i przez kilka minut bądźmy detektywami. Czy myślisz, że możesz to zrobić?

– Pewnie.

– W porządku. Casey, powiem ci coś, o czym powinnaś się była dowiedzieć już dawno. Czy kiedy prosiłaś Brendę o stenogram, wiedziałaś, że nie było oficjalnego śledztwa, a tym bardziej rozprawy sądowej? Uznano, że to był wypadek. – Przerwał i przeczesał ręką włosy, co zwykł robić, kiedy był zdenerwowany.

– Tak mi powiedziano. – Była już zmęczona, a dzień dopiero się zaczął.

– Proszę cię o cierpliwość.