Выбрать главу

– Przeszkadzać? Ubóstwiam ten kolor! I motele, zwłaszcza jeśli będę cię miała pod bokiem. Co mamy dziś w planie?… Griff, wyglądasz na strasznie zmęczonego. Może sama pójdę oglądać mieszkania i potem zaprezentuję ci tylko te najciekawsze.

– Jestem zmęczony, ale to nic nie szkodzi. Obejrzymy wszystko razem, tak jak ustaliliśmy. Sylvia i Lily wychodziły ze skóry, żeby znaleźć ich dla nas jak najwięcej. Mam nadzieję, że któreś okaże się odpowiednie. Nawiasem mówiąc, spotkamy się na kolacji z całą czwórką. Chciałbym mieć cię tylko dla siebie, ale im wcześniej ich poznasz, tym lepiej. Dziewczyny nie mogą się już ciebie doczekać!

Dory była trochę zdenerwowana. A jeśli „dziewczyny” nie przypadną jej do gustu? Jak na to zareaguje Griff? Jakie to typowe dla mężczyzny: ponieważ Griff tak lubi Johna i Ricka, z góry zakłada, że i ona zaprzyjaźni się z ich żonami! Griff dał jej wyraźnie do zrozumienia, że czuje sympatię do tych dwóch kobiet, musi więc robić dobrą minę do złej gry. Zresztą jej obawy pewnie są nieuzasadnione.

– Głodna? – spytał Griff.

– Nie. W samolocie każdy dostał obarzanek z wiejskim serkiem i egzemplarz „Wall Street Journal”. A ty?

– Wypiłem kawę i zjadłem grzankę. Pójdziemy na wczesny lunch. Wolałbym uniknąć zatłoczonego centrum. Rano są cholerne korki. Na pierwszy ogień weźmiemy Arlington.

Spędzili cały ranek, oglądając ciasne mieszkanka bez szaf w ścianach, za które żądano ogromnego czynszu. Dory natychmiast z nich rezygnowała. Ostatni budynek był wprost koszmarny. Dwie z trzech wind nie działały. Obwieszczały o tym tabliczki, na których lokatorzy dopisali zielonym flamastrem, co o tym sądzą. Płytki w holu głównym były brudne, a sztuczne rośliny pokryte grubą warstwą kurzu. Dory zaczęła kichać. Czynsz wynosił sześćset dolarów.

_ Wyjątkowa okazja! – zachwalała piskliwym głosem dozorczyni. Jechało od niej zwietrzałym piwem i czosnkiem.

– Jeszcze się namyślimy – powiedział pospiesznie Griff, przechodząc wraz z Dory koło ohydnego eukaliptusa i zmierzając ku brudnym oszklonym drzwiom.

Na ulicy oboje głęboko odetchnęli, a Dory wybuchnęła śmiechem.

– Griff, jak się nazywała ta wielka arteria, którą jechaliśmy do drugiego z kolei mieszkania?

Griff sprawdził na planie miasta.

– Jefferson Davis Highway. Czemu pytasz?

– Zauważyłam przy niej kilka ładnych domków. Może warto je obejrzeć?

Griff wzruszył ramionami.

– Dobrze, ale przypuszczam, że czynsz nie jest na moją kieszeń.

– Chciałabym jednak popatrzeć. To, co oglądaliśmy do tej pory, to klitki, w których sam byś się z trudem zmieścił.

Domki w stylu georgiańskim były usytuowane z dala od ulicy, za starannie przystrzyżonym żywopłotem z bukszpanu; zdobiły je szerokie rabatki pełne barwnych kwiatów. Dory nacisnęła dzwonek do dozorcy domu. Griff tylko pokręcił głową i gwizdnął cicho. Dory wiedziała, o czym myśli: czynsz musiał tu być horrendalny! Nie licząc opłat za gaz, elektryczność i temu podobnych. Ale skoro już przyszli, warto zasięgnąć informacji.

Dory zamrugała oczyma na widok człowieka, który otworzył drzwi. Wyglądał na rasowego kowboja: obcisłe dżinsy, buty do kostek, wyglansowane jak u żołnierza na paradzie. Sądząc z bicepsów i objętości klatki piersiowej, gdy tylko zeskoczył z siodła, zaczął ćwiczyć pompki. Na ramionach granatowej koszuli pełno było łupieżu.

– Mówcie mi Duke, jak wszyscy – oświadczył pseudoteksaską gwarą z wyraźnym nowojorskim akcentem.

Ponieważ Griff całkiem zaniemówił na widok Duke’a, inicjatywę przejęła Dory. – Chcielibyśmy wynająć apartament w jednym z tych domków, o ile oczywiście są jakieś wolne.

– Macie szczęście: akurat dwa się zwolniły. Z jednego przed miesiącem wyprowadził się pracownik Kongresu. Właśnie w zeszłym tygodniu odnowiliśmy mieszkanko. A lada dzień zwolni lokal dwóch studenciaków. Oba mieszkania są takie same. Chcecie obejrzeć?

– Jasne. Dlatego tu jesteśmy, koleś – wycedził Griff ze złością. Nienawidził takich pseudotwardzieli, podobnie jak polityków; śliskie typy spod ciemnej gwiazdy.

– Obowiązuje umowa dzierżawna? – spytała Dory.

– Na dwa lata, ale bez przymusu. Wy pójdziecie nam na rękę, to i my też. Rozumiemy się? – powiedział Duke, poklepując Dory po ramieniu.

– Jasne. Mamy dać ci w łapę, a ty to schowasz do kieszeni? – warknął Griff.

– Tak to już jest na tym podłym świecie. A co stolica, to stolica.

– Masz rację, chłopie. Tyle że tu żadna stolica, tylko Wirginia – stwierdził Griff, przepuszczając Dory przodem.

W nozdrza uderzył ich zapach świeżej farby. Mieszkanie było nieskazitelnie czyste. Perłowoszara wykładzina na podłodze została starannie wyczyszczona, okna lśniły, a kominek z fasadą z włoskiego marmuru wyglądał jak marzenie. Dory natychmiast się w nim zakochała. Kuchnia była zielonożółta; doskonale wyglądałyby tu zasłonki w zieloną kratę i paproć w wiszącej doniczce. Wyplatany dywanik i kilka drobiazgów z kutego żelaza sprawią, że będzie tu jeszcze jaśniej i pogodniej. Dory była zachwycona. Toaleta na parterze miała ściany o ładnej, śliwkowej barwie. Można by wzbogacić gamę kolorystyczną błękitem, głębszym fioletem, może bielą. Kominek w głównej sypialni na piętrze zaparł jej po prostu dech. Gdy przeszła do ogromnej łazienki, utrzymanej w odcieniach beżu i brązu, sypialnię zwiedził również Griff. Idealnie pasowałoby tu wielkie łoże, przykryte kapą dobraną do foliowanych tapet w błyskawice. Faceci z Kongresu umieli się urządzić!

– Dokąd się ten facet przeniósł? – spytała bez ogródek.

– Do Georgetown – odparł Duke. Griff uśmiechnął się z przymusem.

– Ile wynosi czynsz? – spytał zdecydowanym głosem.

– Dziewięćset miesięcznie. Zapewnione wszelkie wygody. Rozejrzyjcie się sami i, jeśli wam się spodoba, przejdziemy do biura. Radzę się decydować już teraz, bo najpóźniej do niedzieli ktoś ten lokal na pewno capnie. Wymagają kaucji, tyle co dwa czynsze, i za miesiąc z góry.

– Co za typ! – warknął Griff, gdy Duke opuścił pokój. – Widzę, Dory, że zakochałaś się w tym mieszkaniu. Wcale się nie dziwię, zwłaszcza po tym, co obejrzeliśmy poprzednio! Niestety, absolutnie mnie teraz na to nie stać. Może w przyszłym roku.

Dory zrzedła mina.

– Ależ, Griff, jest nas przecież dwoje! Chętnie wezmę na siebie część wydatków. Ile możesz zapłacić? Nie wspomniałeś mi o tym.

– Nie miałem zamiaru oglądać niczego powyżej sześciuset dolarów. Jak mogłabyś mi pomagać finansowo? Będziesz studiować i nigdy bym się nie zgodził, żebyś sięgnęła do swych oszczędności. Naprawdę mnie na to nie stać, Dory. Bardzo mi przykro.

– Griff, mam wykonywać pewną pracę dla Lizzie. Wywiady z kongresmenami i senatorami. Świetnie za to płacą, możesz mi wierzyć. Bez trudu poniosę część kosztów. Proszę, przemyśl to! Spójrz na ten kominek. Czy nie widzisz, jak się przy nim kochamy w zimowe, śnieżne noce? – Nie czekając na jego odpowiedź, mówiła dalej: – Na pewno byś chciał przyjmować gości, a to mieszkanie idealnie się do tego nadaje. Moglibyśmy nawet urządzić grillowanie na tyłach domu. Za każdym budynkiem jest trawnik, widziałam okna w kuchni. Kupimy żółte ogrodowe krzesła i odpowiedni stół. No, Griff…

– Kochanie, nie zamierzałem cię prosić, byś dokładała do gospodarstwa. Jeśli nie stać mnie na zapewnienie ci utrzymania, nie mam prawa żądać, byś dzieliła ze mną życie. To ja powinienem wszystko ci zapewnić.