– Żartowałam.
– Wiedziałam.
– To dobrze. W każdym razie GUS powiedział, żeby ze-skanować i przesłać mu to zdjęcie. Założy ci anonimową skrzynkę pocztową na nadchodzące odpowiedzi. Nikt nie będzie wiedział, kim jesteś. Tekst ograniczymy do minimum, do informacji, że dziennikarz pisze artykuł i chce ustalić okoliczności zrobienia tej fotografii. Może tak być?
– Taak, dzięki.
Dojechali do domu. Max pomaszerował na górę, a potem zawołał:
– Mogę pooglądać Sponge Boba?
Grace wyraziła zgodę. Jak wszyscy rodzice nie pozwalała oglądać telewizji w dzień. Córa skierowała się prosto do kuchennej szafki i zaparzyła kawę. Grace zastanawiała się, które zdjęcie wysłać, i postanowiła wykorzystać powiększenie prawej części, ukazujące blondynkę z przekreśloną twarzą i stojącą obok niej rudowłosą. Nie prześle zdjęcia Jacka, zakładając, że to rzeczywiście on. Nie chciała go w to mieszać. Doszła do wniosku, że zdjęcie dwóch osób zwiększy szansę identyfikacji i rozwieje ewentualne podejrzenia, że ogłoszenie jest dziełem maniakalnego wielbiciela.
Córa spojrzała na oryginał fotografii.
– Mogę coś powiedzieć?
– Tak.
– To cholernie dziwne.
– Ten facet tutaj – Grace pokazała palcem – ten z brodą. Na kogo ci wygląda? Córa zmrużyła oczy.
– To chyba może być Jack.
– Może czy jest?
– Ty mi powiedz.
– Jack zaginął.
– Możesz to powtórzyć?
Opowiedziała Córze wszystko. Córa wysłuchała, postukując o blat stołu zbyt długim paznokciem pomalowanym lakierem Rough Noir Chanel na kolor świętej krwi.
– Oczywiście wiesz, że nie mam zbyt pochlebnego zdania 0 mężczyznach.
– Wiem.
– Uważam, że większość z nich jest gorsza od psiego łajna.
– O tym też wiem.
– Tak więc oczywista odpowiedź brzmi tak, to zdjęcie Jacka. I tak, ta blondyneczka, która spogląda na niego jak na Mesjasza, to jego dawna flama. Tak, Jack i ta Maria Magdalena mieli romans. Teraz ktoś, może jej obecny mąż, chciał, żebyś o tym wiedziała, więc przysłał ci to zdjęcie. Jack zrozumiał, ze wiesz o wszystkim.
– I dlatego uciekł?
– Właśnie.
– To nie trzyma się kupy, Córo.
– Masz lepszą teorię?
– Pracuję nad nią.
– To dobrze – powiedziała Córa – ponieważ tej ja też nie kupuję. Tylko tak gadam. Pierwsza zasada: mężczyźni to świnie. Jednak Jacka zawsze uważałam za wyjątek potwierdzający regułę.
– Kocham cię, wiesz. Córa kiwnęła głową.
– Jak wszyscy.
Grace usłyszała coś i spojrzała przez okno. Na podjazd wjechała gładko i bezszelestnie długa, lśniąca, czarna limuzyna. Szofer, facet o szczurzej gębie i barach jak szafa, pospieszył otworzyć tylne drzwi.
Przybył Carl Yespa.
Mimo krążących o nim plotek Carl Vespa nie nosił garniturów z aksamitu lub nabłyszczanego kreszu w stylu rodziny Soprano. Wolał ubrania khaki, sportowe marynarki Josepha Abbouda i półbuty bez skarpetek. Był po sześćdziesiątce, ale wyglądał na pięćdziesięciolatka. Miał włosy prawie do ramion. w tym charakterystycznym odcieniu siwizny, jaki mają blondyni. Opalenizna i woskowa gładkość jego twarzy sugerowały, że stosował botox. Miał agresywnie wystające przednie zęby, jakby wyhodował sobie kły, zażywając odpowiednie hormony wzrostu.
Rozkazująco kiwnął głową szoferowi szafie i sam ruszył w kierunku domu. Grace otworzyła mu drzwi. Carl Yespa obdarzył ją olśniewającym uśmiechem. Odpowiedziała takim samym, ciesząc się ze spotkania. Cmoknął ją w policzek. Nic nie mówili. Nie potrzebowali słów. Wziął ją za ręce i jej się przyglądał. Zauważyła, że oczy mu zwilgotniały.
Max podszedł do matki. Vespa puścił ją i cofnął się o krok. – Max – zaczęła Grace – to jest pan Vespa.
– Cześć, Max.
– To pana samochód? – zapytał Max.
– Tak.
Max spojrzał na samochód, a potem na Vespę.
– Ma w środku telewizor?
– Ma.
– Oo…
Córa znacząco kaszlnęła.
– Och, a to moja przyjaciółka, Córa.
– Jestem oczarowany – rzekł Yespa.
Córa spojrzała na samochód, a potem na Yespę.
– Jest pan wolny?
– Tak.
– Oo…
Grace po raz szósty powtórzyła jej wszystkie instrukcje. Córa udawała, że słucha. Grace dała jej dwadzieścia dolarów na pizzę i bułkę serową, w której ostatnio zasmakował Max. Matka koleżanki miała za godzinę przywieźć Emmę.
Grace i Yespa poszli do limuzyny. Szofer o szczurzej twarzy był gotowy i trzymał otwarte drzwiczki.
– To jest Cram – powiedział Yespa, wskazując na kierowcę.
Kiedy Cram uścisnął jej dłoń, Grace z trudem powstrzymała krzyk bólu.
– Miło mi – mruknął Cram.
Jego uśmiech przywodził na myśl nadawane na kanale Discovery filmy dokumentalne o morskich drapieżnikach. Grace wsiadła pierwsza, Carl Yespa za nią.
Były tam kryształowe szklaneczki oraz taka sama karafka z bursztynowym płynem wyglądającym na drogi trunek. Zgodnie z zapowiedzią, był też telewizor. Nad jej fotelem znajdował Sl? odtwarzacz DYD, wieża stereo, kontrolki klimatyzacji oraz konsola z guzikami, których liczba przeraziłaby pilota linii lotniczych. Wszystko to – kryształy, karafka, elektronika – było zbyt ostentacyjne, ale może takie właśnie powinno być w luksusowej limuzynie.
– Dokąd jedziemy? – zapytała Grace.
– To trochę trudno wyjaśnić. – Siedzieli obok siebie, twarzami do kierunku jazdy. – Wolałbym ci to pokazać, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
Carl Vespa był jednym z rodziców, którzy przesiadywali przy jej szpitalnym łóżku. Kiedy Grace odzyskała przytomność, to jego twarz zobaczyła nad sobą. Nie miała pojęcia kto to, gdzie się znajduje ani jaki to dzień. Ponad tydzień czasu po prostu znikł z jej pamięci. Carl Vespa całymi dniami przesiadywał przy jej łóżku, podsypiając w fotelu. Dbał o to, żeby w jej pokoju zawsze były kwiaty. Postarał się, żeby miała dobry pokój, uspokajającą muzykę, w porę podawane środki przeciwbólowe i prywatną pielęgniarkę. A kiedy Grace mogła już jeść, dopilnował, żeby personel nie karmił jej szpitalnym żarciem.
Nigdy nie pytał o szczegóły tamtej nocy, ponieważ, prawdę mówiąc, nie była w stanie mu ich podać. W ciągu kilku następnych miesięcy przegadali niezliczoną ilość godzin. On opowiadał jej różne historie, gównie o swoich porażkach w roli ojca. Wykorzystał swoje powiązania, żeby tamtej pierwszej nocy dostać się do jej szpitalnego pokoju. Zapłacił ochronie – to ciekawe, że firma ochraniająca szpital była kontrolowana przez zorganizowaną przestępczość – a potem po prostu przy niej siedział.
Inni rodzice poszli za jego przykładem. To było niesamowite. Chcieli być blisko niej. To wszystko. Przynosiło im to ulgę. Ich dzieci zginęły w obecności Grace i zdawali się wierzyć, że żyją w niej jakieś cząstki dusz ich utraconych synów lub córek. Nie miało to sensu, ale Grace wydawało się, że ich rozumie.