Quentin przypomniał sobie słowa Anny: „Widziałam jego oczy. Były pomarańczowe“. No jasne, ten sukinsyn użył zabarwionych szkieł kontaktowych! Quentin zaklął i zupełnie zapomniał o bieganiu. Podszedł do szafki i otworzył ją na oścież.
Terry spojrzał na niego ze zdziwieniem.
– Co się stało?
– Muszę coś sprawdzić w związku z tymi morderstwami – mruknął. – Jak chcesz, możesz iść ze mną.
Terry zerwał się na równe nogi.
– No jasne!
Dwadzieścia minut później weszli do sklepu optycznego „Eyeware Showcase“ w New Orleans Center. Przeszli przez wysłaną dywanem część wystawową i podeszli do lady. Quentin pokazał młodemu sprzedawcy odznakę i poprosił, by skontaktował go z szefem.
– O co ci chodzi? – spytał Terry, kiedy młodzieniec wyszedł na zaplecze, żeby zawołać menedżera.
– O pewien trop – odparł Malone. – Zresztą sam zobaczysz.
Po chwili podeszła do nich elegancka kobieta w średnim wieku.
– Panowie są z policji? Nazywam się Pamela Bell. Czym mogę służyć?
– Śledczy Malone, a to mój kolega Landry – przedstawił ich Quentin i raz jeszcze pokazał odznakę. – Chciałem panią spytać o pewną sprawę związaną z prowadzonym przez nas śledztwem.
– Proszę bardzo.
– Interesują mnie barwione szkła kontaktowe. Czy są tylko w tradycyjnych kolorach, czy można też kupić na przykład czerwone lub pomarańczowe?
– W najrozmaitszych kolorach – odparła, sięgając pod ladę.
Po chwili wyjęła stamtąd folder reklamowy wielkości sporej gazety. Były tam soczewki zarówno niebieskie i zielone, ale też fioletowe, żółte i pomarańczowe. Zwłaszcza osoby, które prezentowały czerwone, wyglądały szczególnie diabelsko.
– Niesamowite – mruknął Quentin. – I trochę przerażające, prawda?
Kobieta skinęła głową.
– Najwięcej niezwykłych szkieł sprzedajemy przed Halloween i Mardi Gras. Poza tym kupują je różni ekscentrycy, wie pan, o kogo mi chodzi.
Quentin zmarszczył brwi.
– Niestety, nie.
Spojrzała w przestrzeń, a potem znowu na niego.
– No, jakieś subkultury. Młodzież, która sama siebie określa mianem Gotów, różni muzycy i performerzy z undergroundu.
Malone skinął głową, a Terry wciąż milczał.
– Czy każdy może je nosić?
– Tak, chociaż najlepszy efekt osiągają ludzie o jasnych oczach.
– A czy łatwo je można kupić? Czy są ogólnie dostępne?
– Tak. I jak większość nowości cieszą się sporym zainteresowaniem. Zwłaszcza że ceny są dosyć umiarkowane.
Quentin podziękował szefowej stoiska. Wyszli z salonu, a następnie opuścili centrum handlowe.
– Cały czas milczałeś – zauważył Malone.
– A co miałem mówić? – Terry wzruszył ramionami. – Zupełnie się na tym nie znam. Czy to miało jakiś związek z zabójstwami Kent, Parker i Jackson?
– Być może.
– Masz podejrzanego?
– Bez komentarza.
– Słyszałem, że podobno ta twoja pisarka widziała tego faceta. I że miał jakieś dziwne oczy.
Malone otworzył wóz i spojrzał na partnera.
– Ciekawych rzeczy można się nasłuchać u nas w pracy. Masz jakieś podejrzenia w związku z tą sprawą?
Wsiedli do terenówki i zapięli pasy. Terry spojrzał w kierunku centrum handlowego i pokiwał głową.
– Myślę, że znalazłeś dobry trop. Chyba że ofierze coś się pomieszało…
– Nie sądzę – rzekł krótko Quentin i spojrzał za siebie, wyprowadzając samochód z miejsca parkingowego. – A jak sądzisz, dlaczego zabójca zdecydował się zmienić kolor oczu?
– Żeby groźniej wyglądać? Żeby ją zastraszyć? Sam nie wiem. – Wzruszył ramionami. – A może czuje się przez to silniejszy, potężniejszy? Nie z tego świata?
– Bardzo możliwe – zgodził się Terry.
Dalszą część drogi do posterunku pokonali w milczeniu i rozstali się zaraz po wejściu do budynku. Terry miał jakiś wyjazd, a Malone postanowił trochę podzwonić.
Nagle, w czasie drugiej czy trzeciej rozmowy, coś sobie przypomniał. W zeszłym roku, podczas hucznie obchodzonego milenijnego sylwestra, Terry przebrał się za Władcę Czasu. Tyle, że zamiast białej brody i powłóczystej szaty miał na sobie strój kolarski, a postawione na sztorc włosy spryskał lakierem. Efekty przeszły najśmielsze oczekiwania. Wyglądał jak postać z filmu fantasy. Szalony Maks czy ktoś w tym rodzaju. I jeszcze oczy. Oczy miał zupełnie czerwone. Kolorowe szkła kontaktowe.
Cholera, Terry! – zaklął w duchu. Dlaczego nie pisnąłeś o tym choć słówkiem?!
Quentin szybko skończył rozmowę i odłożył słuchawkę. To nic nie znaczy, powtarzał sobie w duchu. Szefowa salonu okulistycznego powiedziała, że kolorowe soczewki są teraz bardzo popularne. Więc dlaczego Terry wciąż milczał? Chyba nie zapomniał o swoim przebraniu?
– Cześć, stary.
Malone, zdziwiony, spojrzał w stronę drzwi.
– Terry? Już wróciłeś?
– Tak, sprawa okazała się nadzwyczaj prosta. Zaplanowane włamanie. Żadnych śladów ani świadków. Nigdy nie złapiemy złodzieja.
Malone starał się zachowywać swobodnie. Uśmiechnął się i rozparł wygodnie na krześle.
– Założę się, że niezbyt się to spodobało tym biednym okradzionym ludziom.
Terry machnął ręką.
– Mogli się tego spodziewać, jeśli zdecydowali się mieszkać w takiej okolicy. Zresztą i tak są bogaci. Nawet nie zauważą straty. – Przeciągnął się i ziewnął. – Co się z tobą dzieje? Kiedy wszedłem, zrobiłeś taką minę, jakbyś zobaczył ducha. Masz może coś nowego?
– Nie. Jestem po prostu zmęczony. To był ciężki dzień.
Malone spojrzał na zegarek. Chciał znaleźć sposób, żeby wypytać Terry’ego, co robił w czasie, gdy zamordowano Jessikę Jackson, ale tak, żeby nie domyślił się, o co mu chodzi. Chrząknął, czując, że nie ma prawa podejrzewać kumpla i zadawać mu podchwytliwych pytań.
– Co robisz dziś wieczorem? Wybierasz się do Shannona?
Terry skrzywił się.
– Jakoś nie mam ochoty.
– Niemożliwe. – Malone uśmiechnął się. – Każdy, tylko nie ty.
– Chcę zacząć nowy rozdział w moim życiu. – Wyciągnął do góry dwa palce. – Słowo honoru.
– Więc dlaczego jesteś taki złachany? Dobrze się ostatnio bawiłeś?
Na czole Terry’ego pojawiły się dwie pionowe zmarszczki.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Po prostu zastanawiam się, ile straciłem. Czemu się tak najeżyłeś? – zaśmiał się.
– Wczoraj byłem z dziećmi na jakimś idiotycznym filmie – odparł, krzywiąc się. – A poprzedni wieczór spędziłem z di Markiem i Tarantinem z Piątki. – Przeciągnął dłonią po zmęczonej twarzy i spojrzał na niego nieśmiało. – Boże, jak oni piją. Nie mogłem za nimi nadążyć.
– Ty nie mogłeś nadążyć? – zaśmiał się z ulgą Quentin. – Więc jest dla ciebie jeszcze jakaś szansa.
Terry zbierał się już do wyjścia, ale pokazał mu na odchodnym, gdzie może się pocałować.
– Lepiej się prześpij! – krzyknął jeszcze za nim. – Kiepsko ostatnio wyglądasz.
Terry zniknął za drzwiami. Quentin policzył do stu, a potem złapał kurtkę i podbił swoją kartę zegarową. Jeśli natychmiast wyjdzie i złamie parę przepisów drogowych, z pewnością złapie jeszcze di Marca i Tarantina.
Dopadł obu oficerów, gdy właśnie wychodzili z pracy. Parę minut później już by ich nie zastał.
– Cześć, Malone! Co cię tu sprowadza?
– Chcę sprawdzić, jak sprawuje się mój młodszy brat. Czy jest grzeczny i nikomu nie dokucza?
Obaj mężczyźni wybuchnęli śmiechem.
– Na szczęście. Ale pamiętaj, że twój braciszek to jeszcze większy rozrabiaka niż ty!