– Czy ktoś dzwonił po ekipę medyczną?
– Jest już w drodze.
– Kto ją znalazł?
– Śmieciarz. – Chłopak machnął ręką w stronę pojemnika na śmieci. Quentin dopiero teraz zauważył wystające spod niego dwie nogi. Jedna była zupełnie bosa, a na drugiej tkwił jeszcze zgrabny bucik na wysokim obcasie. Stopy wyglądały niczym brzuchy ryb wyrzuconych na czarny asfalt.
Quentin poczuł mrowienie na karku i szybko odwrócił wzrok.
– Oczywiście zanotowałem nazwisko tego śmieciarza i numer wozu – ciągnął Mitch. – Musiałem go jednak puścić. Miał sporo roboty, a poza tym znał przepisy. Mówił mi, że już raz znalazł trupa, jakieś dziesięć lat temu.
– Dobra. Teraz muszę się tu rozejrzeć, zobaczyć co i jak. Gdyby pojawił się Terry, od razu przyślij go do mnie. Jest mi potrzebny.
Quentin podszedł wolno do pojemnika, sprawdzając uważnie, czy nic nie ma na chodniku. Każdy najdrobniejszy ślad mógł okazać się decydujący. Następnie, wiedząc, że i tak tego nie uniknie, przeszedł dalej. Kobieta leżała twarzą do góry, z otwartymi oczami i rozrzuconymi nogami. Minispódniczkę miała naciągniętą na biodra, a majtki w strzępach. Nietrudno było się domyślić, do czego tutaj doszło. Rude włosy, niegdyś piękne i wabiące mężczyzn, teraz wyglądały jak brudna ścierka. Były splątane i częściowo zasłaniały otwarte usta.
Kobieta z tawerny. Ta, która odrzuciła niewczesne zaloty Terry’ego.
– Szlag by to… – mruknął pod nosem. Tej nocy nie mogło się chyba zdarzyć nic gorszego.
Odwrócił się, słysząc za sobą kroki. Terry był niemal tak blady, jak martwa kobieta.
– Właśnie pojawiła się ekipa techniczna – poinformował, zacierając zgrabiałe ręce. – Czy ten bydlak nie mógł…?
– Musimy pogadać – przerwał mu Quentin.
Partner spojrzał na niego, a potem jego wzrok powędrował dalej, za pojemnik. Terry przez chwilę się zastanawiał, aż wreszcie wydał z siebie odgłos schwytanego w pułapkę zwierzęcia.
– O kurwa!
– Jeśli nawet była kurwą, to i tak musimy znaleźć tego, kto ją zabił – mruknął ponuro Quentin, z naciskiem patrząc na kumpla. – I to szybko.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Piątek, 12 stycznia
Posterunek policji
Dwie godziny później Quentin zastukał do drzwi biura szefowej. Kapitan O’Shay, szczupła, bystra brunetka spojrzała na niego i Terry’ego. Wcale się nie ucieszyła, że widzi ich tak wcześnie rano. Terry przestąpił nerwowo z nogi na nogę. To spotkanie mogło się skończyć dla niego albo źle, albo fatalnie. Kapitan O’Shay nie lubiła, gdy jej ludzie wdawali się w awantury, i wolała, żeby nie podrywali kobiet, które ktoś później zabijał.
– Masz chwilę? – spytał Quentin, uśmiechając się do niej przymilnie.
Jeśli myślał, że ją w ten sposób udobrucha, mógł sobie darować. Patti O’Shay nie dawała się tak łatwo podejść. Zdobyła kapitańskie szlify nie tylko dlatego, że była świetnym policjantem, lecz również dzięki umiejętności radzenia sobie w typowo męskim i często szowinistycznym środowisku. Nie tak łatwo można ją było nabrać na słodkie miny. Prawdę mówiąc, w ich wydziale trudno było o kogoś twardszego od Patti.
– Sytuacja jest dosyć poważna – dodał zaraz, widząc wyraz jej twarzy.
Zmarszczyła brwi i skinęła głową. Spojrzała uważnie najpierw na Quentina, a potem na Terry’ego.
– Kiepsko wyglądacie.
Nie na takie powitanie liczyli.
– Byliśmy, hm… – Quentin chrząknął – „U Shannona“ prawie całą noc.
– Co za niespodzianka. – Założyła ręce na piersi. – To właśnie tam znaleziono tę dziewczynę?
– Mhm, w uliczce za tawerną.
– Dobrze, co o niej wiecie?
– Nazywała się Nancy Kent – zaczął słabym głosem Terry. – Miała dwadzieścia sześć lat. Niedawno rozwiedziona. Zdaje się, że lubiła się zabawić. Od męża dostała sporo forsy. Zresztą szastała nią wczoraj na prawo i lewo.
– Lekarz uważa, że zginęła między pierwszą trzydzieści a trzecią – podjął Quentin, widząc niepewną minę kumpla.
Kapitan O’Shay przez chwilę zastanawiała się nad tą informacją.
– To znaczy, że zabito ją albo tuż przed, albo tuż po zamknięciu knajpy – mruknęła. – O tej porze było tam pewnie mało ludzi.
– Nie powiedziałbym – zaoponował Terry. – Wszyscy w najlepsze bawili się jeszcze o wpół do drugiej. Shannon musiał parę razy mówić, że zamyka. Groził, że wezwie policję.
Nawet się nie uśmiechnęła, chociaż wiedziała, że wśród klientów było pełno gliniarzy.
– Rozmawialiście z Shannonem? – zwróciła się do Quentina.
– Tak – odparł. – Był naprawdę wstrząśnięty. Niestety, nic nie widział ani nie słyszał. Tak jak kelnerki, Sandie i Paula.
– Czy możliwe, że sam to zrobił?
– Nie, raczej nie. Zresztą ma alibi. Do zamknięcia cały czas stał za barem, a potem odprowadził do domów obie dziewczyny.
Terry postanowił włączyć się do rozmowy:
– Zwykle sam wynosi śmieci w czasie sprzątania, ale wczoraj to Sandie i Paula wzięły worki, a on zamknął lokal.
– O której to było? – zadała kolejne pytanie.
– Między trzecią a dziesięć po trzeciej.
– I z tej trójki nikt nic nie widział?
To wydawało się mało prawdopodobne, dlatego Quentin zaczął wyjaśniać:
– Ta uliczka jest słabo oświetlona, a Shannon i kelnerki byli zmęczeni po pracy. Poza tym Sandie i Paula kłóciły się o jakieś napiwki. No i ofiara była zasłonięta przez pojemnik na śmieci.
Kapitan O’Shay wahała się przez chwilę, a potem skinęła głową na znak, że rozumie.
– Co było bezpośrednią przyczyną śmierci?
– Lekarz określił to wstępnie jako uduszenie, ale czekamy na wyniki sekcji zwłok.
Szefowa zrobiła wielkie oczy.
– Uduszenie? Na ulicy?
– Dziwne, prawda? Ale wcześniej ktoś ją zgwałcił. Miała podarte majtki i siniaki na biodrach oraz wewnętrznej części ud.
– Czy ekipa techniczna znalazła coś ciekawego?
– Parę włosów i nitki pod jej paznokciami.
Terry poruszył się na swoim miejscu. Nie wyglądał najlepiej.
– A co z jej byłym mężem? – Szefowa spojrzała na jego pobladłą twarz.
– To starszy facet – odparł Terry drżącym głosem. – Rozpłakał się jak dziecko, kiedy mu powiedziałem. Mówił, że wciąż ją kochał i miał nadzieję, że do niego wróci.
– Więc miał motyw…
– Ale zero możliwości. – Quentin potrząsnął głową. – Terry powinien powiedzieć „stary“, a nie „starszy“. Jeździ na wózku i ma pielęgniarkę, która się nim bez przerwy opiekuje.
– I mnóstwo forsy – dorzucił Terry. – Posiadłość w Old Metairie. Członkostwo ekskluzywnego klubu. Te rzeczy. Pewnie do głowy jej nie przyszło, że pierwsza kopnie w kalendarz.
Kapitan O’Shay spojrzała na niego ostro.
– Miała jakichś… przyjaciół?
– Jeśli nawet, to były mąż nic o tym nie wie – odparł szybko. – Staramy się to ustalić.
– No dobrze, mamy gwałt i morderstwo. Czyli normalka. Dlaczego więc mówicie, że sytuacja jest poważna? O czym jeszcze nie wiem?
Spojrzała na Terry’ego, który skulił się, jakby chciał się schować do mysiej norki.
– Ee, jak mówiliśmy, byliśmy wtedy w knajpie Shannona… Ta kobieta tańczyła, ee, bardzo prowokacyjnie. Robiła z siebie widowisko, jeśli, ee, wiesz, o co mi chodzi…
Patti pokręciła głową.
– Nie, obawiam się, że nie wiem.
Quentin zerknął na kumpla. Miał nadzieję, że nie walnie teraz z grubej rury. To nie robiło wrażenia na szefowej, a w każdym razie nie takie, o jakie mu chodziło… Terry chyba to sobie uświadomił, ponieważ zaczął z innej beczki: