Nagle zapanowała cisza, a potem usłyszały odgłosy kroków na pomoście. Anna złapała dziewczynę za rękę i wybiegły na zewnątrz.
Jaye z trudem za nią nadążała. Kiedy stanęły na ziemi, zachwiała się i Anna musiała ją podtrzymać. Ostry, dziecięcy okrzyk przeszył ciszę.
– Minnie?! Minnie! – jęknęła rozpaczliwie Jaye i szarpnęła się w stronę domku.
– Uciekaj, Jaye! – krzyknęła dziewczynka. – Nie zatrzymuj się. Wezwałam policję!
Minnie nagle zamilkła, jakby ktoś ją uciszył, lecz Jaye jak urzeczona podążała w stronę schodów. Anna złapała ją za ramię.
– Jaye, nie możesz…
– Nie zostawię jej. – Przyjaciółka wyrwała się jej. – Nie mogę!
Zaczęła biec w stronę domu, ale była tak słaba, że Anna dogoniła ją bez najmniejszych problemów.
– Ja tam wrócę. Ty biegnij na drogę.
– Obiecałam, że jej nie zostawię. – Łzy leciały jej ciurkiem. – Przysięgałyśmy sobie, że nigdy nie pozwolimy…
– Ja pójdę. Nic jej nie zrobi. – Anna potrząsnęła dziewczyną. – Nie będzie cię ścigał, bo chodzi mu o mnie, a ty będziesz mogła sprowadzić policję.
Jaye wahała się przez chwilę, a potem skinęła głową. Wtedy Anna uściskała ją i żarliwie ucałowała w policzek.
– Kocham cię, Jaye. Obiecaj, że będziesz na siebie uważać.
Dziewczyna skinęła głową, łykając łzy.
– Dobrze, ale ty też… obiecaj.
Anna wypuściła ją z objęć.
– Idź już, mamy mało czasu. – Popchnęła ją lekko. – Sprowadź policję.
Rozdzieliły się. Anna spojrzała jeszcze przez ramię, a następnie ruszyła w stronę domu. Wciąż powtarzała w myśli tę samą modlitwę. Żeby tylko Jaye się udało. Żeby Minnie wyszła z tego cało. Żeby znalazła siłę, by stawić czoło temu, co ją czeka. Dawno się tak nie bała.
Z bijącym sercem wspięła się na schody, czując, że najchętniej by stąd uciekła. Nie mogła jednak tego zrobić. Nie mogła zostawić Minnie samej. Obiecała i miała zamiar dotrzymać słowa. Wiedziała przecież, co to znaczy być na łasce szaleńca.
Pchnęła drzwi i ostrożnie weszła do środka. Pokój był pusty. Przeszła parę kroków, i wtedy usłyszała skrzypnięcie zamykających się drzwi.
– Witaj, Harlow. Zbierz się w sobie. Właśnie zaczął się twój koszmar.
Obróciła się błyskawicznie i aż krzyknęła ze zdziwienia. Spodziewała się, że zobaczy Kurta. Zamiast tego stanęła twarzą w twarz z Benem. A on celował do niej z pistoletu.
Potrząsnęła głową. To niemożliwe! To nie może być Ben! Miły, zabawny Ben, którego znała.
Mężczyzna uniósł pistolet nieco wyżej.
– Po twojej minie widzę, że spodziewałaś się kogoś innego. Może Kurta?
Otworzyła usta, żeby mu odpowiedzieć, ale nie mogła z siebie wydobyć głosu.
– Chyba powinienem ci się przedstawić – rzucił, uśmiechając się do niej obrzydliwie. – Adam Furst, do usług.
Anna starała się zapanować nad swoim strachem i zaskoczeniem. Ucisk w gardle zelżał, ale głos jej drżał, kiedy wypowiedziała pierwsze słowa:
– Więc… więc to byłeś ty, Ben?
– Ben? Ten pokurcz!? To… to zero?! – Skrzywił się z niesmakiem. – „Och, Anno, tak cię kocham“ – zaczął go przedrzeźniać. – „Nie mów, że wszystko między nami skończone“. Chce mi się rzygać!
Anna zwilżyła wargi i spojrzała na pistolet, a potem znowu na Adama. Tak, teraz dostrzegła różnice. Adam miał ostrzejsze rysy i zimne spojrzenie, miał też nieco inne ruchy i wprost emanował agresją.
– Je… jesteś bliźniakiem Bena? – zadała kolejne pytanie.
Adam okropnie wykrzywił twarz w dzikiej furii.
– Ty głupia suko, nigdy tak nie mów! Nie mam nic wspólnego z Benem! Wcale nie jest do mnie podobny! Wcale!
Anna cofnęła się trochę.
– Gdzie jest Minnie? Co z nią zrobiłeś?
Tym razem Adam uśmiechnął się z wyraźnym zadowoleniem.
– Mam z nią masę kłopotów, ale czasami potrafi być użyteczna. Podobały ci się jej listy?
– Zmusiłeś ją, żeby je napisała?
– Tak.
– I to ty wysłałeś informacje do rodziny i znajomych. A potem porwałeś Jaye – mówiła coraz pewniej, ale nagle urwała. – I… i to ty zabiłeś te wszystkie kobiety…
– Tak, tak i jeszcze wiele razy tak. To było bardzo sprytne, prawda?
Aż nadął się z dumy.
– Sprytne? Raczej chore. – Zacisnęła dłonie w pięści. – Jesteś żałosnym psychopatą.
Znowu pobladł i wykrzywił się z wściekłości, ukazując zęby. Musiała go trafić w czuły punkt. Przerażona, cofnęła się jeszcze dwa kroki.
– Ten skurwysyn też tak mówił. Zabiłem go! Zabiłem!
– Więc mnie też zabij – powiedziała, starając się ukryć strach. – Niech to się skończy.
Zaśmiał się głucho.
– Szybka śmierć? Co to, to nie, Harlow. Zasłużyłaś na coś więcej.
– Chcesz, żebym się bała? Żebym cierpiała?
– Właśnie. – Wbił w nią pełne nienawiści oczy. – Nie umrzesz tak po prostu, bo to będzie trwało i trwało, aż wreszcie pożałujesz, że kiedykolwiek się urodziłaś. Tak jak ja tego żałowałem.
Drzwi tuż za nim lekko się uchyliły. Policja. Jaye sprowadziła ratunek. Anna pilnowała się, żeby nie patrzeć w tamtym kierunku. Nie chciała zdradzić, że coś się tu dzieje.
– Ale dlaczego? – spytała, znowu się cofając. – Dlaczego tak mnie nienawidzisz? Co ci zrobiłam?
– Suka! Zdrajczyni! – wyrzucił z siebie. – Nie masz pojęcia, co to znaczy cierpieć. Nie wiesz, co to prawdziwy strach, kiedy czekasz na niego, leżąc w ciemności. Bo on zawsze przychodzi. Tylko po co? Czasami chce ci jedynie zadać ból. Czasami chodzi mu o seks. A czasami chce usłyszeć, jak skamlesz o litość. To taka gra, rozumiesz? Nasz ból i upokorzenie to dla niego przyjemność. Im bardziej cierpimy, tym większą ma frajdę.
Anna zakryła usta, przerażona tym, co ten człowiek musiał przejść, zapewne w dzieciństwie.
– Przykro mi – szepnęła. – Naprawdę bardzo. Ale nie wiem, co to ma wspólnego…
– Musiałem z nim grać – ciągnął, jakby w ogóle jej nie słyszał. – Przez ciebie i przez tę starą sukę.
Drzwi otworzyły się na całą szerokość. To nie była policja. Anna wydała kolejny okrzyk, widząc Jaye. Czyżby nie uciekła? Nie sprowadziła pomocy? Dziewczyna skoczyła na plecy Adama i z całych sił wbiła paznokcie w jego ramiona, a on krzyknął z bólu i wypuścił pistolet.
Anna rzuciła się na podłogę, żeby go podnieść, lecz Adam, który odzyskał równowagę, kopnął go w kąt. Zaraz potem przekręcił się i strząsnął Jaye z pleców. Dziewczyna spadła, uderzając głową w ścianę.
– Jaye! – rozpaczliwie krzyknęła Anna i przyskoczyła do przyjaciółki.
– Nic mi nie jest – jęknęła Jaye. – Pisto…
Za późno. Kiedy się po niego schyliła, Adam z powrotem miał go w dłoni. Wyprostował się, celując w Annę.
Jaye znowu się na niego rzuciła.
– Gdzie jest Minnie?! – krzyknęła. – Co z nią zrobiłeś?! Jeśli tylko…
Tym razem Adam poradził z nią sobie bez najmniejszych problemów. Chwycił ją mocno i przycisnął do piersi. Jaye walczyła jak tygrysica, gryząc i kopiąc.
– Jeśli zrobiłeś jej coś złego, to pożałujesz!
Adam zaśmiał się.
– Już się boję.
– Minnie, gdzie jesteś?!
Adam nagle wypuścił Jaye. Gwałtowny skurcz przebiegł przez całe jego ciało. Anna aż otworzyła usta, widząc jego twarz. Wyglądał teraz delikatniej i młodziej. Skurczył się, by stać się jak najmniejszym, i niczym dziecko rozejrzał się nieufnie dookoła.
– Jestem tu, Jaye – wydobył z siebie cichy, dziecięcy szept. – On nic mi nie zrobił.
Anna zastygła, a przerażona Jaye odskoczyła od Adama.