Выбрать главу

Zrobił, jak radziła. A kiedy skończył, wcale nie wyglądała na zaskoczoną. Spojrzał więc na nią, mrużąc oczy.

– Co na niego masz, Patti? Ostatnio bardzo interesowała się nim sekcja wewnętrzna. Może znaleźli coś poważniejszego niż kłótnia po pijanemu? Mam prawo wiedzieć!

– Porozmawiajmy najpierw o tym, z czym przyszedłeś. Czy doktor Walker jest pewny, że Landry to jego dawny pacjent Rick Richardson?

– Całkowicie.

– I wciąż wierzysz, że Anna North jest ogniwem łączącym te wszystkie morderstwa? Z powodu rudych włosów?

– Tak. I obciętego palca ostatniej ofiary.

Ciotka uniosła brwi.

– Ale po co zabijał te kobiety? Dlaczego nie zaczął od Anny North?

Quentin poczuł, że robi mu się niedobrze. Patti mówiła o tym bez zbędnych emocji, a on nie mógł sobie wyobrazić tego, że kumpel zabił aż trzy kobiety. Co gorsza, w jakiś sposób mu w tym pomagał, broniąc go przy każdej okazji.

– Po prostu ćwiczył. Przygotowywał się do tego, co najważniejsze, a przy okazji wyżywał się na innych kobietach. Zdarzały się już takie przypadki.

Kapitan skinęła głową, więc wyrzucił z siebie wszystkie dręczące go podejrzenia:

– Możliwe, że tej nocy, kiedy napadł na Annę, wcale nie chciał jej zabić. Włożył szkła, żeby ją sterroryzować. Żeby puściły jej nerwy. – Quentin z trudem złapał oddech. – Kiedy myślałem o tamtym wieczorze u Shannona, przypomniałem sobie jedną godzinę, w czasie której Terry zniknął mi z pola widzenia. To mogła być właśnie ta godzina – rzekł z naciskiem. – Miał wystarczająco dużo czasu, by zgwałcić i zabić Nancy Kent…

– Rozumiem. Co jeszcze?

– Kiedy zabito Jackson, był z di Markiem i Tarantinem z Piątki.

– Chciał sobie załatwić alibi – mruknęła.

– Ale kiepsko mu wyszło. – Quentin potarł uda. – Di Marco mówił, że Terry spił się do nieprzytomności, chociaż przez cały wieczór nie widział go z drinkiem.

– To wszystko?

– Są jeszcze kolorowe szkła kontaktowe. Terry miał takie na sylwestra w zeszłym roku. Nic jednak nie mówił, kiedy byłem u optyka.

– Sporo ci się zebrało – zauważyła. – Dlaczego nie powiedziałeś o tym wcześniej?

– Wydawało mi się, że są to rzeczy bez znaczenia. Nie układały się w żadną całość. Być może, gdybym wiedział o wynikach śledztwa sekcji wewnętrznej…

Kapitan O’Shay nie zamierzała się z nim spierać.

– Oficerowie prowadzący śledztwo nie chcieli, żebym cię informowała.

– Uważali, że nie będę lojalny?

– To oczywiste, bo przez wiele lat przyjaźniłeś się z Landrym.

Quentin zesztywniał.

– A ty co uważałaś?

Ciotka uśmiechnęła się pobłażliwie.

– Wiesz co, zmieniałam ci pieluchy i patrzyłam, jak zaczynasz chodzić. Jestem twoją matką chrzestną. Zawsze wiedziałam, że zrobisz to, co uznasz za słuszne i zgodne z prawem.

Quentin nieco się rozluźnił.

– Dobrze, więc opowiedz mi o wynikach śledztwa sekcji wewnętrznej – poprosił.

– Po pierwsze zabójstwo Kent. Grupa krwi się zgadza, ale to jeszcze nic nie znaczy. Wciąż czekamy na wyniki testów DNA.

– Rozumiem.

– Około trzydziestu ośmiu procent nowoorleańczyków ma grupę krwi O Rh+, ale ze względu na kłótnię Landry’ego z tą kobietą zaczęliśmy zbierać kolejne dowody.

– I co się okazało? – spytał, chociaż już znał odpowiedź.

– Sam zadzwoń do sekcji wewnętrznej. Poproś o nakaz aresztowania Landry’ego i nakaz rewizji. Będę go chciała przesłuchać.

Właśnie tego najbardziej się obawiał.

– Chciałbym sam to zrobić. Chciałbym poprowadzić przesłuchanie.

– Quen, nie sądzę…

– To będzie teraz moja sprawa.

– Przypominam, że jesteś w nią osobiście zaangażowany i to mocno. Nie chciałabym, żebyś nagle się wycofał…

– Do diabła, nie zrobię tego! – Zacisnął pięści. Nigdy jeszcze nie był tak bardzo zły i rozczarowany. – Jasne, że jestem zaangażowany. Nadstawiałem za niego karku i jeśli okaże się, że kłamał, chcę, żeby za to zapłacił.

Przez chwilę zastanawiała się nad tym, a potem skinęła głową.

– Dobrze, ale musisz to zrobić z Johnsonem. Wszystko ma być zgodnie z przepisami.

– Dobra. – Wstał i podszedł do wyjścia. – Zaraz zadzwonię do chłopaków z wewnętrznej.

– Ja to zrobię – powiedziała, sięgając po słuchawkę. – I jeszcze jedno…

Spojrzał na nią od drzwi.

– Dobrze się spisałeś. Wiem, że nie było ci łatwo.

Skrzywił się smutno i poczuł się nagle potwornie przygnębiony.

– Przecież jestem policjantem. Nie mogłem zrobić nic innego.

ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY DRUGI

Piątek, 2 lutego, godz. 16.00

Dwie godziny później Quentin usiadł na składanym metalowym krześle naprzeciwko Terry’ego. Jego partner zajmował takie samo krzesło, stojące tak, że niemal stykali się kolanami. Malone specjalnie je tak ustawił. Chodziło mu o to, żeby przesłuchiwany nie czuł się zbyt swobodnie i patrzył tylko na niego.

Terry wyglądał na zmęczonego i przybitego. Nie powinien więc mieć trudności z wydobyciem z niego prawdy.

– O co w tym wszystkim chodzi, Quen? – Terry spojrzał na Johnsona, który stał po lewej stronie Malone’a, opierając się o ścianę, z rękami skrzyżowanymi na potężnej piersi. – Czy to oficjalne przesłuchanie?

– Sprawa jest bardzo poważna.

– No jasne, poważna. Pewnie znowu jakieś bzdury z sekcji wewnętrznej.

– Skąd to przypuszczenie?

– Inaczej byście mnie nie przesłuchiwali. – Z widoczną pogardą spojrzał prosto w stronę kamery wideo. – Czy mamy dziś publiczność?

– A jak sądzisz?

Terry zasalutował kamerze, a potem zwrócił się do Quentina:

– Może powinienem zażądać prawnika?

– Masz do tego prawo.

Terry rozparł się na krześle, demonstracyjnie pokazując, jak bardzo jest pewny siebie. Jedynie niewielki tik w prawym oku wskazywał, że musi być zdenerwowany.

– Szkoda czasu, dawajcie te swoje pytania. Nie mam nic do ukrycia.

– Terry, słyszałeś kiedyś o Beniaminie Walkerze? – Malone postanowił nie bawić się w subtelności i od razu przystąpił do rzeczy. – O doktorze Beniaminie Walkerze?

– Jasne. – Terry ostentacyjnie wzruszył ramionami. – To psycholog, przyjaciel tej pisarki Anny jakiejś tam. Co to ma wspólnego ze mną?

Quentin zignorował jego pytanie.

– I wiesz, że naszym zdaniem jest on powiązany z morderstwami w Dzielnicy Francuskiej?

– Nie wiem, co najwyżej się domyślam. Przecież zostałem wyłączony z tej sprawy. – Znowu prowokująco spojrzał prosto w kamerę wideo. – Docierają do mnie tylko strzępy informacji, jak to na posterunku bywa.

– Więc chcesz nam powiedzieć, że słyszałeś o doktorze Walkerze jedynie w związku z tą sprawą? Nie miałeś z nim żadnych osobistych kontaktów?

Quentin wstrzymał oddech. No, dalej, Terry. Nie bądź idiotą. Nie próbuj się z tego wyłgać.

– Właśnie to chcę powiedzieć.

Ta odpowiedź wstrząsnęła Malone’em. Czuł, że Terry pogrążył się na dobre. Jedno małe kłamstwo pociągało za sobą następne i w krótkim czasie lawina pochłaniała kłamcę. Jednak nie dał nic po sobie poznać, tylko dalej ciągnął przesłuchanie:

– Porozmawiajmy przez chwilę o szkłach kontaktowych – zaczął z innej beczki. – Takich z barwionymi soczewkami w dziwnych kolorach.

– Pomarańczowym albo czerwonym – dorzucił Johnson. – Nosi się je na balach maskowych.

Terry wzruszył ramionami.

– No i co z tego? Rzeczywiście mam takie szkła. Słyszałeś, co powiedziała tamta sprzedawczyni, robią się coraz bardziej popularne.