– Doktor Dewitt jest przekonany, że terapia regresywna pozwala pobudzać pacjentów, którzy cierpią na amnezję. Jeśli nie odzyskają pamięci w pełni, to chociaż mają na to większe szanse. Chyba chodzi o ich podświadomość. Przynajmniej ja tyle z tego pojąłem.
– Nadal nie rozumiem – powiedziała Eve, gdy szli do swoich samochodów.
– Czy muszę ci to narysować? Dawka LSD, wielka dawka, pośle panią Edwards z powrotem tam, gdzie powinna być i skąd nigdy już nie wróci.
– Tym razem niczego nie zaniedbaj, Robercie. Nie możemy sobie pozwolić na kolejny błąd.
Gdyby ktoś ich obserwował, pomyślałby, że rozmawiają o pogodzie albo o najnowszym filmie.
Nikt by nie uwierzył, że spiskują, aby doprowadzić kogoś do obłędu.
Casey ostatni raz sprawdziła zawartość torby, aby się upewnić, że zapakowała wszystko, czego będzie potrzebowała w podróży.
– W porządku – powiedziała do siebie, przeglądając stos ubrań. Dwie pary spodni, sweter i na wszelki wypadek czarny jedwabny garnitur, granatowy podkoszulek, również granatowa koszula nocna oraz trzy pary koronkowych majteczek. Powściągnęła uśmiech. Przygotowywała się do wizyty w gabinecie psychiatry czy romantycznego sam na sam we dwoje?
Flora była zajęta w kuchni wraz z Mabel, a Julie miała zasłużony wolny dzień. Biedna dziewczyna pracowała po czternaście godzin, żeby związać koniec z końcem. Casey przypuszczała, że jeśli Julie będzie chciała opowiedzieć jej o swoim życiu, zrobi to. Do tego czasu należy powstrzymać się od zadawania pytań, jeśli mają pozostać przyjaciółkami.
Matka nie wróciła do Łabędziego Domu. Flora dowiedziała się od niej, że nie opuści szpitala, dopóki stan Johna się nie poprawi, i że zamierza spędzić tę noc w centrali firmy Worthington, gdzie John miał małe mieszkanie. To ma sens, pomyślała Casey.
Spojrzała na zegar i stwierdziła, że Błake zjawi się lada chwila. Obawiała się wizyty u doktora Dewitta, a jednocześnie nie mogła się jej doczekać. Im szybciej uzyska odpowiedzi na swoje pytania, tym prędzej rozpocznie nowe życie.
Na myśl o Blake’u serce zabiło jej mocniej. Wczoraj podczas powrotu do domu zachował się taktownie. Nie zadawał pytań, po prostu pozwolił jej odpoczywać i cieszyć się wspólnym milczeniem. Wprowadził zmiany w swoim kalendarzu, żeby móc ją dziś zawieźć.
Dewitt. To nazwisko coś jej mówiło. Ciekawe, czy był kiedykolwiek w szpitalu. Może to tam usłyszała jego nazwisko. Może należał do grona kolegów doktora Macklina.
Odkąd pamiętała, Macklin był etatowym psychiatrą. W dniu, w którym została zwolniona, po prostu zniknął. Blake dzwonił do niego do domu, ale nikt nie odbierał telefonu. Wspomniał o Mercy, gdzie doktor Macklin pracował, zanim podjął etat w szpitalu. Ciekawe, co by o niej pomyślał, gdyby zobaczył ją teraz. Po zaledwie trzech dniach nie była już tą kobietą, która opuszczała szpital, bojąc się własnego cienia. Miała wrażenie, że to działo się dawno temu.
Usłyszała odgłos rozmowy i zeszła szybko po schodach, nie chcąc, żeby Blake czekał.
Na najniższym stopniu zatrzymała się, zanim ją zauważył, tylko po to, żeby móc na niego popatrzeć. Ciemne włosy Blake’a były wciąż jeszcze wilgotne po porannym prysznicu i Casey wyobraziła sobie, że poczuje zapach jego piżmowej wody po goleniu. Miał na sobie jasnobrązowe spodnie i czerwoną koszulkę polo. Pomyślała, że wygląda tak apetycznie, że można by go zjeść. Musiała wydać jakiś dźwięk, bo zauważył, że stoi u stóp schodów. Podszedł z wyciągniętą ręką i chwycił jej torbę podróżną.
– Wyglądasz wspaniale, Casey – orzekł, gdy prowadził ją do drzwi wejściowych.
– Dzięki. – Cieszyła się teraz, że poświęciła dodatkowe minuty na wysuszenie włosów i zrobienie makijażu.
– To dla was. – Flora szybko wyszła z kuchni. – Mabel mówi, że dzięki temu nie będziecie się zatrzymywać w tych strasznych barach szybkiej obsługi. Myślę, że tym, co tutaj włożyła, można by nakarmić armię. – Podała Blake’owi biały wiklinowy koszyk. Serwetki w czerwono-białą kratkę były zapakowane w bocznej przegródce, osobne miejsce miał też termos.
– Podziękuj jej od nas, Floro, to miło, że zadała sobie tyle trudu – powiedziała Casey, czekając, aż Blake poradzi sobie z bagażem.
– To żaden kłopot. Ta kobieta gotuje tyle, że można by wyżywić wszystkich na tej wyspie. Jedźcie już. Zadzwoń do mnie, Casey.
– Zadzwonię. Nie martw się – zapewniła Casey, ściskając swą opiekunkę na pożegnanie. Wiedziała, że Flora jest o nią niespokojna, zwłaszcza po tym, jak odkryła, ile powiedział jej Blake.
Samochód Blake’a, teraz wiedziała, że to bmw, stał z otwartym bagażnikiem na podjeździe. Najwyraźniej volkswagen nie wytrzymałby podróży. Blake włożył do bagażnika ich torby oraz koszyk z przysmakami od Mabel i podszedł, żeby otworzyć drzwiczki od strony pasażera.
– Jesteś gotowa? – zapytał, gdy zapinali pasy.
– Tak, tylko trochę zdenerwowana.
– Ja też bym był, Casey. Jeśli ten lekarz jest tak dobry, jak utrzymuje Adam, to może za kilka godzin będzie już po wszystkim.
– Wiem. Boję się, Blake. Boję się siebie, osoby, którą byłam, chociaż nie wydaje mi się, żebym była złym człowiekiem. Sądzisz, że mam rację, czy to tylko pobożne życzenia?
– Myślę, że masz rację. Znałem cię, kiedy byłaś mała, i na pewno, do diaska, nie byłaś zdolna… – Przeczesał ręką włosy.
– Do popełnienia morderstwa? W porządku, możesz to powiedzieć. Nie czuję się morderczynią. Jak długo jedzie się do Savannah? – zapytała, aby zmienić temat. Będą penetrować pustkę jej umysłu, gdy tam dotrą. Do tego czasu chciała cieszyć się pięknym dniem, dobrze się bawić i poczuć… kobietą? Może chciała… poflirtować z Blakiem?
– Nie jest tak daleko. Rozluźnij się, kiedy masz okazję. – Uścisnął ją za rękę. Miał rację. To mógł być ostatni spokojny dzień w jej życiu.
Doktor Jason Dewitt, absolwent Harvardu, podziwiał oprawione dyplomy wiszące na świeżo pomalowanych ścianach gabinetu. Solidne dębowe ramy, tylko to, co najlepsze. Zabytkowe biurko, chiński jedwabny dywanik i lampa od Tiffany’ego tworzyły właściwe tło dla obiecującego młodego profesjonalisty. Dwa krzesła w stylu królowej Anny i mała kanapa dla tych pacjentów, którzy uważali, że pozycja siedząca nie pozwala im w pełni się odprężyć, odpowiednio rozmieszczone, zapewniały komfortowe warunki każdemu, kto doświadczał niepokoju. Brzmiało to żałośnie, nawet dla jego uszu profesjonalisty. „Doświadczać niepokoju”. Termin, którego nauczył się na studiach. Na Wschodzie używano tego określenia zamiast dosadnego „czubek” albo „wariat”.
Za biurkiem były drzwi prowadzące do dużej łazienki. Prysznic, umywalka i pełny barek zapewniały doktorowi Dewittowi nawet w czasie pracy wszystkie potrzebne wygody.
Prawie, pomyślał, gdy wyciągnął rękę, żeby poprawić ramę. Dziadek był perfekcjonistą. Sędzia, jak o nim mówił. Czcigodny William Dewitt. Szanowany przez środowisko prawnicze w Savannah przez ponad pięćdziesiąt lat.
Podszedł do okna. Gabinet znajdował się przy East Bay Street, naprzeciw budynku Starej Giełdy Bawełnianej. Nadrzeczną dzielnicę zmieniono w istną pułapkę na turystów. Dawne śródmieście Savannah przyciągało teraz zwiedzających z całego świata. W sklepach sprzedawano słynne pralinki z orzeszkami pekana i toffi domowej roboty. Lokalni artyści wystawiali najnowsze dzieła w sklepach zaprojektowanych tak, by wabiły, prowokowały i, jak uważał Jason, przede wszystkim oskubały klienta. Od czasu premiery „Północy w ogrodzie dobra i zła” Savannah stało się południowym Disneylandem, gdzie można było, za pewną opłatą, podglądać prywatne życie świetniejszych i mniej świetnych mieszkańców tego miasta.