Выбрать главу
* * *

Adres w Buckhead oznacza w Atlancie, że jest się osobą zamożną albo kimś z twórców modnych trendów na Południu, lub, często, jednym i drugim. Adam jadał lunch w restauracjach sieci Waffle House albo Shoney’s, ale jego pacjentka, bogata wdowa po pięćdziesiątce, lecząca się na agorafobię, nalegała, żeby spotkali się tego dnia w Bone’s, lokalu w samym sercu dzielnicy Buckhead, w którym podawano steki.

Czarno-białe zdjęcia sławnych ludzi, którzy jedli tu kiedyś, wisiały rzędami na wyłożonych ciemnymi panelami ścianach razem z oprawionymi fotografiami przedstawiającymi Atlantę na przestrzeni dziejów. Lokal był znany ze steków, z zupy z homarów i długiej karty win. Adam uśmiechnął się do siebie, gdy czekał, aż pani Bishop wróci z damskiej toalety.

Helen Bishop chciała natychmiast zacząć korzystać ze świeżo odzyskanej wolności. Ponad dziesięć lat spędziła w domu po tym, jak jej jedyny syn zginął w wypadku samochodowym, kiedy jechał w odwiedziny do rodziców. Nie była w stanie nawet pojechać do centrum miasta. Przez ostatnie dwa lata Adam intensywnie leczył ją z agorafobii.

Świętowali teraz otwarcie jej nowej firmy marketingowej. Wynajęła biuro przy Peachtree i miała się tam wprowadzić następnego dnia.

Adam przypuszczał, że jest to lunch pożegnalny. Helen poruszała się sama po mieście od prawie roku i ten dzień był punktem kulminacyjnym jej długich zmagań z zaburzeniem psychicznym, które więziło ją przez tyle lat.

Wyłoniła się z damskiej toalety, promienna i uśmiechnięta. Ujął ją za łokieć i poprowadził w kierunku głównych drzwi restauracji, które otwierały się na Piedmont Road. Nagle wyrwała mu się i wyszła na ulicę.

– To on!

Zobaczył, kogo wskazywała. Coś w sylwetce tej osoby wydawało mu się znajome.

– Kto? – Adam zbliżył się do krawężnika i stanął obok Helen.

– Mężczyzna, od którego wynajęłam biuro. – Zrobiła kolejny krok, prawie pod nadjeżdżające samochody.

Adam chwycił ją za ramię i odciągnął w bezpieczne miejsce.

– Helen, ze smutkiem myślałbym o tym, że pracowaliśmy ciężko przez ostatnie dwa lata, a potem efekty terapii zniweczyłaby twoja ciekawość.

– O Boże, Adamie. Przepraszam. Pomyślałam, że go pozdrowię, to wszystko.

Helen obejrzała się ostatni raz, gdy Adam prowadził ją z powrotem na chodnik.

– Ciekawe, kim ona jest – powiedziała.

Adam odwrócił się, i zdążył zobaczyć Roberta Bentleya i Eve Worthington, jak zmierzali w kierunku podziemnego parkingu.

Znów razem.

Podczas gdy jej mąż, a jego ojciec, leżał ciężko chory w szpitalu.

20

Blake rozsiadł się wygodnie na kuchennym krześle i pogłaskał się po brzuchu.

– Gdybym codziennie tyle jadł, Floro, ważyłbym tonę.

– Ja też – powiedziała Casey, wkładając ostatni talerz do zmywarki.

– Cóż, moim zdaniem każde z was śmiało może przytyć o dwa czy trzy kilo. Zwłaszcza tobie to się przyda, młoda damo. Jeszcze dziesięć kilo i będziesz tryskać zdrowiem.

– Nie, Floro, byłabym gruba jak beczka. – Casey złożyła ścierkę i położyła ją na blacie szafki.

– Moje panie, robi się późno – powiedział Blake. – Powinienem się zbierać. Mam parę spraw do nadgonienia dziś wieczorem. Pomyślałem, że mógłbym pojechać do szpitala i sprawdzić, jak czuje się John. Dzwoniłem do Adama, tu, na wyspie, ale nie ma go w domu. Mam nadzieję, że złapię go u ojca w szpitalu.

Wstał i lekko uścisnął Florę. Casey poczuła, że serce jej się trzepocze, kiedy skupił na niej wzrok. Uśmiechnęła się do Blake’a.

– A więc idź, doktorze. Jeśli spotkasz w szpitalu moją matkę, powiedz jej, że o nią pytałam.

– Powiem. Chcę, żeby moje dwie ulubione piękności zrelaksowały się dziś wieczorem. Oglądajcie telewizję, upiększajcie twarze, pomalujcie paznokcie, wiecie, te rzeczy. – Mrugnął do Casey.

– Czy chcesz powiedzieć, że powinnyśmy się upiększyć, młody człowieku? – zapytała Hora i jednocześnie wymierzyła Blake’owi klapsa.

– Tak. Zadzwonię do ciebie później, Casey. – Uścisnął jej rękę i znów objął Florę. – Jutro znów będę chciał zjeść to ciasto z orzeszkami pekana – zapowiedział i we troje poszli w stronę drzwi wejściowych.

Casey pomyślała, że można by ich wziąć za rodzinę, gdy stała obok Flory, patrząc, jak tylne światła samochodu Blake’a wspinają się zakosami na wzgórze. Zamknęła drzwi i wróciła do kuchni.

Chociaż Blake wyobrażał sobie naiwnie, że spędzą ten wieczór na pogaduszkach podczas upiększania twarzy i nakładania wspaniałych różowych lakierów na paznokcie, Casey wiedziała, że Flora chce porozmawiać.

– W porządku, Floro, powiedz to.

– Cóż, dziewczyno, to pewne, że zaczynasz poznawać moje nastroje. Dziś po południu telefonowała ta młoda kobieta z sądu.

– Brenda? – zapytała Casey.

– Nie, ta druga, Marianne. Chciała z tobą rozmawiać. Powiedziałam jej, że poszłaś na spacer. A przy okazji, młoda damo, jeśli jeszcze kiedyś postanowisz się wymknąć, lepiej daj mi znać.

– Obiecuję, że nie będę się wymykać. – Casey się zaśmiała.

– Wiesz, o co mi chodzi. Myślałam, że umrę, kiedy Julie powiedziała, że nigdzie nie można cię znaleźć.

– Przepraszam. Nie zamierzałam cię martwić ani zdenerwować. Po prostu musiałam pobyć trochę sama. I chciałam iść do… tamtego domu. – Potarła opatrunek pod włosami. Udało jej się wcześniej tak je ułożyć, że ukryła ranę. Flora nic o niej nie wiedziała i Casey kazała Blake’owi obiecać, że jej nie powie. – Po co dzwoniła Marianne?

– Podobno chciałaś zobaczyć jakieś akta. Powiedziałam jej, że przekażę ci tę wiadomość.

– Może znalazła kopię raportu, którego szukaliśmy z Blakiem. – Casey pomyślała, że nie wie, jakie nazwisko nosi Marianne i czy nie jest za późno, żeby zadzwonić. Zapyta Blake’a, kiedy będzie z nim rozmawiać.

– Mówiła tylko, że to ważne. Powiedziała, że zadzwoni jeszcze raz.

Casey wypiła łyk herbaty.

– Wiesz, Floro, ledwie mogę uwierzyć w to, jak bardzo się zmieniłam przez ostatnie kilka dni. Zaledwie parę miesięcy temu byłam pod wpływem tych wszystkich lekarstw, które podawał mi doktor Macklin, a teraz jestem kimś zupełnie innym. Przypomniałam sobie tyle rzeczy! W dniu, w którym umarł Ronnie, widziałam Roberta Bentleya w moim pokoju. Czy coś o tym słyszałaś?

Casey obserwowała wyrazistą twarz Flory, licząc na jakiś znak, że nie jest to dla niej nowina.

– Nie, niczego takiego nie pamiętam. Oczywiście muszę ci znów przypomnieć, że nie jestem taka młoda jak kiedyś. Teraz często zawodzi mnie pamięć.

Casey była ciekawa, czy pamięć zawodzi Florę tylko wtedy, kiedy tak jest jej wygodnie.

– Mama powiedziała, że to Marc mnie molestował. – Użyła tego słowa z łatwością, która ją samą zdziwiła. – Czy kiedykolwiek dałam ci do zrozumienia, że mnie skrzywdził? Po prostu czuję się taka… och, chyba nie do końca tego pewna. Chciałabym wiedzieć, kto to byt, dopasować do niego twarz. Chyba potrzebuję kogoś, na kim mogłabym skupić gniew.

– Jak powiedziałam, panienko, nigdy nie słyszałam o tym Marcu. Wtedy, kiedy zabrałam cię do doktora Huntera, nie powiedziałaś ani słowa o niczym i nikim. Gdybyś komukolwiek chciała wyjawić tajemnicę, wybrałabyś mnie. Nie wyobrażam sobie, żebyś poszła do swojej mamy i jej się zwierzyła. Ale to są tylko moje przypuszczenia, Casey, nic więcej.