Zgasiła po raz drugi lampę i wsunęła się pod przykrycie. Przez cały wieczór starała się nie wracać do tego, co wyjawiła Florze, ale teraz, w nocnych ciemnościach, sama ze swoimi myślami, nie potrafiła ich powstrzymać. W jednej chwili wierzyła, że jest morderczynią, a w drugiej uważała się za ofiarę, małą dziewczynkę z płaczem domagającą się miłości. Dlaczego? – zastanawiała się, gdy naciągała kołdrę.
Pamiętała tamten dzień sprzed dziesięciu lat wyraźnie, a jednak wszystko, co zdarzyło się wcześniej, pozostawało tajemnicą.
Kartonik. Początkowo postanowiła nie zastanawiać się nad tym, co mógł oznaczać, ale teraz nie umiała się powstrzymać. Pamiętała, że zadzwoniła, a potem… jak zwykle natrafiła w głowie na pustkę.
Pamiętała też, że była przestraszona. I że koniecznie musiała się śpieszyć. Ale dlaczego? Czy jej życie było zagrożone?
Czy może jej lęk był przejawem nadopiekuńczości wobec jej nienarodzonego dziecka?
Zobaczył, że światło na górze zgasło po raz drugi. Pewnie męczyły ją koszmary. Ta myśl sprawiła mu przyjemność. Miał nadzieję, że cierpi przez niego, jeśli nie fizycznie, to przynajmniej psychicznie. Kiedy zobaczył, jak biegnie w deszczu, podążył za nią.
Pewien, że cios pozbawi ją przytomności na jakiś czas, był zaskoczony, kiedy usłyszał jej ciche jęki. Nie odważył się na kolejną próbę, przynajmniej nie od razu. Inna okazja pojawi się wkrótce, a on poczeka do tego czasu.
Poczeka na rozkazy.
Eve zostawiła swoje bmw na szpitalnym parkingu i gdy szła do głównego wejścia, przeklęła huraganowe podmuchy wiatru, które zmierzwiły jej doskonałą blond fryzurę. Ósma rano, a już wyglądała nieporządnie. Nie byłoby dobrze, gdyby John zobaczył ją w takim stanie. Postanowiła zignorować zakaz odwiedzin wydany jej przez doktora Foo.
Wstąpiła do damskiej toalety, gdzie przeczesała włosy grzebieniem i na nowo nałożyła różową szminkę. Spojrzała w lustro i przekonała się, że wygląda świetnie, jak zawsze.
Gubiła się w tym labiryncie korytarzy. Przystanęła, aby się upewnić, że skręciła we właściwą stronę. W lewo, potem do trzecich drzwi. Pokój Johna.
Zanim otworzyła drzwi, zaczerpnęła głęboko powietrza i ułożyła usta w uśmiech. John lubił, gdy była zadowolona. Będzie chciał wiedzieć, jak sobie radzi, stojąc u steru Worthington Enterprises. Zwolniła Morta i nie mogła się doczekać, kiedy powie Johnowi, kogo zatrudniła na jego miejsce.
Pchnęła ciężkie drzwi i weszła.
Niebieskie story były podniesione, co pozwalało posępnemu szaremu porankowi wnikać do środka. Świetlówka na suficie za łóżkiem Johna nie mogła rozproszyć ponurej atmosfery. Czuła zapach lizołu i moczu i zastanawiała się, jak też John to wytrzymuje.
Usiadła na obitym dermą krześle obok łóżka i czekała.
Widocznie jest w łazience, pomyślała, bo łóżko było puste. Właściwie to wyglądało tak, jakby nikt w nim nie spał. Białe prześcieradła były gładkie, a podłożone pod materac rogi tworzyły ostre kanty świadczące o niedawnym prasowaniu.
Podeszła do łazienki i zapukała. Nic.
Zajrzała do środka i spojrzała w jedną stronę, a potem w drugą.
Pusto.
Następna myśl sprawiła, że serce załomotało jej z podniecenia.
Wyszła pośpiesznie z pokoju i ruszyła energicznym krokiem w stronę stanowiska pielęgniarek. Pochyliła się nad kontuarem i popatrzyła w dół na chudą siostrę, która kilka dni wcześniej wyprowadziła ją z pokoju Johna.
– Tak? – Kobieta podniosła głowę, nie kryjąc irytacji z powodu tego, że ktoś jej przeszkadza. Przykro mi, pomyślała Eve.
– Chciałabym się dowiedzieć, gdzie jest mój mąż. Nie ma go w jego pokoju.
– Nie wie pani? – zapytała pielęgniarka.
Dobry Boże! Serce podeszło jej do gardła i przez chwilę myślała, że zemdleje.
Czy ktoś ze szpitala próbował się do niej dodzwonić? W końcu była jego żoną. W niedalekiej przyszłości tej rozpadającej się namiastce szpitala groził proces sądowy.
– Nikt nie zechciał do mnie zatelefonować. I może pani być pewna, że dyrektor tej… tej kliniki dostanie wiadomość od mojego prawnika, zanim słońce zajdzie. – Eve zmusiła oczy do łzawienia i wzięła chusteczkę higieniczną z paczki leżącej na ladzie obok wazonu ze zwiędłymi chryzantemami.
– Proszę pani, przykro mi, że jest pani taka zdenerwowana. Myślałam, że pani wie.
– Czy pani nie byłaby zdenerwowana, gdyby pani mąż umarł? – zapytała Eve. Zaczęła płakać i zorientowała się, że wpatruje się w nią kilka pielęgniarek i kilku lekarzy. Osuszyła oczy i wytarła nos w chusteczkę.
– Och, nie, pani Worthington! Pani mąż nie umarł. – Kobieta wstała i podeszła do niej, okrążając ladę.
Poprowadziła ją w kierunku okropnych zielonych krzeseł z plastiku.
– Proszę usiąść.
Eve musiała być oszołomiona, bo dopiero po paru minutach słowa pielęgniarki dotarły do jej świadomości.
– Pani mąż nie umarł.
Nagle Eve wstała, odrzuciwszy od siebie wszelkie myśli o płaczu.
– Co pani właśnie powiedziała?
– Pan Worthington czuje się świetnie. Właściwie to doktor Foo miał już wypisać go ze szpitala, ale pan Worthington poprosił, aby go przeniesiono.
– Przeniesiono? O czym pani mówi?
– Prosił, aby miejsca nie ujawniano. Nikomu. – Pielęgniarka uśmiechnęła się sztucznie.
– Co to ma znaczyć, na miłość boską?! Jestem jego żoną! – Eve krzyczała, nie przejmując się tymi, którzy akurat byli w pobliżu.
– Może zapyta go pani sama. Właśnie idzie. – Pielęgniarka spojrzała w głąb korytarza na zbliżającą się wysoką postać Adama Worthingtona.
Eve pośpieszyła na jego spotkanie.
– Ty draniu, co ty wyprawiasz?
– Uspokój się, Eve. Chodźmy gdzieś, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać. – Zwyczajny u Adama pojednawczy ton rozwścieczył Eve. Nie pozwoli, aby traktowanie jej w ten sposób uszło mu płazem. Powie Johnowi, jak tylko się dowie, gdzie go zabrano.
Adam wciągnął ją do dawnego pokoju Johna i pokazał jej gestem, żeby usiadła. Zrobiła to. Choć raz chciała usłyszeć, co ten jej nienawistny pasierb ma do powiedzenia.
– Lepiej, żebyś potrafił mi to wyjaśnić, Adamie. Nigdy w życiu nie byłam taka przerażona. Ta okropna pielęgniarka powiedziała mi, że John umarł. Zadzwonię do mojego prawnika, jak tylko stąd wyjdę. Jeszcze nigdy nie czułam takiego bicia serca. Wiesz, że nie jestem już taka młoda, Adamie. – Z torebki wyjęła chusteczkę z monogramem i otarła nią nos.
– Przestań. Poczekaj z tym przedstawieniem na nową publiczność. – Adam siadł na łóżku ojca i wpatrywał się w macochę.
Eve miała wielką ochotę go uderzyć.
– O czym mówisz? W jednej chwili myślę, że twój ojciec, mój mąż, na litość boską, nie żyje, a w następnej ty na mnie napadasz. Nie będę tego dłużej znosić, Adamie. Mam tego dość.
– Wiesz, o czym mówię, Eve. Nie mam zamiaru tego tolerować. Mój ojciec jest bardzo chory, tym się martwię.
– Pielęgniarka powiedziała, że doktor Foo zamierzał go wypisać. Nie może być zbyt chory, jeśli miał być zwolniony.
– Cóż, przykro mi, że rozwieję twoje złudzenia, ale ta pielęgniarka nie ma pojęcia o tym, o czym mówiła.
– Przypuszczam, że w przeciwieństwie do ciebie? – burknęła Eve. Zawsze był taki przemądrzały.
– Tak. Ciśnienie taty nadal podnosi się do potencjalnie niebezpiecznego poziomu. Nie można pozwolić na to, żeby go denerwowano. Wiedząc, że niektórzy ludzie czasami potrafią go rozdrażnić, poprosił, aby go przeniesiono do innego szpitala, gdzie chce zostać, dopóki nie uda się ustabilizować jego stanu.