Casey rozejrzała się przestraszona. Dwie starsze kobiety zdążyły już zejść pod pokład, a załogi nie było nigdzie widać.
– Przypomniałam sobie coś niecoś, ale nic ważnego, przynajmniej ja tak uważam – odparła Casey, uznając, że to nie jest odpowiednia pora na konfrontację.
Na twarzy Eve odmalowała się ulga.
– Jeśli po latach brania leków wróci ci pamięć, prawdopodobnie i tak nigdy nie będziesz wiedziała, co jest, a co nie jest prawdą. Tak będzie dla ciebie najlepiej.
W głowie Casey rozległy się sygnały ostrzegawcze. Jak mogła być taka głupia? Już miała zadać matce pytanie, zapominając o strachu sprzed paru chwil, kiedy strumień wspomnień zalał jej mózg.
Ogarnął ją zupełny spokój. Pozwoliła, by nią zawładnął. Szybowała na poziomie przedtem dla niej nieosiągalnym i wznosząc się, dotarła do królestwa świadomości w innym świecie.
Wtedy sobie przypomniała. Wcześniej była z Ronniem w budce na narzędzia. Walczyli. Potem uciekła do swojego pokoju. Po paru godzinach cień. Ktoś nieokreślony wtargnął do jej przestrzeni. Okrył ją płaszcz ciemności. Zapewne straciła przytomność.
– O Boże! – Casey nagle przycisnęła rękę do ust. Popatrzyła na matkę i zaczęła przyglądać się jej zwężonymi oczami, cofając się powoli w stronę dziobu, chcąc zwiększyć odległość między nimi.
– O co chodzi, Casey? – Matka zbliżyła się, zmuszając ją do zrobienia kolejnego kroku w tył.
– Byłaś tam. – Ręce Casey drżały, gdy wycofywała się w stronę dziobu. – W moim pokoju…!
Matka zaśmiała się demonicznie.
– A jednak miałam rację. Pamiętasz! – Eve wydawała się toczyć w myślach bitwę ze sobą, zanim skupiła zimne niebieskie spojrzenie na córce. – Tak, byłam tam tego wieczoru. Powinnaś się z tego cieszyć. Gdyby mnie tam nie było, nie wiadomo, jak daleko posunąłby się Ronnie.
Wybuch gniewu dodał Casey odwagi.
– Wiedziałaś, że przychodził do mojego pokoju od dziewięciu lat? Dziewięć długich, strasznych, nieszczęśliwych lat?! – Krzyczała, i nie przejmowała się tym. Miała ochotę wymierzyć matce policzek, żeby zetrzeć nieznośny uśmieszek z jej twarzy.
– Och, przestań, Casey. Jesteś taka sama jak ten twój ojciec, prawiący morały dobroczyńca ludzkości. Jeśli byłaś taka nieszczęśliwa, trzeba było mi powiedzieć. Zrobiłabym coś w tej sprawie.
Casey zacisnęła pięści, potem wepchnęła ręce do kieszeni. Czuła, jak serce łomocze w jej piersi. Chciała poznać odpowiedzi, których mogła udzielić tylko matka. Zmusiła się do wzięcia głębokiego oddechu, zanim zaczęła mówić dalej.
– Jak mogłaś, mamo! Kilka razy próbowałam powiedzieć ci o Ronniem. Zawsze byłaś z Robertem Bentleyem albo z Johnem Worthingtonem. Dlaczego, mamo, czy możesz powiedzieć mi tylko: dlaczego? Jak mogłaś pozwalać temu psychopacie mnie gwałcić?! – Miała ochotę uderzyć matkę pięścią w twarz, zmazać ten jej uśmieszek tak, żeby już nie powrócił.
Widać było, że Eve bije się z myślami. Odezwała się, gdy podjęła decyzję. Jej głos był pewny i wyraźny, niebieskie oczy szkliste. W tym momencie Casey uznała, że jej matka jest naprawdę obłąkana. Żadna kobieta przy zdrowych zmysłach nie pozwoliłaby, żeby jej dziecko było molestowane.
– Mamo, jak mogłaś?! – krzyknęła. – Czy możesz przynajmniej podać mi jakiś cholerny powód?! Może wtedy zdołam zrozumieć! – Łzy gniewu płynęły po jej policzkach, gdy stała przed matką, czekając na jakieś wyjaśnienie, na cokolwiek, żeby zrozumieć tę kobietę, która nazywała siebie matką.
Eve westchnęła.
– Och, chyba rzeczywiście jestem ci winna jakieś wyjaśnienie. To wszystko było tak dawno temu. – Popatrzyła za dziób promu, potem usiadła na ławce przy sterburcie.
Casey siadła naprzeciw niej, czekając.
– Nie wiesz, jak to jest żyć w biedzie, Casey. Masz szczęście.
– Wolałabym być biedna niż gwałcona!
– To zaczęło się w dniu, kiedy poznałam Roberta. Poszłam do jego biura zaraz po tym, jak się urodziłaś. Zakochaliśmy się w sobie, i tak już zostało. Ronnie dowiedział się o nas. John i ja zamierzaliśmy się pobrać. Ten szalony chłopak groził mi. Zagrażał wszystkiemu, do czego dążyliśmy Robert i ja. – Spojrzenie jej matki stało się nieobecne.
– Pytałam o siebie, mamo. O te wszystkie straszne rzeczy, które Ronnie mi robił.
28
Eve podniosła pierwszą rzecz, która wpadła jej w rękę, i rzuciła nią w pasierba. Szkoda, że była to stara lampa jej teściowej, ale ona i tak nie żyła i się nie dowie.
– Słuchaj – powiedziała – wiem, co robiłeś przez te wszystkie lata i dalej robisz. Nie myśl ani przez chwilę, że nie wiem!
– Taak, stara kobieto. Wiem, że wiedziałaś o mnie i małej Casey. I myślę, że kiedy leżałaś w tym swoim łóżku, lubiłaś nas słuchać. – Ronnie zaśmiał się. – Wiesz, że była dziś u doktora Huntera?
– Kto ci to powiedział?
– Nikt mi nie musiał mówić. Poszedłem za nią. Do diabła, siedziałem przy samym gabinecie tego tępego doktora na najwyższym schodku i słuchałem. Twoja córka jest w ciąży, to pewne.
Zastanawiałem się, czy nie pobiec do Łabędziego Domu, zanim mnie dźgnęła. Pomyślałem, że drogi John może chciałby wiedzieć, z jakiego rodzaju kobietą się ożeni. – Znów się zaśmiał.
– Nie odważyłbyś się! – wrzasnęła.
– Och, tak, odważyłbym się. Właściwie myślę, że wybiorę się tam później. Może jutro rano. Po tym, jak ja i Casey, cóż, wiesz, dziś wieczorem.
Ronnie wyszedł wtedy, dzięki Bogu, bo musiała się zastanowić.
Pewna, że to dziecko Ronniego, Eve wiedziała, że będzie musiała zorganizować aborcję. Robert wynajdzie odpowiedni numer telefonu i miejsce.
Zacznij intensywnie myśleć!
Podejrzewała wcześniej, że Ronnie dobiera się do Casey, ale nie miała pojęcia, że odbywa z nią stosunki. Casey powinna była jej powiedzieć, kiedy zdarzyło się to po raz pierwszy, ale, pomyślała Eve, nie są spokrewnieni. Może jej córka lubi wizyty Ronniego. Nie ma to teraz znaczenia, powiedziała sobie, ważne jest jedynie to, żeby Ronnie trzymał swój długi jęzor za zębami.
Sama nie wiedziała, dlaczego zatrzymała go po śmierci Reeda. Musiała przyznać, że szczerze nie lubiła chłopaka, ale czasami potrafił być zabawny. Wszystkie te wycieczki do jego szkoły, oboje zawsze porządnie się uśmiali. Szkoda, że rodzina Carolyn go nie chciała, ale Eve naprawdę im się nie dziwiła. Dlaczego mieliby wychowywać dziecko, którego ojcem był jego dziadek? Genetyczne partactwo. Mogła to zrozumieć.
Zadzwoniła do Roberta do szpitala. On powie jej, co robić.
– O co chodzi, Eve? Nie powinnaś tutaj dzwonić. Jeśli Worthington się o nas dowie, będziesz mogła pożegnać się z tą jego rezydencją i wszystkimi udziałami w kwitnących firmach.
– Chodzi o Ronniego. Wie o nas. Powiedziałam mu, że wiem o nim i Casey. Zagroził, że pójdzie do Johna. Boję się, Robercie. Ten mały sukinsyn zrobi to.
– Gdzie jest teraz? – zapytał Robert.
– Właśnie wyszedł. I, Robercie, zgadnij, co jeszcze się stało.
– Nie lubię zgadywanek, Eve, wiesz o tym.
– Ona jest w ciąży. Ronnie straszył, że o tym też powie Johnowi. John nigdy się ze mną nie ożeni, jeśli będzie myślał, że nic nie robiłam i pozwalałam, żeby to spotykało moją własną córkę.