Выбрать главу

Mdłości dopadły ją, gdy chwyciła się poręczy schodów. Osunęła się na najniższy stopień, starając się całą siłą woli nie stracić przytomności. Wdech. Wydech. Dokładnie w taki sposób, jak nauczył ją doktor Macklin.

Wirujące barwy zamazały jej widok. Kolejny głęboki oddech. Obrazy, niektóre wyraźne, inne nie, tańczyły przed nią.

Szafa. Tyle że tym razem stała. Szukała. Wyciągnęła dżinsową torbę na książki z głębi najwyższej półki. Grzebała, aż wymacała metalową puszkę po kawie Folger’s. Wsadziła ją do torby.

Sweter, dwa podkoszulki i para dżinsów. Podeszła do komody, chwyciła kilka par majtek i nocną koszulę i wepchnęła to wszystko do torby.

Nie mogła spędzić kolejnej nocy w tym domu. Prędzej by umarła.

Wszedł do pokoju w chwili, gdy zamykała szufladę.

Chwycił jej torbę i zbadał zawartość.

– Oddaj to! Nie masz prawa tu być. Odejdź albo zrobię coś, co ci się nie spodoba! – zagroziła. Stojąc na środku swojego spartańskiego pokoju, szukała broni. Jej wzrok napotkał puszkę po kawie, którą rzucił przed chwilą na środek łóżka.

Przepełniona nagłą odwagą, wyrwała mu torbę i rzuciła się do przodu po puszkę, i wtedy uderzył ją w twarz. Nie przejęła się, wcześniej była policzkowana wiele razy.

Ale ten drugi… Nie będzie tego dłużej znosić. Prędzej umrze.

Jednak nie chciała umrzeć.

Jego głos wypełnił pokój.

– Nie groź mi! Słyszysz? Obiecuję, że następnym razem nie będę taki miły.

Casey zadrżała. Wyszedł z jej pokoju tak szybko, jak wszedł. Rozejrzała się dokoła, modląc się, żeby to był ostatni raz, kiedy patrzy na ściany, które znały tak wiele tajemnic.

Tajemnice. Całe jej życie było jedną wielką tajemnicą.

Z wyjątkiem pobytów u babci i Flory żyła w wiecznym łęku.

Cóż, już tak nie będzie, pomyślała, gdy wrzucała zawartość puszki do torby.

Jedno ostatnie spojrzenie dokoła. Koniec. Nie będzie się już bać.

Po cichu zamknęła za sobą drzwi. Gdy wychodziła na korytarz, nie zauważyła zbliżającej się do niej pięści.

18

Potrząsnęła głową, mając nadzieję, że pomoże jej to lepiej zrozumieć te obrazy. To nie był tylko sen. Pamiętała, że była w szafie.

– Floro! – krzyknęła.

Drobna kobieta przybiegła z kuchni.

– Co tam, co się dzieje, Casey? – zapytała, oddychając nierówno.

– Pamiętam, że byłam w tej szafie. Miałam zamiar wyjechać!

– Powoli. – Flora usiadła koło niej na stopniu. – Opowiedz mi wszystko.

– Zamierzałam wyjechać. Miałam puszkę z pieniędzmi, które zaoszczędziłam. Nie wiem, skąd się brały, ale wiem, że oszczędzałam od dawna. Coś się zdarzyło. Pamiętam, jak myślałam, że to będzie ostatni raz. Miałam dość. Byłam wcześniej u doktora Huntera. To dziwaczne. Pamiętam, jak myślałam, że stało się coś strasznego, ale wydaje się, że nie umiem sobie przypomnieć, co to dokładnie było. Jest tam jednak uczucie strachu. Ciągle jeszcze jest. Bałam się, że umrę, Floro! – Casey ukryła twarz w dłoniach i pomyślała o doktorze Dewitcie. Może powinna była zostać.

– Natychmiast przestań tak myśleć! – upomniała ją Flora.

– Nie mam na to wpływu, wiem, że ktoś chciał… mnie skrzywdzić. A może temu komuś zależało, żebym siedziała cicho!

– Cóż, twoja mama nie chciała, żeby molestowanie wyszło na jaw, ale sądzę, że nie mogłaby nikogo skrzywdzić. Zwłaszcza ciebie.

– To inna sprawa. Dziś rano mama powiedziała mi, kto mnie molestował. Jednak nadal wydaje mi się, że sprawa nie została wyjaśniona.

Flora odchrząknęła, zanim zapytała:

– I kto to był, jej zdaniem?

– Jakiś Marc, po czym powiedziała, że on tak naprawdę nie… ze tylko dotykał mnie tam, gdzie nie powinien. Spotykali się przez parę miesięcy. Kiedy zapytała go o tę sprawę, odszedł i nigdy już się nie odezwał. Moje zachowanie zmieniało się zawsze, kiedy przychodził do naszego domu. Mama mówi, że po badaniu u doktora Huntera powiedziałam jej, co się stało i kto to zrobił. Błagałam ją, żeby nie szła na policję.

Casey spojrzała ukradkiem na Florę. Jej twarz, zwykle pełna ekspresji, pozostała bez wyrazu.

– Nigdy nie słyszałam o tym mężczyźnie. Co jednak nie znaczy, że nie istniał.

– Nigdy nie opiekowałaś się Ronniem i mną, kiedy mama wyjeżdżała? Powiedziała mi, że jeździli do Atlanty na weekendy.

– Może opiekowałam się. Ale chyba byliście wtedy już dość duzi, żeby zostać sami.

– Floro. – Casey się ożywiła. – A dom? Dlaczego nikt mnie tam nie zawiózł? Jeśli coś strasznego przydarzyło mi się w tamtym domu i dlatego straciłam pamięć, to czy nie wydawałoby się logiczne, że powinnam tam wrócić?

Flora wstała i wygładziła na biodrach nieodłączny fartuch.

– Myślę, że to byłoby sensowne. Nie rozumiem, dlaczego Blake albo Adam nie zaproponowali ci tego.

Casey też tego nie rozumiała. Chciała odwiedzić swój dawny dom, ale wolała zrobić to sama.

– Floro, gdzie jest ten dom?

– Tylko nie wpadnij na jakiś niemądry pomysł, dziewczyno. Budynek jest tak stary, że niedługo się rozpadnie. Był stary już wtedy, kiedy w nim mieszkałaś. Przypuszczam, że teraz jest pełen szczurów i Bóg wie czego. Myślę, że pani Eve nie była tam, odkąd wyszła za pana Worthingtona.

– Jestem po prostu ciekawa, Floro, to wszystko.

– Cóż, wiesz, co mówią o ciekawości.

– Nie, powiedz mi.

– Że to pierwszy stopień do piekła. Dawny dom Edwardsów znajduje się na końcu wyspy. Przy Back Bay Street.

– Czy to koło Poorman’s? – zapytała Casey.

– Tak. Skąd wiesz?

– Trzeba było podwieźć Adama do szpitala. Blake i ja zabraliśmy go spod warsztatu.

– Może jednak trzymaj się z dala od tego domu. Myślę, że musimy znaleźć ci jakieś następne zajęcie. – Flora odgarnęła biały kosmyk.

Casey zrobiłaby wszystko, o co poprosiłaby ją Flora, ale teraz chciała tylko móc wyjść z domu.

– Czy miałabyś coś przeciwko temu, żebym wróciła do siebie? Czuję się zmęczona. Chciałabym trochę odpocząć.

Zacisnęła kciuki na szczęście, mając nadzieję, że Flora nie zorientuje się, że to kłamstwo. Nie podobało jej się oszukiwanie tak bliskiej jej osoby, ale teraz nie miała wyboru.

– Oczywiście, że nie, moja droga. Zapominam, że jeszcze nie jesteś w pełni sił. Idź na górę, a ja powiem Julie, żeby przyniosła ci kubek kawy.

– Dzięki, ale chciałabym odpocząć. Później zejdę na herbatę.

– Jeśli tak… wolisz.

– Dziękuję, Floro. – Casey szybko ją uścisnęła i musiała sobie przypomnieć, co powiedziała o zmęczeniu, żeby nie pobiec na górę. Czuła wzrok Flory na swoich plecach.

Kiedy znalazła się w swoim pokoju, zastanowiła się, jak mogłaby niezauważenie wymknąć się z domu. Wyjrzała na długi korytarz i po cichu zamknęła za sobą drzwi. Zdjęła adidasy, wetknęła je pod pachę, a potem zbiegła po trzech kondygnacjach schodów. Z kuchni dobiegały głosy Flory i Julie. Był to jeden z wolnych dni Mabel i Flora była zajęta przygotowywaniem obiadu.

Kiedy Casey dotarła do stóp schodów, popędziła do drzwi wejściowych. Uważając, żeby nie hałasować, odciągnęła na bok ciężkie drewniane skrzydło i wyszła na dwór.