Kyle podniósł się, Casey też wstała, strzepując czerwoną ziemię i trawę ze swojej najlepszej sukienki, która teraz była okropnie poplamiona.
Zapachy ziemi i trawy rozeszły się w nocnym powietrzu, gdy Casey, drżąc, stała w ciemności. Kyle wpatrywał się w nią, jednak nic nie mówił. Bała się wypowiedzieć słowa, które wszystko by przekreśliły. Niech padną z jego ust.
Kyle zrobił krok w jej stronę z rękami wyciągniętymi przed siebie.
– Nie wiem, co we mnie wstąpiło dziś wieczorem. Przepraszam.
Casey wpatrywała się w niego, nie będąc w stanie się poruszyć. Czuła wewnętrzne rozedrganie, drżały też jej ręce. Ścisnęła dłońmi materiał sukienki, żeby to ukryć.
– Czy możemy zapomnieć to, co się zdarzyło, Casey? Kocham cię. – Spojrzenie Kyle’a złagodniało. Zazwyczaj idealnie wyprostowany, przyjął teraz niedbałą pozę, jakby zszedł ze strony magazynu „Southern Gentlemen”.
Wyciągnął rękę w geście pojednania. Chociaż rozum jej to odradzał, rozwarła ramiona. Przygarnął ją w łagodnym uścisku, kładąc jej głowę na swojej piersi. Robił to, co powinien. Pocieszał ją. Reszta przyjdzie później, potrzebowała po prostu czasu. Uniosła głowę i popatrzyła na Kyle’a. Ujął jej twarz w obie dłonie i jednocześnie przycisnął do niej biodra. Mocno, bardzo mocno.
– Przestań! – Pchnęła Kyle’a w pierś, a on ściskał jej twarz rękami. Szamotała się i cofała.
– Ty podpuszczalska suko. Tylko poczekaj. – Chwycił sukienkę przy szyi i szarpnął. Biały, przejrzysty materiał rozdarł się jak papier.
Casey stała nieruchomo. Wiedziała, że tak będzie dla niej lepiej.
Następny był stanik. Zsunął ramiączka z jej barków i rozerwał biustonosz, a potem rzucił go na ziemię.
Zakryła piersi drżącymi rękami i modliła się, żeby jej nie zgwałcił.
Mój Boże, to jest Kyle, mężczyzna, za którego mam wyjść za mąż.
W chłodnym nocnym powietrzu sutki jej piersi stwardniały. Kyle wziął każdy między kciuk i palec wskazujący i uszczypnął, a potem się zaśmiał.
Nie była w stanie się ruszyć. Płonęła, każde szarpnięcie wywoływało ból.
– Wiedziałem, że masz duże piersi.
Usłyszała brzęk metalu, gdy rozpinał klamrę przy pasku. Potem zamek.
– Cholera, nie stój tak. Chcesz tego tak samo jak ja.
Popatrzyła za Kyle’a. Było ciemno. Zasłaniały ich drzewa rosnące na końcu trawnika. Nie było szans, że zauważą ich rodzice Kyle’a. Nie miał kto przyjść jej z pomocą, chyba że krzykiem zwróciłaby czyjąś uwagę.
Jasnowłosa głowa Kyle’a była na jej piersiach. Lizał jej sutki, potem zaczął kąsać delikatną skórę.
Łzy napłynęły jej do oczu, gdy kontynuował pieszczoty.
Po jednym szybkim ruchu jej majtki stały się białą kropką na ciemnym trawniku. Oddech Kyle’a był ciężki i przyśpieszony. Nie stawiała oporu, wiedząc, że jeśli zacznie walczyć, to i tak przegra.
Przycisnął ją do ziemi i opuścił spodnie do kolan. Ponieważ przytrzymywał ją tylko jedną ręką, odepchnęła go i przetoczyła się w bok. Zerwała się, przyciskając do ciała podartą sukienkę, i pobiegła przez tylne podwórka, przeskakując ogrodowe węże i krzesła. Pędziła, dopóki nie zabrakło jej tchu. Kiedy natrafiła na gąszcz oleandrów, wsunęła się za nie i kucnęła. Czekała, bojąc się odetchnąć, dopóki nie nabrała pewności, że może ruszyć dalej. Owinęła się podartą sukienką. Pobiegła do domu co sił w nogach.
Ich dom był jednym z najstarszych w tej części miasta. Babcia podarowała go jej ojcu, kiedy dziesięć lat temu przeprowadziła się do nowego mieszkania w domu wielorodzinnym. Casey nienawidziła tego miejsca, mimo że kiedyś mieszkała tu babcia. Same złe rzeczy przydarzyły się jej w tym domu. Nie mogła się doczekać, kiedy go opuści.
Ten dwukondygnacyjny budynek, z którego płatami odpadała żółta farba, mógłby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby jej matka wydawała trochę pieniędzy na remonty. Matka mówiła, że to nieważne, jak dom prezentuje się z zewnątrz. Należy się troszczyć o to, co znajduje się w środku. Ludzie lubią patrzeć na piękne przedmioty, na koronkowe firanki i delikatną porcelanę.
Casey po cichu wyjęła z okna siatkę przeciw owadom i wsunęła ją do wewnątrz pokoju. Zapach kapryfolium i jaśminu utrzymywał się jeszcze w nocnym powietrzu. Przestraszył ją pisk kota. Zaczerpnęła głęboko powietrza, przekładając nogi przez parapet.
Gdy znalazła się w środku, obiegła spojrzeniem pokój, chcąc się upewnić, że nikogo w nim nie ma. Łańcuszek na drzwiach, który czasami zapewniał jej odrobinę bezpieczeństwa, był nadal na swoim miejscu. Włożenie siatki na miejsce zajęło tylko sekundę.
Oparta o okienną framugę oglądała swój pokój oczami obcego człowieka. Co obcy pomyślałby o podwójnym łóżku z cienkim materacem? O białej kordonkowej kapie wytartej ze starości? O dębowym nocnym stoliku pokrytym nacięciami i kółkami od szklanek? Komoda była bladoniebieska; sama ją wiele razy malowała. Plakaty, na brzegach zawinięte od starości, wisiały na wyblakłych ścianach. Lampa z baleriną, ta, którą dała jej babcia Gracie, była jedyną dziewczęcą ozdobą w tym przygnębiającym wnętrzu. Nie był to taki pokój, jaki miała Darlene.
Wiedziała, że powinna namoczyć poplamioną sukienkę – w zimnej wodzie, ale musiałaby wyjść poza pokój, a nie miała na to ochoty. Powinna też zadzwonić do Kyle’a i powiedzieć mu, żeby poszedł do diabła. Choć tak rozpaczliwie pragnęła opuścić dom rodzinny, wiedziała teraz, że w żadnym razie nie może wyjść za Kyle’a. Zadzwoni do niego z samego rana i, jeśli będzie jeszcze spał, nagra się na automatyczną sekretarkę. Sukienkę razem z butami schowała głęboko w szafie. Jutro będzie dość czasu, żeby zająć się praniem. Może zresztą nie warto, skoro Kyle rozdarł całą górę sukienki. Popatrzyła na łańcuszek. Lepiej go zdjąć. Matka zrobiłaby piekło, gdyby usiłowała otworzyć drzwi i nie mogła wejść. Tyle miała z tej prywatności! Raz spytała matkę, dlaczego nie pozwala zakładać łańcuszka. Odpowiedź była niczym policzek. Usłyszała, że gdyby nie była taką dziwką, mogłaby zamykać drzwi na łańcuszek. Powiedziała, że nie chce, by jakiś niespodziewany gość powitał ją, kiedy przyjdzie obudzić córkę do szkoły. Ale Casey dobrze wiedziała, że nie to było powodem. I matka też to wiedziała.
Ostrożnie wysunęła łańcuszek z zamka. Położyła się na łóżku, mając nadzieję, że zaśnie. Modliła się, żeby zostawiono ją w spokoju. Przynajmniej tej nocy. Tej nocy, kiedy czuła, że przyszłość wymyka jej się z rąk, chciała mieć święty spokój.
2
Obudził ją odgłos zamykania drzwi wejściowych. Odsunęła na bok cienką kołdrę i modliła się, żeby to Ronnie opuścił dom.
Zacisnęła uda. Wciąż obolała po poprzednim wieczorze, wzdrygnęła się, kiedy przypomniała sobie, jak Kyle przestał nad sobą panować. Wyskoczyła z łóżka i szybko wsunęła łańcuszek z powrotem na miejsce. Musiała stąd uciec. Nie zamierzała czekać na przeprosiny Kyle’a. Wydarzenia ostatniego wieczoru przekroczyły granice jej wyobraźni. Małżeństwo z Kyle’em nie może dojść do skutku. Kiedy coś było skończone, to ostatecznie.
Matce powie, że się z Kyle’em pokłócili i postanowili rozstać na jakiś czas. Matka będzie ją łajać, ale była do tego przyzwyczajona.
W głębi szafy, w puszce po kawie ukryła wszystkie swoje oszczędności. Czterysta siedemdziesiąt trzy dolary i sześćdziesiąt siedem centów. Sama była zdumiona, jakim sposobem zdołała odłożyć aż tyle pieniędzy. Matka kontrolowała każdy cent, który Casey zarobiła na opiece nad dziećmi. Od czasu do czasu, nie mówiąc o tym matce, pomagała Florze, gospodyni u Worthingtonów. Starała się utrzymywać te drobne zajęcia w tajemnicy, bo wiedziała, że nadejdzie dzień, w którym będzie musiała uciec.