Выбрать главу

Kiedy punktu nie otwarto o dziesiątej trzydzieści, Grace zrozumiała, że jest źle. Postanowiła ponownie zadzwonić do biura Jacka. Ponieważ znów zgłosiła się automatyczna sekretarka (dziwnie było słuchać nagranego, urzędowego głosu Jacka), spróbowała zadzwonić do Dana. W końcu Jack rozmawiał z nim zeszłego wieczoru. Może Dań naprowadzi ją na jakiś ślad.

Wybrała jego numer służbowy.

– Halo?

– Cześć, Dań, tu Grace.

– Cześć! – powiedział nieco zbyt entuzjastycznie. – Właśnie miałem do was dzwonić.

– Ach tak?

– Gdzie jest Jack?.- Nie wiem. Zawahał się.

– Mówiąc nie wiem, chcesz…

– Dzwoniłeś do niego wczoraj wieczorem, prawda?

– Tak.

– O czym rozmawialiście?

– Dziś po południu mieliśmy przedstawić wyniki badań nad phenomytolem.

– Co jeszcze?

– Jak to, co jeszcze? O co ci chodzi?

– Chodzi mi o to. o czym jeszcze rozmawialiście.

– O niczym. Chciałem go zapytać o format przezroczy pod PowerPointem. Dlaczego pytasz? Co się stało, Grace?

– Zaraz potem wyszedł.

– No i co?

– I od tej pory go nie widziałam.

– Zaraz, mówiąc, że go nie widziałaś…

– Mam na myśli, że nie wrócił do domu, nie zadzwonił i nie mam pojęcia, gdzie jest.

– Jezu, dzwoniłaś na policję?

– Tak.

– l co?

– I nic.

– Mój Boże. Słuchaj, może do ciebie wpadnę. Zaraz tam będę.

– Nie – powiedziała. – Nic mi nie jest.

– Na pewno?

– Mur-beton. Mam kilka spraw do załatwienia – powiedziała niezręcznie. Przełożyła słuchawkę do drugiej ręki, nie wiedząc, jak to sformułować. – Czy Jack był w porządku?

– Pytasz o pracę?

– O wszystko.

– Taak, jasne, przecież to Jack. Znasz go.

– Nie zauważyłeś żadnej zmiany?

– Obaj jesteśmy zestresowani przez te badania leków, jeśli o to ci chodzi. Ale nic więcej. Grace, na pewno nie chcesz, żebym wpadł?

Usłyszała pisk w słuchawce. Oczekująca rozmowa.

– Muszę kończyć, Dań. Mam kogoś na drugiej linii.

– To pewnie Jack. Zadzwoń, gdybyś czegoś potrzebowała. Rozłączyła go i sprawdziła, kto dzwoni. To nie Jack. A przynajmniej nie jego komórka. Numer był zastrzeżony.

– Halo?

– Pani Lawson, tu funkcjonariusz Daley. Czy miała pani jakieś wiadomości od męża?

– Nie.

– Dzwoniliśmy do pani.

– Nie ma mnie w domu. Krótka cisza.

– Gdzie pani jest?

– W mieście.

– Gdzie dokładnie?

– Pod Photomatem.

Trochę dłuższa chwila milczenia.

– Nie chcę być nieuprzejmy, ale czy nie powinna pani być w domu, jeśli martwi się pani o męża?

– Funkcjonariuszu Daley?

– Tak?

– Jest taki nowy wynalazek. Nazywa się to telefon komórkowy. Prawdę mówiąc, właśnie przez taki rozmawiamy.

– Nie chciałem być…

– Czy dowiedzieliście się czegoś o moim mężu?

– Właśnie w tej sprawie dzwonię. Jest tu mój kapitan. Chciałby przeprowadzić z panią dodatkową rozmowę.

– Dodatkową?

– Tak.

– Czy to standardowa procedura?

– Oczywiście. Ton jego głosu świadczył, że wcale nie.

– Odkryliście coś?

– Nie, chciałem powiedzieć, nic niepokojącego.

– A co?

– Kapitan Perlmutter i ja potrzebujemy więcej informacji, pani Lawson.

Następna klientka Photomatu, tleniona blondynka mniej więcej w wieku Grace, ze świeżo zrobionymi pasemkami, podeszła do zamkniętego punktu. Osłaniając oczy dłońmi, zajrzała do środka. Ona też zmarszczyła brwi i odeszła zjeżona.

– Jesteście obaj na posterunku? – zapytała Grace.

– Tak.

– Będę tam za trzy minuty.

Kapitan Perlmutter zapytał:

– Jak długo mieszkacie państwo w miasteczku?

Cisnęli się w gabinecie pasującym raczej do szkolnego kuratora niż kapitana policji. Posterunek policyjny w Kasselton został przeniesiony do budynku byłej biblioteki miejskiej, wrośniętego w historię i tradycje miasteczka, ale niezbyt wygodnego. Kapitan Stu Perlmutter siedział za biurkiem. Przy pierwszym pytaniu odchylił się do tyłu, splatając dłonie na niewielkim brzuszku. Funkcjonariusz Daley oparł się o framugę drzwi, usiłując sprawiać wrażenie uradowanego.

– Cztery lata – powiedziała Grace.

– Podoba się państwu tutaj?

– Dosyć.

– Wspaniale. – Perlmutter uśmiechnął się do niej jak zadowolony z odpowiedzi nauczyciel. – I macie dzieci, prawda?

– Tak.

– W jakim wieku?

– Osiem i sześć lat.

– Osiem i sześć – powtórzył z rozmarzonym uśmiechem. – Och, to wspaniały wiek. Już nie niemowlęta, a jeszcze nie nastolatki.

Grace postanowiła przeczekać ten wstęp.

– Pani Lawson, czy pani mąż już wcześniej znikał?

– Nie.

– Czy macie jakieś problemy małżeńskie?

– Żadnych.

Perlmutter obrzucił ją sceptycznym spojrzeniem. Nie mrugnął okiem, ale niewiele brakowało.

– Wszystko układa się doskonale, tak? Grace nic nie powiedziała.

– Jak poznała pani swojego męża?

– Słucham?

– Pytałem…

– A co to ma wspólnego z jego zniknięciem?

– Ja tylko usiłuję zorientować się w sytuacji.

– Jakiej sytuacji? Odkryliście coś czy nie?

– Proszę. – Perlmutter spróbował czegoś, co pewnie uważał za rozbrajający uśmiech. – Po prostu muszę zebrać trochę informacji. Żeby zorientować się w sytuacji. Zatem gdzie poznała pani Jacka Lawsona?

– We Francji. Zapisał to.

– Jest pani artystką, prawda, pani Lawson?

– Tak.

– Była pani za oceanem, studiując historię sztuki?

– Kapitanie Perlmutter?

– Tak?

– Proszę się nie gniewać, ale ta rozmowa zmierza w dziwnym kierunku.

Perlmutter zerknął na Daleya. Potem wzruszył ramionami na znak, że nie miał nic złego na myśli.

– Może ma pani rację.

– Dowiedzieliście się czegoś czy nie?

– Sądzę, że funkcjonariusz Daley wyjaśnił, iż pani mąż jest pełnoletni i nie mamy obowiązku informować pani o miejscu jego pobytu?

– Owszem.

– No cóż, nie sądzimy, żeby padł ofiarą jakiegoś przestępstwa, jeśli tego się pani obawia.

– Skąd ta pewność?.- Nic na to nie wskazuje.

.- Chce pan powiedzieć, że nie znaleźliście śladów krwi ani niczego takiego?

– Zgadza się. Co więcej… – Perlmutter ponownie spojrzał na Daleya – odkryliśmy coś, o czym raczej nie powinniśmy pani mówić.

Grace wyprostowała się na krześle. Usilnie próbowała napotkać jego spojrzenie, ale spoglądał w bok.

– To nic takiego – powiedział. Czekała.

– Funkcjonariusz Daley zadzwonił do biura pani męża. Oczywiście, nie ma go tam. Jestem pewien, że już pani o tym wie. I nie zawiadomił, że bierze chorobowe. Dlatego postanowiliśmy zbadać tę sprawę nieco bliżej. Nieoficjalnie, rozumie pani.