Выбрать главу

Tego dnia ten sukinsyn zatelefonował z prośbą, żeby trzymał język za zębami, a oczy otwarte. A co, do diabla, robił przez ostatnie dziesięć lat?

Był zmęczony, a miał dopiero trzydzieści lat. Oddałby prawe jądro, gdyby mógł dzięki temu cofnąć zegar o dziesięć lat. Kiedy zgodził się w tym wszystkim uczestniczyć, wręczył temu kutasowi swoje jaja w koszyku. Wtedy cały ten plan miał swój pokraczny sens. Gdyby musiał usprawiedliwić swoje ówczesne czyny, powiedziałby, że zrobił to dlatego, bo był zbyt niedoświadczony i przestraszony, żeby się postawić i egzekwować prawo.

Teraz mógł tylko zwiesić głowę między nogi i mieć słabą nadzieję, że dziewczynie nie stanie się krzywda.

Albo, szeptał mu do ucha głos rozsądku, mógłbyś powiedzieć prawdę. Weź słuchawkę i zadzwoń do niego. Nie złamałeś prawa.

Nawet położył rękę na słuchawce i podniósł ją z widełek. Ściskał ją tak mocno, że zbielały mu knykcie. Nie mógł jednak tego zrobić. Upuścił słuchawkę na biurko, nie zawracając sobie głowy odłożeniem jej z powrotem na widełki. Nie obchodziło go, czy będą jakieś telefony. Bieżące sprawy mogła załatwić Vera, praktycznie i tak to robiła. On był typowym otyłym, niewykształconym szeryfem z wiejskiej wyspy.

Mógł osiągnąć o wiele więcej, gdyby nie tamten.

Ten facet manipulował nim od jego pierwszego dnia na tym stanowisku i nadal to robił. Najpierw pocztą przychodziły pliki banknotów. Nigdy nie dociekał, skąd się biorą. Czasami nawet otrzymywał zawiadomienie, że wygrał tygodniowy pobyt w swoim ulubionym domku wędkarskim. A potem przez całe miesiące nie było kontaktu. Kiedy jednak mijali się na ulicy i Parker pochwycił jego wzrok, wiedział, że już za parę dni otrzyma następny podarunek.

Jednak żaden z nich nie wynagradzał mu męczarni, jakie cierpiał każdego wieczoru. Przez ostatnie pięć lat nie mógł nawet myśleć o zaśnięciu, dopóki nie opróżnił przynajmniej sześciopaku piwa. Wiedział, że będzie jeszcze gorzej, jeśli z tym nie skończy.

Nie był w stanie spędzić następnej bezsennej nocy na zmaganiach z poczuciem winy. Nadszedł czas, by ocalić duszę.

* * *

Casey obudziła się i poczuła zapach świeżo zaparzonej kawy. Uśmiechnęła się półprzytomnie i obróciła na bok. Wtuliła się głębiej w miękkie fałdy puchowej kołdry, pragnąc, żeby Blake wziął ją w ramiona. Próbowała sobie wyobrazić, co by czuła, gdyby był obok niej. Byliby spoceni po namiętnym seksie. Wiedziała, że jego włosy na piersi i nogach lekko łaskotałyby jej wrażliwą skórę i pachniałby tym leśnym aromatem, który uwielbiała. Wciągnęła powietrze i zamiast zapachu, który sobie wyobraziła, poczuła woń kawy.

Z przyzwyczajenia porządnie posłała łóżko i poszła wziąć prysznic. Popatrzyła na siebie w lustrze, spodziewając się, że zobaczy kogoś innego niż zwykle.

Morderczyni, pomyślała. Jak wygląda morderczyni? Gdy wycierała się do sucha ręcznikiem, obserwowała swoje ruchy. Nie wiedziała, co ma nadzieję zobaczyć, ale cokolwiek to było, nie pojawiło się.

Musiała przypomnieć sobie, jak doszło do śmierci biednego, nienormalnego Ronniego. Poprzedniego dnia miała na to szansę i ją zmarnowała.

Coś takiego było w tamtym lekarzu, że ścierpła jej skóra. Wyglądał za młodo jak na znanego psychiatrę, ale nie to ją zaniepokoiło. Przypominał jej oposa, cwaniaka. Czuła, że obserwuje ją bladoniebieskimi oczyma. Tak, podjęła właściwą decyzję. Lekarstwa, które wmuszano w nią przez te wszystkie lata, uniemożliwiały jej wyzdrowienie. Sama siebie wyleczy, bez dalszych „terapii”.

* * *

Była zaskoczona, kiedy zobaczyła matkę w kuchni. Czy to zaledwie parę dni wcześniej Eve zaczęła nagle szaleć?

– Mamo! Tak się cieszę, że cię widzę. Jak się czuje John? – Nalała sobie kawy i napełniła kubek matki.

– Ma lekki nawrót – szepnęła Eve.

Casey przyglądała się matce, której oczy zaszkliły się od łez. Oczy tak podobne do moich, pomyślała.

– Bardzo mi przykro. Co mówią lekarze? – Miała nadzieję, że nie brzmi to jak grzecznościowa formułka, ale nie wiedziała, co mogłaby dodać. Przecież nawet nie poznała swojego ojczyma.

Eve osuszyła łzy płócienną serwetką.

– Skoczyło mu ciśnienie, nie są pewni dlaczego. Nie mam przekonania do tego doktora Foo. – Eve pociągnęła nosem. – Chciałabym, żeby John miał amerykańskiego lekarza.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytała Casey.

– Jest Japończykiem albo Chińczykiem, nie wiem. Myślę, że Amerykanie lepiej troszczą się o swoich.

Powinna poznać Jasona Dewitta, pomyślała Casey.

– Jestem pewna, że jest dobrym lekarzem. Wydaje się, że Blake i Adam go cenią.

– To niewiele dla mnie znaczy, moja droga. Adam jest bardzo skryty, a Blake nie traktuje życia tak poważnie, jak powinien, więc nie przywiązuję zbytniej wagi do ich opinii.

Casey wzruszyła ramionami.

– Chyba wszyscy mamy swoje powody, żeby jedne rzeczy robić, a innych nie. – Wiedziała, że prawdopodobnie nie jest to odpowiedni moment, ale od swojego powrotu spędzała z matką tak niewiele czasu! Musiała ją zapytać. Przez dłuższy okres mogłoby nie być kolejnej okazji, gdyby Johnowi się pogorszyło.

– Mamo, muszę cię o coś zapytać.

– O co, moja droga? Przyjechałam do domu tylko po zmianę ubrań. Muszę pędzić do Worthington Enterprises. Na dziś zaplanowaliśmy zebranie. Wiesz przecież, że muszę „stać na straży”, jak to mówią. Nie mogę rozczarować Johna.

– Wiem, mamo. Flora mi powiedziała. Jestem pewna, że John jest ci wdzięczny za to, że zastępujesz go w firmie. Przypuszczam, że w takiej sytuacji pomoc ze strony rodziny wszystko upraszcza.

– To prawda, ale odpowiedzialność jest ogromna. John i Adam nigdy we mnie nie wierzyli. Dopuszczę cię do małego sekretu – dodała Eve konspiracyjnym tonem. – Czekałam na ten dzień od lat. Marzyłam o tym, żeby stanąć u steru Worthington Enterprises. Czy orientujesz się, jak wielki jest majątek Johna?

Wygląda na rozmarzoną, pomyślała Casey. Czuła się nieswojo, rozmawiając o sytuacji finansowej ojczyma, i żałowała, że jej matka poruszyła ten temat.

– Właściwie to nie, mamo. Jestem pewna, że musi być znaczny, sądząc po Łabędzim Domu. – Casey rozejrzała się, mając nadzieję, że matka dostrzeże jej zakłopotanie,

– Jest właścicielem nie tylko wszystkich papierni w Brunswicku, ale też dziesiątek firm za granicą. Zajmował się bardzo wieloma branżami.

Casey zastanawiała się, czy matka zdaje sobie sprawę, że powiedziała o swoim mężu w czasie przeszłym.

– Cieszę się, że znalazłaś kogoś, kto się o ciebie zatroszczył. Jestem pewna, że John to przyzwoity człowiek, z majątkiem czy bez.

– To prawda, moja droga, ale nigdy nie zastąpi twojego ojca.

– Nie pozostały mi po nim żadne wspomnienia, ale był wspaniałym człowiekiem, sądząc z tego, co opowiedziała mi Flora.

Eve poczerwieniała z gniewu.

– Co takiego mówiła Flora?

– Nic. Tylko to, że był dobrym człowiekiem. Proszę – Casey położyła dłoń na ręce matki – nie denerwuj się. Flora nie powiedziała niczego złego. Naprawdę.

Dlaczego matkę tak poruszyło to, że Casey rozmawiała z Florą o ojcu?

– Przepraszam. Chodzi tylko o to, że czasami niepokoi mnie zachowanie Flory.

Matka chyba była w jednym ze swoich „złych stanów”.

– Flora wspomniała mi o pewnej wizycie w gabinecie doktora Huntera. – Nadszedł czas, żeby wyjaśnić, co matka wie.