– Nie w tym rzecz. – Quentin pochylił się jeszcze bardziej w jego stronę. – Dlaczego o nich nie wspomniałeś, kiedy byliśmy w „Eyeware Showcase“? Dlaczego nie połączyłeś tych dwóch rzeczy?
Terry pokazał zęby w uśmiechu.
– Czy muszę wszystko robić za ciebie? Wydawało mi się, że sam powinieneś o tym pamiętać i dodać dwa do dwóch. To była twoja sprawa, nie moja.
Malone wziął głęboki oddech.
– Gdybyś powiedział mi o tych soczewkach, nie musiałbym jechać do New Orleans Center!
Terry zamarł na swoim miejscu.
– Ile razy mam wam jeszcze przypominać, że wyłączyliście mnie z tej sprawy?
– Nie gadaj bzdur, stary.
– Tak właśnie było, stary!
Quentin poczuł, że ma już dość kłamstw dawnego partnera, i spojrzał na niego ze złością.
– A czy słyszałeś może o Ricku Richardsonie?
Terry zbladł. Na jego górnej wardze pojawiły się kropelki potu.
– Może.
– Może? – powtórzył Johnson. – Co chcesz przez to powiedzieć?
– To co powiedziałem. Richardson to popularne nazwisko. Pewnie miałem do czynienia z przestępcą, który tak się nazywał.
Terry kłamał. Przekonująco, ale nie na tyle, żeby ich zwieść.
– A może mówi ci coś nazwisko Adam Furst?
Terry ściągnął brwi i przez chwilę mocno się zastanawiał.
– Nie, nic – odparł w końcu.
– Gdzie byłeś w nocy z jedenastego na dwunastego stycznia? Czyli z czwartku na piątek. Właśnie wtedy zginęła Nancy Kent.
– Przecież wiesz. Z tobą w tawernie Shannona.
– A po północy dziewiętnastego stycznia? To był piątek, kiedy zabito Evelyn Parker.
– W domu, z potężnym kacem. – Zrobił minę do kamery. – Pewnie już o tym wiecie, chłopaki.
– A w nocy cztery dni temu? Pamiętasz, wtedy zginęła Jessica Jackson i jednocześnie ktoś napadł na Annę North.
– Piłem z di Markiem i Tarantinem z Piątki.
– W barze „Fast Freddie“ przy Bourbon?
– Niewykluczone.
– Tak czy nie?
– Tak, właśnie tam. – Terry oparł się o tył krzesła. – O co znowu chodzi?
– Jessica Jackson też tam była. Właśnie tej nocy.
– To teraz bardzo popularne miejsce. Ktoś, kto tak jak ona lubił się bawić, na pewno często tam zaglądał.
– Jessica Jackson lubiła się bawić?
– Inaczej chyba by tam nie poszła, nie?
– Rozumiem. – Quentin zerknął na stojącego policjanta, a potem znowu na Terry’ego, przechodząc do ostatecznego natarcia. – Lubisz rude, Terry?
– Jasne. Czemu nie?
Quentin uniósł brwi.
– Czy nie powiedziałeś kiedyś: „Te rude naprawdę mnie kręcą“? Chyba zacytowałem w miarę dokładnie, co?
Terry poruszył się niespokojnie.
– Mogłem tak powiedzieć.
– Powiedziałeś tak. Wtedy „U Shannona“.
– Nie pamiętam.
– Chodziłeś kiedyś z rudą?
– Chodziłem z różnymi dziewczynami. Na pewno zdarzały się i rude. Nie pamiętam.
– Tak czy nie?
– Tak, raczej tak.
Quentin postanowił strzelać. Niewiele ryzykował, gdyby nie trafił, ale celny strzał mógł okazać się decydujący w tej sprawie. Na jego podstawie można było bowiem zbudować podstawy rysunku psychologicznego Terry’ego Landry’ego, seryjnego mordercy kobiet z Dzielnicy Francuskiej.
– A twoja matka, Terry? Czy nie farbowała się na rudo?
Były partner zerwał się na równe nogi.
– Ty skurwysynu! Ty bydlaku! Myślałem, że jesteś moim przyjacielem!
Jeszcze godzinę temu Quentin poczułby się fatalnie, słysząc te słowa, ale nie teraz, po tych wszystkich kłamstwach i nędznych wykrętach, które słyszał nie tylko on i Johnson, ale również całe szefostwo zgromadzone w pokoju obok.
– Czy uczestniczyłeś kiedyś w terapii, Terry? A może wolisz, żeby mówić ci Rick?
– Nie powiem już ani słowa. Chcę się widzieć z prawnikiem. – Obrócił się w stronę kamery. – No i macie, sukinsyny. Będę milczał jak grób.
ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY TRZECI
Sobota, 3 lutego
Dzielnica Francuska
Dwadzieścia cztery godziny później Terry został aresztowany pod zarzutem zabójstwa Nancy Kent. Był również głównym podejrzanym w sprawach Evelyn Parker i Jessiki Jackson. Przeprowadzone badania wykazały, że zarówno na jego skórzanej kurtce, jak i w samochodzie znajdują się szczątki włosów, które prawdopodobnie pochodziły od Nancy Kent. Poza tym na kurtce znajdowały się też włókna z sukienki pierwszej ofiary. Wszystkie dowody wysłano do dalszej analizy. Jednak śledczy uważali, że najpewniej potwierdzi ona tylko ich domysły.
Terry Landry zamordował trzy kobiety.
Quentin zgodził się poinformować o tym Penny, odmówił jednak udziału w oficjalnym aresztowaniu Terry’ego. Nie chciał widzieć kumpla w kajdankach. Wiedział, że Terry jest winny. Wszystkie fakty świadczyły przeciwko niemu, ale nie potrafił się z tym pogodzić. Nie mógł uwierzyć, że jego partner dopuścił się tak strasznych czynów. Może z czasem jakoś się z tym oswoi.
Wyjechał spod domu Penny i włączył się w ruch uliczny, wciąż myśląc o Terrym. Znał go przecież od wielu lat. Co się stało, że tak bardzo się zmienił? Dlaczego stał się potworem? Kogo za to winić? Jego matkę? Za śmierć tych kobiet i zmarnowane życie syna?
Quentin zjechał na bok i wyłączył silnik. Przez moment patrzył tępo przed siebie, ściskając w dłoniach kierownicę. Mógł ocalić te kobiety, a przynajmniej dwie z nich, gdyby zwrócił baczniejszą uwagę na Terry’ego. A wówczas może i on nie byłby w tak beznadziejnej sytuacji jak teraz. Dlaczego tego nie zrobił? Dlaczego tak pobłażał Terry’emu? Przecież powinien był dostrzegać, co się wokół niego dzieje. Jest w końcu policjantem, na miłość boską!
Quentin rozejrzał się dookoła. Dopiero teraz zauważył że nie wrócił do pracy, ale pojechał zupełnie gdzie indziej.
Anna, pomyślał. Zaklął pod nosem i odwrócił wzrok od jej kamienicy. Nie jest jej już potrzebny. Nie ma po co do niej chodzić. Nic ich nie łączy. Zaśmiał się ponuro, myśląc, że jednak coś. Seks. Anna może to nawet przez jakiś czas nazywać miłością.
Powinien stąd odjechać, zanim zdecyduje się na jakieś głupstwo, ale wysiadł z wozu i podszedł do furtki. Była otwarta, podobnie zresztą jak drzwi do samego budynku. Quentin poszedł więc od razu na górę. Anna otworzyła drzwi, zanim zdążył do nich zapukać. Po jej minie widział, że słyszała już o Terrym. Podejrzewał, że dowiedziała się od la Salle ’a albo z radia.
Jednak z uwagi na to, co ich łączyło, on powinien jej powiedzieć pierwszy.
– Anno – zaczął ochrypłym głosem.
Wyciągnęła dłoń i zaprosiła go do środka. Wszedł, a ona zamknęła drzwi. Następnie wzięła go za rękę i bez słowa poprowadziła do swojej sypialni. Sprężyny jęknęły pod ciężarem ich ciał.
Pogłaskała go delikatnie po twarzy.
– Tak mi przykro – szepnęła.
A potem się z nim kochała. Rozebrała go, zdejmując po kolei wszystkie części garderoby. Pieściła go i tuliła się do niego, aż wkrótce poczuła, że jest podniecony tak jak ona. Jego ból stał się jej bólem. Kobiece ciało mówiło mu, że rozumie, jak on się czuje, i że zrobi wszystko, żeby było mu jak najlepiej. Quentin miał wrażenie, że nagle zaczęło z niego opadać zmęczenie i poczucie winy. Kochał się z nią tak, jak z żadną kobietą. Nie starał się udawać, że jest silnym mężczyzną, ale pokornie przyjął pociechę, jaką chciała mu dać. Akceptując i Annę, i siebie samego. Oddał się jej cały.
A potem leżeli na łóżku, patrząc na siebie i milcząc. Czas płynął wolno. Quentin przyglądał się jej uważnie i po raz pierwszy zobaczył delikatne fioletowe plamki w jej zielonych oczach, a także krój ust i delikatny, brzoskwiniowy odcień skóry.