Выбрать главу

Długa przemowa Mabel zaskoczyła Casey.

– Dziękuję, Mabel. Odpowiedziałaś na moje pytanie. – Pogłaskała kobietę po ramieniu i zastanowiła się przez chwilę, czy Julie powiedziała jej o ich wcześniejszej rozmowie.

A więc miała rację co do Hanka.

Postanowiła poczekać z dalszymi pytaniami, bo Flora i Julie były zajęte.

Julie pokazała jej gestem, żeby podeszła do zlewu, gdzie nagromadziły się stosy brudnych naczyń.

– Chciałaś, żeby to było coś łatwego – powiedziała ze śmiechem.

– Tak, chyba tak powiedziałam. – Casey zanurzyła ręce w gorącej wodzie z mydłem i stwierdziła wkrótce, że to domowe zajęcie ją uspokaja. Popatrzyła przez okno na pieczołowicie zadbane ogrody, myśląc o tym, czy Hank ją obserwuje. Prawie chciała, żeby tak było. Mógłby wtedy zobaczyć, że próba skrzywdzenia jej się nie powiodła. Może chciał tylko, żeby mu nie przeszkadzała, kiedy będzie przeszukiwał dom przy Back Bay. Nie potrafiła tego zrozumieć. O ile wiedziała, poza torbą na książki, którą dał jej szeryf Parker, i zbryzganym krwią materacem nie można tam było znaleźć niczego godnego uwagi.

Przenikliwy dzwonek telefonu sprawił, że serce zabiło jej mocniej.

– Casey, do ciebie – powiedziała Flora.

Przypuszczając, że to Blake, wytarła ręce ścierką do naczyń i wzięła podany jej przez Florę przenośny telefon.

– Blake? – zapytała, słysząc westchnienie ulgi w swoim głosie. – Halo? Blake, czy to ty? – czekała, aż dotrze do niej dźwięk jego ciepłego głosu. Przycisnęła telefon do ucha, myśląc, że może mają kiepskie połączenie. – Czy jest tam ktoś?

Kiedy miała się rozłączyć, nieoczekiwany dźwięk, który usłyszała, sprawił, że odsunęła telefon od ucha.

Płacz niemowlęcia. Przekonana, że ktoś po prostu wybrał zły numer, powiedziała do telefonu:

– Ktokolwiek dzwoni, połączył się z rezydencją Worthingtonów.

Płacz był teraz głośniejszy.

Popatrzyła na stojącą w pobliżu i obserwującą ją Florę.

Nagle płacz ustał.

Z początku Casey ledwie słyszała ten głos. Potem stał się donośniejszy. Dziecko?

Natężyła słuch, żeby zrozumieć, co mówi ta młoda osoba.

Słowa były boleśnie wyraźne, kiedy je usłyszała.

– Dlaczego mnie zabiłaś, mamusiu?

23

Gdy wyszedł ostatni pacjent, Blake wrócił myślami do wczorajszej rozmowy z szeryfem. Zarówno on, jak i Adam byli źli na Parkera za to, co zrobił, czy raczej czego nie zrobił. Chociaż powiedział Parkerowi, że rozumie, o co mu chodziło, nadal nie było wiadomo, co naprawdę stało się w dniu, w którym zabito Ronalda Edwardsa.

A tego ranka, przeglądając teczki ojca, natknął się na jeszcze jedną rewelację, która mogła wyjaśniać, dlaczego Casey popełniła morderstwo.

Jeśli daty zapisywane przez ojca były dokładne, a Blake nie miał powodu, żeby w to wątpić, Casey przyszła na wizytę w dniu śmierci Ronniego.

Układanka nadal nie była gotowa, ale Blake wiedział, że te elementy, którymi dysponuje, pomogą mu ułożyć całość. Jednak kilku w dalszym ciągu brakowało. Jeden z nich miał Bentley. Blake był o tym przekonany. Robert Bentley był w domu przy Back Bay w dniu morderstwa. Dlaczego? Tego sukinsyna nadal nie można było znaleźć. Blake próbował dodzwonić się do niego poprzedniego wieczoru, po powrocie z rozmowy z szeryfem, ale nikt nie odbierał telefonu. Spróbował znów rano i sprawdził też, czy nie ma go w szpitalu. Zatelefonował nawet do Normy. Powiedziała, że mąż pojechał do Atlanty w interesach i nie jest pewna, kiedy wróci. Blake wiedział, że powtarza kłamstwa, które usłyszała od Bentleya.

Przedzwonił znów do Macklina, mając nadzieję, że psychiatra będzie jednak mógł rzucić trochę światła na sytuację. W końcu przez ostatnie dziesięć lat był lekarzem Casey. Tym razem gospodyni Macklina wyjaśniła, że doktor wybrał się do Europy i przyjedzie po swoje rzeczy dopiero za kilka tygodni. Zapewniła Blake’a, że jeśli doktor zadzwoni, żeby zapytać, czy są do niego jakieś sprawy, co czasami robił, będzie pamiętać o przekazaniu mu wiadomości od Blake’a.

Trzymał w ręce cieniutką białą kartkę z niestarannym pismem ojca.

„W ciąży od sześciu tygodni”.

Blake nie wiedział, kto był ojcem, mógł jedynie przypuszczać, i sama myśl o tym sprawiła, że ogarnęła go chęć mordu.

Pod wieczór miał się spotkać z Adamem w Brunswicku. Może kiedy będą działać razem, znajdą tych dwóch nieuchwytnych mężczyzn. Powinien zadzwonić do Casey. Miał to zrobić wczoraj wieczorem. Po wyjściu z biura szeryfa był tak rozgniewany, że nie mógłby z nią rozmawiać, musiał się uspokoić. Nadal nie był spokojny, ale chciał pomówić z kobietą, którą kochał, tylko po to, żeby się upewnić, że wszystko u niej w porządku.

Flora odebrała przy trzecim dzwonku.

– Witaj, Floro, mam nadzieję, że jesteś zajęta pieczeniem tego ciasta z orzeszkami pekana, które tak bardzo lubię. – Blake na darmo czekał na dowcipną odpowiedź. – Floro, czemu nic nie mówisz?

– Sytuacja nie wygląda tu teraz za dobrze.

– Czy jest tam Casey? Chciałbym z nią porozmawiać. Czy nic jej się nie stało? – Mówił szybko, nie dając Florze dojść do głosu.

– Uspokój się, Blake. Nic jej nie jest, trochę się wystraszyła, odebrała dziwny telefon. Jest na górze i odpoczywa. Powiedzieć jej, żeby do ciebie zatelefonowała? – zapytała Flora.

– Nie, nie rób sobie kłopotu. Zaraz przyjadę.

– Blake, nie…

Nie pozwolił jej dokończyć. Rzucił słuchawkę na widełki i popędził do samochodu, odkładając na później myśli o wszystkim innym. Coś złego spotkało Casey i tylko to go obchodziło.

Dotarł do Łabędziego Domu po niecałych dziesięciu minutach. Dave, ochroniarz, musiał z daleka zobaczyć jego samochód, bo elektronicznie sterowana brama właśnie otwierała się, gdy wjeżdżał pod górę.

Tym razem nie zawracał sobie głowy starannym parkowaniem; zajechał przed dom i pośpiesznie wyskoczył z bmw.

Flora przywitała go w drzwiach.

– Jest na górze – powiedziała. Razem weszli po schodach. Flora zapukała i Blake usłyszał słabe „proszę”.

Kiedy zobaczył Casey, wiedział, że potrafiłby dla niej zabić. Jej oczy były zaczerwienione od płaczu, a pod nimi widniały sine cienie. Była blada. Blake zapomniał o uczuciach, wziął w nim górę lekarz. Stanął koło łóżka i ujął jej rękę. Tętno miała normalne.

– Och, Blake, czy Flora powiedziała ci, żebyś przyjechał?

Casey oparła się o stos poduszek. Wyglądała na zagubioną i zdezorientowaną. Mówią, że w życiu mężczyzny przychodzi chwila, kiedy wie, że spotkał właściwą kobietę. W tym momencie Blake pojął, że Casey jest jego kobietą. Nie miało znaczenia to, że nigdy się z nią nie kochał i że, być może, ona nie pragnie go tak bardzo, jak on jej. Ważne było to, że ją kocha i że nie cofnie się przed niczym, by ją chronić.

– Blake, przerażasz mnie. Co się stało?

– Myślę, że to ja powinienem cię o to zapytać. Flora powiedziała mi, że ktoś cię przestraszył.

– Nie mogę uwierzyć, że przejechałeś taki kawał drogi z powodu jednego telefonu. Jest środek dnia, pewnie masz pełną poczekalnię chorych. – Blake zorientował się, że Casey próbuje zbagatelizować sprawę.

– Przestań, Casey, wiesz, dlaczego tu jestem. Opowiesz mi o tym, co się stało?

– Tak naprawdę to nie chciałabym.

– Nie masz wyboru. – Blake wiedział, że ton, którego użył, był szorstki, ale nie mógł nic na to poradzić. Musiał się dowiedzieć, co zaszło.

– Brzydki kawał, nic więcej. To po prostu… przypomniało mi o czymś.

– Mów dalej – zachęcił ją.