Jest obłąkany, pomyślała Casey. I może matka też. Następne słowa Ronniego sprawiły, że gwałtownie usiadła na łóżku. Słuchała.
– Wiesz, że była dziś u doktora Huntera?
– Kto ci to powiedział? – zapytała jej matka.
– Nikt mi nie musiał mówić. Poszedłem za nią. Do diabła, siedziałem przy samym gabinecie tego tępego doktora na najwyższym schodku i słuchałem. Twoja córka jest w ciąży, to pewne. Zastanawiałem się, czy nie pobiec do Łabędziego Domu, zanim mnie dźgnęła. Pomyślałem, że drogi John może chciałby wiedzieć, z jakiego rodzaju kobietą się ożeni. – Kolejny wybuch histerycznego śmiechu jej chorego umysłowo brata.
– Nie odważyłbyś się! – krzyknęła matka.
– Och, tak, odważyłbym się. Tak, odważyłbym się. Właściwie myślę, że wybiorę się tam później. Może jutro rano. Po tym, jak ja i Casey, cóż, wiesz, dziś wieczorem. – Casey usłyszała trzask tylnych drzwi i zaczerpnęła głęboko tchu, mając nadzieję, że uspokoi swoje walące tętno.
To nie mogło być prawdą. Matka w żadnym razie nie pozwoliłaby, żeby Ronniemu uszło płazem to, co robił. Była pewna, że blefował. Musiał blefować, bo jeśli tak nie było, oznaczało to rzeczy zbyt straszne, by o nich myśleć.
Drżały jej ręce. Łzy gniewu spływały po twarzy. To nie był sen. To wydarzyło się naprawdę.
Uzyskała odpowiedzi na tak wiele pytań w ciągu paru minut.
Wspomnienie o Ronniem wywołało u niej mdłości. Pobiegła do łazienki i tak długo wymiotowała, aż myślała, że umrze. Stanęła przed tym samym lustrem, które zaledwie kilka dni wcześniej ukazywało kobietę tak inną, że ją to przerażało. Wtedy nie miała pojęcia o cierpieniach, które zadał jej brat. Cieszyła się na odnowienie więzi z matką. Teraz jednak sama myśl o przebywaniu z nią w jednym pomieszczeniu sprawiła, że znów chciało jej się wymiotować.
Wszystkie te lata, kiedy Ronnie przychodził do jej pokoju! Matka wiedziała o tym! Jaką kobietą była?
I tamten wieczór, ten, o którym myślała jako o swojej ostatniej podróży do piekła. Ten wieczór, kiedy Ronnie przyszedł do jej pokoju po raz ostatni.
Przenikliwy dzwonek telefonu sprawił, że drgnęła nerwowo. Sięgnęła po słuchawkę telefonu, który stał obok jej łóżka.
– Halo – wymamrotała.
– Casey?
– Och, Blake, dzięki Bogu to ty! Przypomniałam sobie… nie możesz sobie wyobrazić… – Nie potrafiła mówić dalej. Jak miała opowiedzieć Blake’owi o potwornościach, które przeszła?
– Właśnie przejeżdżam przez bramę. Zadzwoniłem, by cię poprosić, żebyś spotkała się ze mną w ogrodzie. Myślisz, że możesz to zrobić? – Uspokajający głos Blake’a dodał jej otuchy.
Odchrząknęła, zanim się odezwała:
– Jasne.
– Poczekaj, skarbie, będę tam za parę sekund.
Casey położyła słuchawkę na widełkach i poszła do łazienki, żeby umyć twarz i zęby.
Popędziła na dół, potem przez kuchnię i tylne drzwi na dwór. Ledwie usiadła na najniższym schodku, poczuła, że Blake bierze ją w ramiona.
– Co się stało? I dlaczego się trzęsiesz, Casey? Co się stało, skarbie? No, powiedz mi.
– Przypomniałam sobie. Tamten dzień. Tamten wieczór. – Casey zaszlochała.
– Ciii, w porządku. Nie musisz o tym mówić, jeśli nie chcesz. Po prostu się odpręż. – Wziął ją na kolana i kołysał, jakby była dzieckiem.
Minęło kilka minut, zanim poczuła się dość silna, by wysunąć się z pokrzepiającego uścisku Blake’a.
Popatrzyła w górę na pociemniałe niebo. Blade chmury wirowały jak mgła wokół księżyca, sprawiając, że niebo wyglądało tak, jakby poruszało się z dużą prędkością. Trochę tak jak jej życie. Świerszcze i ropuchy wyśpiewywały swoje chrapliwe melodie. Przypomniała sobie ich zgrzytliwe krzyki innego dnia i zadygotała, mimo że wilgoć przesycała powietrze i było gorąco.
– Pamiętam ten wieczór, kiedy Ronnie przyszedł do mojego pokoju. Kiedy umarł. I wszystkie inne noce też. I ciążę. Poronienie było szczęśliwym trafem. – Wstała i przeszła na skraj długiej drewnianej werandy, oddalając się od Blake’a. Teraz akurat potrzebowała przestrzeni.
– Casey…
– Wszystko w porządku. Radzę sobie z tym. Są takie sprawy, Blake… O Boże! Może nie przypomnę sobie więcej! Mam taki zamęt w głowie. Pamiętam to tak wyraźnie. Ale potem wszystko robi się czarne. Blake – przeczesała ręką włosy, chodząc tam i z powrotem po werandzie – za nic w świecie nie mogę sobie przypomnieć… że zabiłam Ronniego. Pewnie straciłam przytomność.
– To przeszłość, Casey. Adam i ja spotkaliśmy się z szeryfem dziś po południu, kiedy wyszedłem przed przyjęciem. Jest coś, o czym powinnaś wiedzieć. To może wyjaśnić, dlaczego nie możesz sobie przypomnieć, że zabiłaś swojego przyrodniego brata. – Głos Blake’a brzmiał prawie… złowieszczo.
Odwróciła się w jego stronę.
– Dlaczego? Co to takiego? Masz dziwny głos.
Przeniknęło ją przeczucie, że coś się zaraz zdarzy.
– Usiądź, Casey- nakazał Blake.
Posłuchała go.
– Szeryf Parker skontaktował się ze swoim przyjacielem z Wydziału Analizy Przestępstw GBI. Chce poznać opinię eksperta.
– Tak? Ale dlaczego? Lilah i wszyscy inni mówili, że tamtego wieczoru to on prowadził śledztwo. Dlaczego miałby teraz kwestionować własne ustalenia?
– Zawsze miał wątpliwości, czy właśnie to zdarzyło się tamtego wieczoru. Jeśli czujesz się na silach, zrelacjonuję ci, o czym szeryf opowiadał mnie i Adamowi przez sporą część ostatniego wieczoru i dzisiejszego popołudnia.
– Nie jestem pewna, czy w ogóle będę jeszcze kiedyś „czuć się na siłach” do czegokolwiek, ale chcę wiedzieć.
– Chodźmy na spacer, który ci wcześniej obiecałem.
Trzymając się za ręce, przechadzali się po pachnących ogrodach Łabędziego Domu. Kapryfolia, jaśminy z kwiatami otwierającymi się w nocy i róże rozsiewały wonie w wilgotnym powietrzu. Casey żałowała, że przypomniała sobie ten katastrofalny wieczór sprzed dziesięciu lat, ponieważ odzyskując pamięć, straciła matkę. Głos Blake’a brzęczał monotonnie i nie potrafiła skupić się na jego słowach.
– Casey? Czy słyszałaś cokolwiek z tego, co powiedziałem? – zapytał Blake.
– Nie.
– Powiedziałem, że szeryf Parker uważa, że jest coś podejrzanego w… plamach krwi na materacu. Teraz, gdy rozmawiamy, jego przyjaciel z Wydziału Analiz jedzie tu z Atlanty, żeby zbadać szczegółowo te rozbryzgi.
– Co to znaczy?
– Znaczy to, że są pewne wątpliwości dotyczące zgodności relacji twojej matki i Roberta Bentleya o tym, co się stało tamtego wieczoru. Na tyle znaczące wątpliwości, że trzeba to sprawdzić. Jeśli Parker mówi prawdę, a nie mam powodu, żeby mu nie wierzyć, ktoś zamordował Ronniego, ale to nie byłaś ty.
Casey zatrzymała się na środku kamiennej ścieżki prowadzącej do fontanny, którą oglądała zaledwie kilka dni wcześniej. Cicha strużka wody odbijała się w jej uszach hukiem spadającego wodospadu.
– A więc… nie jestem… Och, Blake, czy wiesz, co to znaczy? Mój Boże! To jest… nie zabiłam go! – Nie potrafiła wyrazić słowami radości, którą czuła. Zawsze istniały te dokuczliwe wątpliwości. Teraz miała się dowiedzieć, czy były one uzasadnione. Potem euforia zniknęła tak nagle, jak się pojawiła. Jeśli nie ona odebrała życie Ronniemu, który przez dziewięć lat dręczył ją i gwałcił, znaczyło to, że morderca ciągle był na wolności. Zabójca, który nigdy nie zapłacił za swoją zbrodnię.