Max płakał, kiedy weszła do jego pokoju. Szlochał cicho, prawie kwilił, co było żałośniejsze od najgłośniejszego krzyku. Grace objęła go. Całe jego drobne ciałko dygotało. Kołysała się, tuląc go i uspokajając. Szeptała, że mama jest przy nim, że wszystko w porządku, że jest bezpieczny.
Max uspokoił się dopiero po dłuższej chwili. Grace zaprowadziła go do łazienki. Chociaż Max miał dopiero sześć lat, sikał jak dorosły mężczyzna, czyli, krótko mówiąc, nie trafiając do muszli klozetowej. Chwiał się, zasypiając na stojąco. Kiedy skończył, pomogła mu podciągnąć piżamkę z rybką Nemo. Położyła go z powrotem do łóżka i spytała, czy chce opowiedzieć jej ten zły sen. Pokręcił głową i znów zasnął.
Grace patrzyła, jak jego szczupła klatka piersiowa podnosi Sl? i opada. Był bardzo podobny do swojego ojca.
Po pewnym czasie zeszła na dół. Panowała cisza. Córa już nie stukała w klawiaturę. Grace weszła do gabinetu. Krzesło za biurkiem było puste. Córa stała w kącie pokoju. W dłoni ściskała kieliszek.
– Córo?
– Wiem, dlaczego telefon Boba Dodda został wyłączony.
Grace jeszcze nigdy nie słyszała takiego napięcia w głosie Córy. Zaczekała, aż przyjaciółka coś doda, ale Córa wyglądała na pogrążoną w myślach.
– Co się z nim stało? – zapytała Grace. Córa upiła łyk wina.
– Według artykułu w „New Hampshire Post” Bob Dodd nie żyje. Został zamordowany dwa tygodnie temu.
16
Eric Wu wszedł do domu Sykesa.
W środku było ciemno. Wu zostawił wszystkie światła zgaszone. Intruz, kimkolwiek była osoba, która zabrała klucz ze skrytki, nie zapalił ich. Wu zastanawiał się dlaczego.
Zakładał, że tym intruzem jest wścibska kobieta w bieliźnie. Czy mogła być tak sprytna, żeby nie zapalić światła?
Przystanął. Więcej: jeśli ktoś jest tak przezorny, żenię zapala światła, czy nie pomyślałby o tym, żeby nie zostawiać odwróconej skrytki?
Coś tu się nie zgadzało.
Wu skulił się i przesunął za fotel. Zastygł i nasłuchiwał. Nic. Gdyby ktoś był w domu, Wu usłyszałby go. Zaczekał jeszcze chwilę.
Wciąż nic.
Czy intruz mógł wejść i wyjść?
Wątpił w to. Osoba, która zaryzykowała i otworzyła sobie drzwi wyjętym ze skrytki kluczem, z pewnością rozejrzałaby się po domu. I zapewne znalazłaby Freddy'ego Sykesa w łazience na piętrze. Po czym wezwałaby pomoc. A gdyby nie znalazła niczego podejrzanego i wyszła, włożyłaby klucz z powrotem do skrytki. Tak się jednak nie stało.
Zatem, jaki należy wyciągnąć z tego wniosek?
Intruz nadal jest w domu. Nie rusza się. Czeka.
Wu ostrożnie przeszedł przez pokój. Dom miał trzy wyjścia. Wu upewnił się, że wszystkie trzy są zamknięte. Dwoje drzwi miało solidne zasuwy. Po cichu je zasunął. Z jadalni wziął krzesła i umieścił je pod klamkami drzwi. Chciał w ten sposób odciąć, a przynajmniej spowolnić ucieczkę intruza.
Złapać przeciwnika w pułapkę.
Na schodach leżał chodnik. To ułatwiało mu skradanie się. Wu chciał zajrzeć do łazienki, żeby sprawdzić, czy Freddy Sykes nadal leży w wannie. Znów pomyślał o przewróconej skrytce na klucze. To wszystko nie miało żadnego sensu. Im dłużej o tym myślał, tym wolniej się poruszał.
Usiłował znaleźć w tym jakiś sens. Zacznijmy od początku: osoba, która wiedziała, gdzie Sykes chowa klucze, otwiera drzwi. On lub ona wchodzi do środka. Co dalej? Znajduje Sykesa i wpada w panikę. Wzywa policję. Nie znalazłszy Sykesa, po prostu wychodzi. Chowa klucz do skrytki i umieszcza kamień na swoim miejscu.
Tymczasem nic takiego się nie zdarzyło.
Jaki wniosek ma wyciągnąć z tego Wu?
Jedyne wyjaśnienie, jakie przychodziło mu do głowy, chyba że pominął jakiś szczegół, to że intruz rzeczywiście znalazł Sykesa w chwili, gdy Wu wchodził do domu. Nie miał czasu, żeby wezwać policję. Zdążył tylko gdzieś się ukryć.
Jednak ten scenariusz też miał poważne wady. Czy intruz nie zapaliłby światła? Może to zrobił. Może kobieta zapaliła światło, a potem zauważyła powracającego Wu. Zgasiła światło i schowała się tam, gdzie zaskoczył ją jego powrót.
W łazience z Sykesem.
Wu był teraz w głównej sypialni. Widział szparę pod drzwiami łazienki. Światło wciąż było zgaszone. Nie lekceważ przeciwnika, przypomniał sobie. Ostatnio zaczai popełniać błędy. Zbyt wiele błędów. Pierwszym był Rocky Conwell. Wu okazał się nieostrożny, pozwalając się śledzić. To był pierwszy błąd. Drugi, to że dał się zauważyć tej kobiecie z sąsiedniego domu. Kolejna nieostrożność.
A teraz to.
Nie jest łatwo krytycznie ocenić swoje postępowanie, ale Wu próbował zrobić to zupełnie obiektywnie. Nie był nieomylny. Tylko głupcy uważają się za takich. Może trochę zardzewiał w więzieniu. Nieważne. Teraz powinien się skupić. Skoncentrować.
W sypialni Sykesa było mnóstwo zdjęć. Przez pięćdziesiąt lat ten pokój należał do jego matki. Wu wiedział o tym z kontaktów w Internecie. Ojciec Freddy'ego zginął podczas wojny w Korei. Sykes był wtedy niemowlęciem. Matka nigdy się z tym nie pogodziła. Ludzie różnie reagują na śmierć ukochanych osób. Pani Sykes zdecydowała, że woli towarzystwo ducha niż żywych ludzi. Do końca życia sypiała w tej samej sypialni, a nawet w tym samym łóżku, które dzieliła z poległym na wojnie mężem. Freddy mówił, że sypiała na jednej połowie. Nigdy nie pozwoliła nikomu, nawet małemu Freddy'emu, kiedy miał złe sny, położyć się na tej połowie łóżka, na której niegdyś leżał jej ukochany.
Wu chwycił za klamkę.
Wiedział, że łazienka jest mała. Spróbował sobie wyobrazić, skąd mógłby nadejść ewentualny atak. W tym pomieszczeniu nie było takiego miejsca. Wu miał w worku pistolet. Zastanawiał się, czy nie powinien go wyjąć. Jeśli intruz jest uzbrojony, może stanowić problem.
Czy jest zbyt pewny siebie? Być może. Jednak Wu uznał, że nie potrzebuje broni.
Nacisnął klamkę i pchnął drzwi.
Freddy Sykes wciąż leżał w wannie. Miał w ustach knebel. I zamknięte oczy. Wu zastanawiał się. czy umarł. Zapewne. Poza nim nie było tu nikogo. Intruz nie miał się tu gdzie ukryć. Nikt nie przyszedł Freddy'emu z pomocą.
Wu podszedł do okna. Spojrzał na stojący obok dom.
Kobieta, ta w bieliźnie, była tam.
W swoim domu. Stała przy oknie.
Patrzyła na niego.
I wtedy Wu usłyszał trzaśniecie drzwiczek. Nie było wycia syren, lecz gdy teraz spojrzał na podjazd, zobaczył czerwone światło radiowozu. Przyjechała policja.
Charlaine Swain nie była szalona.
Oglądała filmy. Czytała książki. Mnóstwo. Eskapizm, myślała. Rozrywka. Sposób zabijania codziennej nudy. Może jednak te filmy i książki czegoś ją nauczyły. Ile razy próbowała ostrzec lekkomyślną bohaterkę, tę naiwną, smukłą, kruczowłosą piękność, żeby nie wchodziła do tego przeklętego domu?