Выбрать главу

Adam skręcił sterem i wpłynęli na płytkie wody zatoki.

– Nie. Chętnie by ci przychylił nieba.

Annie zrobiło się niedobrze. Wyobraziła sobie nagle ogrom cierpień, przez które musiał przejść mały Timmy. Nic dziwnego, że musiał się przed tym jakoś bronić.

– A co z Timmym? – spytała. – Gdzie teraz jest?

Na ustach Adama pojawił się lekki uśmiech.

– Odszedł.

– Odszedł? – powtórzyła. – Nie rozumiem.

Chrząknął zniecierpliwiony.

– Jesteśmy już prawie na miejscu. Nie chcę ci nic więcej mówić.

Anna zignorowała tę uwagę.

– Nie mógł odejść. Jesteś jego częścią.

– Zamknij się!

– Timmy, to ja, Harlow. Jesteś tam?

– Stul pysk! – rzucił jeszcze ostrzej.

– Przepraszam cię. Nie wiedziałam. Powiedzieli mi, że nie żyjesz. – Pochyliła się w jego stronę, rozmazując łzy na policzkach. – Na pewno bym wróciła, gdybym wiedziała. Tak cię kochałam… – Chlipnęła parę razy. – Twoja mama… prawdziwa mama też cię kochała. Zmarła parę lat temu, ale do końca życia chodziła w żałobie. Tak bardzo za tobą tęskniła!

Adam zadrżał. Skurcz znowu przeszedł przez jego ciało, a twarz nabrała delikatnych rysów dziecka. Jednocześnie przesunął się na brzeg ławeczki, jakby nie wiedział, skąd się tutaj wziął i co ma dalej robić. W tym momencie Anna zobaczyła chłopca, którego kiedyś znała. Zobaczyła Timmy’ego. Jednak dziecko zaraz zniknęło. Jego rysy wyostrzyły się i znowu miała przed sobą Adama.

Anna próbowała nie myśleć w tej chwili o swoim bólu i żalu, i tylko starała się skupić na transformacji, której przed chwilą była świadkiem. Jak do niej doszło? Jako to się działo? Przejście od jednej osobowości do drugiej zajmowało ułamek sekundy. Towarzyszył temu skurcz, jednak jeśli ktoś nie zwracał na to szczególnej uwagi, mógł on uchodzić za dosyć naturalny.

Gdyby działała szybko, mogłaby w czasie którejś z tych przemian wyrwać Adamowi pistolet. Ich prześladowca wyglądał na coraz bardziej zmęczonego. Być może męczyły go same transformacje, a może to, że wciąż musiał kontrolować pozostałe osoby, które chciały się z niego wydostać. Mogła tylko mieć nadzieję, że zarówno Minnie, jak i Ben widzą, co się w tej chwili dzieje. Jeśli tak, istniała szansa, że uda im się powstrzymać Adama.

Mężczyzna wyłączył silnik, jednak zamiast ciszy usłyszeli gdzieś w oddali inną motorówkę. Adam spojrzał do tyłu, a potem znowu na nie.

– To pewnie rybacy – mruknął.

– Skąd ta pewność? – rzuciła prowokacyjnie.

Chciała go wyprowadzić z równowagi i w ten sposób osłabić, jednak Adam tylko machnął pistoletem w stronę brzegu.

– Wstawać!

Jaye zaczęła płakać. Anna zesztywniała.

– Nie.

– Wstawać, albo od razu was zastrzelę.

Widząc, że nie żartuje, wstała i pociągnęła za sobą Jaye. Łódź zachwiała się niebezpiecznie. Hałas motoru wciąż narastał.

– Wybrałem to miejsce, bo aż się tu roi od aligatorów. Gniazdują tu na wiosnę i w lecie. – Zaśmiał się i wskazał lufą obły kształt na brzegu. – Widzicie tamtego? Ma chyba z sześć metrów i założę się, że jest bardzo głodny.

Anna walczyła ze strachem.

– Zostaw Jaye w spokoju. Nie obchodzi mnie, co ze mną zrobisz, ale ona nie ma z tym nic wspólnego.

– Anno! – dobiegł do nich głos znad mokradeł.

– Jaye!

Quentin! Anna poczuła nagle wielką ulgę.

– Jesteśmy tutaj! – krzyknęła. – Tutaj!

– Stul pysk! Mówi…

– Quen! – krzyknęła raz jeszcze. – Chodź szybko! Chodź!

Adam wybuchnął dzikim śmiechem, który rozniósł się po całych mokradłach. Jednocześnie odbezpieczył broń.

– Dobrze, pokrzycz sobie! Za późno, Harlow Grail. Możesz pożegnać się z życiem.

ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY SIÓDMY

Środa, 7 lutego, godz. 16.30

Ben z przerażeniem patrzył z pustki, jak Adam mierzy w pierś Anny. Próbował się uwolnić, ale Adam był za silny. Nie chciał go wypuścić czy raczej wpuścić.

– Dosyć! – powtarzał. – Zostaw ją! Nie zabijaj jej! Słyszysz mnie?!

Wiedział, że Adam go słyszy. Podczas ostatnich kilku dni poddał się intensywnemu szkoleniu, dzięki czemu nauczył się w pełni świadomie funkcjonować jako jedna z osób, która powstała w osobie chorej na dysocjacyjne zaburzenie świadomości. Udało mu się dotrzeć do współ świadomości i nauczyć się koordynować głosy we wspólnej głowie. Mógł więc porozumiewać się zarówno z Minnie, jak i z Adamem. A stało się tak dzięki Minnie, która skontaktowała się z nim poprzez swój pamiętnik. To ona pierwsza dała mu znać, co się naprawdę dzieje. Zrozumiał, że jedna powłoka cielesna służy kilku postaciom, które wprawdzie są ze sobą powiązane i zhierarchizowane, ale zarazem każda z nich posiada swoją odrębną, autonomiczną tożsamość i osobowość. Lecz wszystkie one powstały z jednej rzeczywistej osoby, która powołała je do życia, by w ich przebraniu uciec przed cierpieniem.

Teraz wiedział, że jest wprawdzie Benem Walkerem, ale współistnieje wraz z Adamem Furstem i Minnie. A raczej, że wszyscy troje byli chłopcem, który kiedyś był Timmym. Kiedy to do niego dotarło, popadł w przerażenie. Zaczął rozpaczać, jakby nigdy nie zajmował się tym problemem. Nie mogło mu się pomieścić w głowie, że jest taki sam jak ci biedni ludzie, którzy w poczuciu ostatecznego zagubienia zgłaszali się do niego na psychoterapię, a on kierował ich do szpitali psychiatrycznych.

Dopiero teraz zrozumiał swoje częste bóle głowy, a także luki w pamięci, twardy sen i uczucie, jakby wcale nie spał, tylko ciężko pracował. No i wreszcie pojął, na czym polegała tragiczna dezorientacja matki. Wszystkie fragmenty układanki doskonale do siebie pasowały. Miał klasyczne symptomy ciężkiej i niezwykle skomplikowanej choroby psychicznej. Dobry Boże, jak to możliwe, że wcześniej tego nie dostrzegał?! Przecież na co dzień stykał się z podobnymi przypadkami.

Och, gdyby Minnie skontaktowała się z nim wcześniej! Wtedy nie pozwoliłby, żeby Adam zabił te wszystkie kobiety.

– Musimy coś zrobić – usłyszał głos Minnie. – Musimy je uratować!

Już przedtem porozumieli się w tej sprawie. Ustalili, że tylko razem zdołają powstrzymać Adama. Zaczekają na odpowiedni moment i spróbują się wyswobodzić, a resztę zrobi ten, komu się powiedzie. To wszystko.

– Teraz! – wspólny okrzyk wypełnił pustkę.

Ben dopadł Adama. Kopał i szarpał, domagając się, by go wypuścił czy raczej wpuścił. Minnie podążyła za nim. Adam osłabł. Ben szykował się do ostatecznego ataku, ale Minnie przemknęła tuż obok. Niemal się otarł o nią w pustce. Apotem patrzył, jak skierowała na siebie pistolet.

– Ani chwili wahania – ponaglał ją. – Naciśnij spust!

– Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, Jaye. Nie pozwolę, by cię skrzywdził.

Odgłos wystrzału przeciął powietrze.

ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY ÓSMY

Osiem tygodni później

Dzielnica Francuska

Mimo że zima 2001 roku była jedną z najchłodniejszych, do Nowego Orleanu zawitała w końcu wiosna. Zakwitły azalie, drzewa błyskawicznie rozwinęły pąki i wkrótce okryły się młodą zielenią.

Anna wciągnęła głęboko przesycone zapachami powietrze i ścisnęła mocniej dłoń Quentina. Skończyli właśnie obiad z Jaye i sporą częścią klanu Malone’ów w restauracji przy Jackson Square, ciesząc się piękną pogodą oraz własnym towarzystwem i przyglądając się hordom turystów.

Anna czuła się trochę tak, jak ci ludzie. Każdy dzień był dla niej ciekawy i egzotyczny. Przyglądała się mu tak, jak oni niezwykłemu miastu. Wyzwolona ze strachu i wszelkich obaw, czuła się lekko i przyjemnie. Być może już wkrótce powróci do codziennego życia. Ale jeszcze nie teraz.