Выбрать главу

Nigdy w życiu nie spotkało jej takie upokorzenie jak dzisiaj – szepty, drwiny, brutalne uwagi członkiń Klubu Zamężnych Kobiet. A z jakiego powodu? Zaśmiała się histerycznie i sama sobie odpowiedziała:

– Żeby Robert mógł położyć rękę na pieniądzach tej suki!

Spojrzała we wsteczne lusterko i zobaczyła, że zbliża się czarne bmw Eve Worthington. Norma gwałtownie dodała gazu, pozostawiając ją z tyłu w tumanie kurzu. Popatrzyła w boczne lusterko, spodziewając się, że zobaczy, jak Eve próbuje ją dogonić, ale najwyraźniej ta suka za nią nie jechała. Prawdopodobnie zamierzała odwiedzić biednego Johna i opowiedzieć mu, jaki straszny miała dzień.

Norma wiedziała, co naprawdę stało się tamtej nocy dziesięć lat temu. Żałowała, że Eve wtedy nie umarła.

Nadszedł czas, żeby odbyć rozmowę z Robertem.

* * *

Eve nigdy w życiu nie była taka wściekła. Kiedy zobaczyła tylne światła samochodu Normy Bentley, miała ochotę zepchnąć jej auto z drogi, ale zdrowy rozsądek wziął górę. To nie pora na tracenie głowy.

Adam zapewnił ją, że potrzeby Johna są w pełni zaspokajane w domu opieki. Kiedy po południu pojechała na spotkanie ze swoim prawnikiem, zaręczył jej, że będzie miała kontrolę nad Worthington Enterprises i że bez problemu uda się doprowadzić do ubezwłasnowolnienia Johna. Z początku była zaniepokojona, kiedy Adam powiedział jej, że przeniósł Johna w takie miejsce, ale po rozmowie z prawnikiem zdała sobie sprawę, że Adam nieświadomie wyświadczył jej przysługę.

Uśmiechnęła się. Norma skręciła przed nią, najwyraźniej zmierzając do szpitala, aby poszukać Roberta. Eve pamiętała, że nie zadzwonił do niej w sprawie końcowej części ich planu. Zwolniła, pozwalając, żeby Norma zostawiła ją z tyłu. Ciemny mercedes rozpłynął się jak mgła. Eve wyłączyła silnik. Musiała pomyśleć. Niech Norma spędzi trochę czasu z Robertem. To mogło być ich ostatnie spotkanie.

Jason Dewitt otrzepał nieistniejący kurz ze swoich czarnych lewisów. Nie wiedział, dlaczego czuje taką wściekłość z powodu pary spodni. Swędziały go od nich nogi. Czarna bluza dresowa, którą kupił w Gapie, śmierdziała jego potem.

Po lunchu w Krystalu poszedł do śródmieścia Brunswicku i kupił strój, który teraz miał na sobie. Nie byłoby dobrze, gdyby widziano go w garniturze od braci Brooks i koszuli od Calvina Kleina. Mógł się założyć, że niewielu ludzi w tej dziurze wie, jak wygląda porządne ubranie, a nie chciał się wyróżniać. Mężczyźni w jego wieku w centrum handlowym mieli albo logo „Levis” odbite na tyłku, albo napis „Gap” pacnięty na piersi. Poszedł do Champ’sa i kupił czarną saszetkę do noszenia w talii, żeby trzymać w niej niezbędne rzeczy. Fiolka z LSD-25 tak wspaniałomyślnie dostarczonym przez Bentleya tkwiła bezpiecznie przy jego brzuchu.

Prom do Sweetwater dowiózł go na wyspę równo o dwudziestej pierwszej trzydzieści. Pasażerom pozwolono wysiąść, nim zjechały pojazdy, i Jason zanurzył się w tłumie schodzącym po drewnianych deskach. Rozejrzał się dokoła. Wszyscy pasażerowie się śpieszyli. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Było dokładnie tak, jak chciał. Wcześniej, w tak zwanym barze przekąskowym, jeszcze na promie, zapytał o transport, kiedy już dopłynie do Sweetwater. Sprzedawczyni powiedziała mu, że jeśli nikt na niego nie czeka, niech lepiej włoży wygodne buty, bo w Sweetwater nie ma taksówek, publiczny transport też nie istnieje.

Jason nie miał nic przeciwko spacerowi. Na promie wziął darmową mapę wyspy z zaznaczonymi wszystkimi ważniejszymi obiektami. Zatrzymał się na krótko przy automacie telefonicznym i przekartkował czterdziestostronicowy spis abonentów, aby znaleźć adresy, których potrzebował, żeby jego wycieczka zakończyła się sukcesem.

Szybko przebył trzy kilometry dzielące go od posiadłości Fultonów. Dom sprawiał wrażenie opuszczonego. Białe kolumny, trzy kondygnacje, ciemne okna. Oparł się o elektrycznie sterowaną bramę, aby złapać oddech. Jeśli nie zdecydowałby się na przeskoczenie płotu, nie mógłby dotrzeć do frontowych drzwi. Rozejrzał się, mając nadzieję, że zobaczy zwykłą furtkę, cokolwiek, co pozwoli mu wejść na teren posiadłości, ale bez skutku.

Nie rozważył takiej możliwości. Niewątpliwie trzeba było zastosować plan B.

Szpital. Dom był ciemny jak noc, co prawdopodobnie znaczyło, że Bentley jest jeszcze w pracy.

Musiał powstrzymać tego sukinsyna, bo nie mógł już nawet logicznie myśleć. Połknął trzy tabletki valium, zanim opuścił hotel w Brunswicku. Teraz żałował, że to zrobił. W głowie miał zamęt i nie mógł skupić wzroku. Rozłożył mapę i wyjął z saszetki małą latarkę. W wąskim promieniu światła zobaczył, że szpital leży na północ najwyżej półtora kilometra od miejsca, w którym się znajdował.

Złożył mapę i wetknął ją do kieszeni. Zaczerpnął głęboko powietrza, a potem przebiegł truchtem jakieś osiemset metrów, zanim skutki zażycia valium kazały mu szukać miejsca na odpoczynek. Popatrzył w czarną noc i zobaczył światła zbliżającego się samochodu. Oślepiły go, gdy padał na ziemię. Samochód się nie zatrzymał. Raz jechał po jednej stronie drogi, raz po drugiej, jakby kierowca był pijany. W ostatniej sekundzie Jason rzucił się na pobocze.

* * *

Roland Parker czuł się jak nowo narodzony. Z jego szerokich barków zdjęto ogromny ciężar. Poprzedniej nocy po raz pierwszy od lat udało mu się zasnąć bez pomocy sześciopaku.

Wyznanie prawdy Blake’owi i Adamowi przyniosło mu ogromną ulgę. A teraz, gdy Johnowi Worthingtonowi być może groziło niebezpieczeństwo, dobry Bóg dał mu kolejną okazję do odpokutowania win w oczach dwóch mężczyzn, którzy zawsze mieli niezbyt pochlebne zdanie o jego umiejętnościach. Nie bez podstaw.

Rozmawiali do późna. Poprzednie podejrzenia Parkera, dotyczące przebiegu wydarzeń, które rozegrały się dziesięć lat temu, nabrały mocy.

Zawsze przypuszczał, że Eve Worthington i Robert Bentley byli zamieszani w tę sprawę. Teraz rozumiał, dlaczego Robert był tam, kiedy umarł Ronald. Najwyraźniej Eve do niego zadzwoniła.

Zanim przyjechał, Casey zaszyła się w kącie korytarza jak przestraszone zwierzątko. Nie miała już wtedy władzy nad swoim umysłem, potworność tego, co zrobiła, przekraczała wytrzymałość młodej dziewczyny.

Przejrzał szereg samoprzylepnych karteczek na swoim biurku.

Vera zostawiła wiadomość, że przeszukały z Marianne strych, a jednak nie znalazły raportu, który włożył do teczki przed laty.

Parker go nie potrzebował. Od dziesięciu lat trzymał oryginał w bezpiecznym miejscu. Aż do wczoraj nie powiedział nikomu o jego istnieniu. Teraz Blake i Adam mieli po kopii. Na wszelki wypadek.

Nie zdawał sobie sprawy, co zaniepokoiło go tak bardzo tamtego wieczoru, dopóki nie wrócił do domu przy Back Bay, żeby jeszcze raz obejrzeć miejsce popełnienia przestępstwa. Czas, zbyt liczni ciekawscy oraz pracownicy firmy przeprowadzającej Eve usunęli większość dowodów, ale najbardziej obciążająca rzecz ze wszystkich została na miejscu. Leży tam sobie i drwi ze mnie, pomyślał Parker, pyta, czy odważę się wykryć sprawcę. Zaplamiony krwią materac. Rozbryzgi krwi z jakiegoś powodu nadal nie dawały mu spokoju. Parker wiedział, że będzie musiał rozważyć możliwość wznowienia sprawy. Telefon późno w nocy do Waltera Wattsa w Atlancie, szefa Wydziału Analizy Przestępstw GBI, puścił machinę w ruch. Parker z wielką niechęcią poprosił o pomoc z zewnątrz, bo sądził, że przez to wydaje się nieudolny, ale to nie był czas na unoszenie się dumą. Dalsze życie pewnego mężczyzny i zdrowie psychiczne młodej kobiety zależały od jego posunięć. Czekając na wiadomości od starego kumpla, przypominał sobie scenę w sypialni Casey zaraz po tym, jak zwymiotował.