Выбрать главу

Grace obserwowała ich, stojąc w drzwiach. Ostatnio Jack pracował do późna. Zazwyczaj nie miała nic przeciwko temu. Chwile spokoju zdarzały się coraz rzadziej. Potrzebowała wytchnienia. Samotność, poprzedzająca nudę, jest motorem procesu twórczego. Właśnie o to chodzi tym wszystkim medytującym artystom – starają się nudzić tak strasznie, żeby natchnienie musiało przyjść choćby jako mechanizm obronny przed utratą zmysłów. Kiedyś znajomy pisarz wyjaśnił jej, że najlepszym lekarstwem na niemoc twórczą jest lektura książki telefonicznej. Zacznij się dostatecznie mocno nudzić, a muza poczuje się zobowiązana udrożnić nawet najbardziej zatkane arterie.

Kiedy Emma skończyła, Jack cofnął się i powiedział:

– Ooo!

Emma zrobiła minę, jaką robi zawsze, gdy jest z siebie dumna i nie chce tego okazać. Ściągnęła wargi i leciutko je przygryzła.

– To najlepszy wiersz, jaki słyszałem w życiu – powiedział Jack. Emma skromnie wzruszyła ramionami.

– Ma tylko dwie zwrotki.

– To najlepsze dwie pierwsze zwrotki, jakie słyszałem w życiu.

– Jutro napiszę wiersz o hokeju.

– Skoro o tym mowa… Emma usiadła.

– Co?

Jack uśmiechnął się.

– Mam bilety na sobotni mecz Rangersów w Garden.

Emma, należąca do grupy kibiców rywalizującej o wpływy z wielbicielami ostatniego boys bandu, wydała radosny okrzyk. Znów zarzuciła mu ręce na szyję. Jack przewrócił oczami i zniósł to z godnością. Zaczęli omawiać ostatni mecz drużyny, a także rozważać jej szansę na pokonanie zespołu Minnesota Wild. Po kilku minutach Jack uwolnił się z objęć córki. Powiedział, że ją kocha. Odpowiedziała, że ona jego też. Jack ruszył do drzwi.

– Muszę znaleźć coś do jedzenia – szepnął do Grace.

– W lodówce są resztki kurczaka.

– Może przebierzesz się w wygodniejszy strój?

– Nadzieja wiecznie żywa. Jack uniósł brew.

– Wciąż się boisz, że nie jesteś dla mnie dość kobieca?

– Och, to mi coś przypomina.

– Co?

– Coś w związku z ostatnią randką Córy.

– Rozbieraną?

– Zaraz zejdę na dół.

Uniósł drugą brew, cicho gwizdnął i zszedł po schodach. Grace zaczekała, aż Emma zacznie głęboko oddychać. Wtedy zgasiła światło i jeszcze przez chwilę przyglądała się córce. Tak zwykle robi Jack. Nocami krąży po korytarzu, nie mogąc zasnąć, doglądając śpiących dzieci. Czasem budziła się w nocy i nie znajdowała go obok siebie. Jack stał zwykle w drzwiach jednego z pokoi dzieci, patrząc szklanym wzrokiem. Kiedy podchodziła do niego, mówił: „Są takie kochane…”. Nie musiał mówić nic więcej. Nie musiał mówić nawet tego.

Teraz nie słyszał, jak podeszła, i z jakiegoś powodu, nad którym Grace nawet nie chciała się zastanawiać, nie odezwała się do niego. Stał nieruchomo, plecami do niej, ze spuszczoną głową. To było niezwykłe. Zazwyczaj był w nieustannym ruchu. Tak samo jak Max, nie potrafił ustać spokojnie. Wiercił się. Nawet kiedy siedział, nerwowo przytupywał nogą. Tryskał energią.

Teraz jednak spoglądał na blat kuchennej szafki, a ściśle mówiąc, na leżące tam cudze zdjęcie, nieruchomy jak głaz.

– Jack? Drgnął.

– Co to jest, do diabła?

Zauważyła, że jego włosy są odrobinę za długie.

– Może ty mi to powiesz? Nie odpowiedział.

– To ty, prawda? Z brodą.

– Co? Nie.

Spojrzała na niego. Zamrugał i popatrzył gdzieś w bok.

– Dziś odebrałam wywołany film – wyjaśniła. – W Photomacie.

Nadal milczał. Podeszła bliżej.

– To zdjęcie było wśród innych.

– Zaraz. – Spojrzał na nią ostro. – Było wśród naszych zdjęć?

– Tak.

– Których?

– Tych zrobionych w sadzie.

– To nonsens. Wzruszyła ramionami.

– Kim są ci inni ludzie na tym zdjęciu?

– Skąd mam wiedzieć?

– Ta blondynka, która stoi obok ciebie. Z twarzą przekreśloną krzyżykiem. Kto to?

Zadzwonił telefon komórkowy Jacka. Chwycił go z szybkością rewolwerowca. Wymamrotał „halo”, posłuchał, zakrył dłonią mikrofon i powiedział:

– To Dań.

Prowadzili razem badania dla Pentacol Pharmaceuticals. Ze spuszczoną głową ruszył do swojego gabinetu.

Grace poszła na górę. Zaczęła szykować się do snu. Lekki niepokój powoli przeradzał się w głębokie zaniepokojenie. Wróciła myślami do lat, kiedy mieszkali we Francji. Nigdy nie rozmawiał z nią o swojej przeszłości. Wiedziała, że miał bogatą rodzinę i fundusz powierniczy, ale nie chciał mieć z nimi nic wspólnego. Miał siostrę, prawniczkę w Los Angeles lub San Diego. Jego ojciec wciąż żył, ale był bardzo stary. Grace chętnie dowiedziałaby się więcej, ale Jack nie chciał o tym mówić, więc nie nalegała, przeczuwając, że ma po temu powody.

Zakochali się. Ona malowała. On pracował w winnicy Saint-Emilion niedaleko Bordeaux. Mieszkali w Saint-Emilion, aż Grace zaszła w ciążę. Wtedy coś zaczęło ją ciągnąć do ojczyzny. Chociaż może to zabrzmi patetycznie, zapragnęła wychować swoje dzieci w kraju ludzi wolnych i dzielnych. Jack chciał zostać, ale Grace nalegała. Teraz zastanawiała się dlaczego.

Minęło pół godziny. Grace wślizgnęła się pod kołdrę i czekała. Dziesięć minut później usłyszała odgłos zapuszczanego silnika. Wyjrzała przez okno.

Samochód Jacka odjeżdżał spod domu.

Wiedziała, że lubił robić zakupy w nocy, kiedy nie ma kolejek, szczególnie w sklepach spożywczych. Taki nocny wypad nie był dla niego czymś niezwykłym. Niezwykłe było tylko to, że nie powiedział jej, że jedzie na zakupy, i nie zapytał, co trzeba kupić.

Grace spróbowała zadzwonić na jego komórkę, ale odezwała się poczta głosowa. Usiadła i czekała. Nie wracał. Próbowała czytać. Słowa rozpływały się jej w oczach. Dwie godziny później znów spróbowała zadzwonić do Jacka. Ponownie odezwała się poczta głosowa. Zajrzała do dzieci. Mocno spały, pogrążone w błogiej nieświadomości.

Nie mogąc tego dłużej znieść, Grace zeszła na dół. Przejrzała zawartość koperty ze zdjęciami.

Fotografia znikła.

2

Większość ludzi przegląda ogłoszenia towarzyskie, szukając partnerów na randkę.

Eric Wu szukał ofiar.

Miał siedem różnych kont pocztowych założonych na nazwiska siedmiu fikcyjnych osób – zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Z każdej z tych skrzynek prowadził korespondencję z co najmniej sześcioma potencjalnymi celami. Trzy konta były standardowe, dla osób w dowolnym wieku. Dwa dla samotnych po pięćdziesiątce. Jedno dla homoseksualistów. I ostatnie dla lesbijek szukających poważnych związków.

Wu nieustannie flirtował w sieci z czterdziestoma, a nawet pięćdziesięcioma osobami. Powoli je poznawał. Większość zachowywała ostrożność, ale był na to przygotowany. Eric Wu należał do ludzi cierpliwych. W końcu ze strzępów informacji i tak złoży całość, po czym zdecyduje, czy podtrzymać znajomość, czy też zerwać kontakty.