Ruchy Griffa były nadal powolne, rozważne, niespieszne, choć szum w jego uszach grzmiał jak echo pulsowania w lędźwiach. Pochwycił dłońmi biodra Dory, uniósł ją i przyciągnął do siebie, wypełniając swą wezbraną męskością – w pełni świadomy swych potrzeb, domagał się ich zaspokojenia.
Oddech rwał się, pierś ciężko się wnosiła jak po długim biegu. Wargi ich spotkały się, przywarły do siebie, rozłączyły po długiej chwili i odnalazły się znowu. Poruszał się w jej ciele nagląco, rytmicznie, unosząc Dory ze sobą w inny wymiar – ku doznaniom zgoła odmiennym, lecz równie ekscytującym jak poprzednie. Kołatał w jej wnętrzu, natrafiając na opór, czując, że zacisnęła się wokół niego, jakby chciała wyrzucić go z siebie. Była coraz bliższa tej oślepiającej eksplozji, w której i on znalazł doskonałe spełnienie.
Ciężko dysząc, Griff otulił Dory swoim ciałem, łagodząc jej dreszcze i uspokajając, póki nie minęły skurcze. Z żalem wysunął się niej, objął ją ramionami i przytulił z czułością. Zaspokojona odpoczywała, garnąc się do ukochanego; przesuwała rękę po całym jego ciele, wyczuwając na skórze Griffa wilgoć pochodzącą z jej wnętrza. Przytuleni, ukryci razem w tęczowej bańce marzeń, szeptali sobie słowa miłości, póki nie zasnęli.
3
Dni mijały szybko, zbyt jednak wolno dla Dory, która myślała tylko o jednym: przenieść się jak najprędzej do Wirginii i połączyć się z Griffem! Wykonywała jak automat wszystkie swe obowiązki w redakcji „Soiree”, ale pod koniec dnia nie była pewna, czy cokolwiek udało jej się osiągnąć. Jej myśli krążyły wokół mebli, naczyń stołowych i lamp. Na drugim miejscu były rośliny doniczkowe i zasłony. O doktoracie prawie zapomniała.
We wczesnych godzinach rannych gorączkowo zajmowała się pakowaniem. Pudła z książkami i jej rzeczy osobiste pojadą wraz z nią kombi Griffa. Ze znalezieniem chętnych na mieszkanie nie było żadnego problemu. Siostra chłopaka kuzynki Katy wzięła je z pocałowaniem ręki i miała płacić miesięcznie o sto dolarów więcej, niż wynosił czynsz. Przyda się dodatkowa setka na urządzanie domu! – cieszyła się w duchu Dory. Później za te sto dolarów będzie mogła co miesiąc kupować sobie, co zechce. Pantofle, nową bluzkę, koronkową bieliznę. Wszystko.
Dotychczas Dory rzadko zajmowała się gotowaniem; teraz jednak z góry planowała, że będzie robić pożywne posiłki, podawane na odpowiednich talerzach, z efektownymi podstawkami i tradycyjnymi, prawdziwymi serwetkami stołowymi, które trzeba prasować. Nie zapomni o dekoracji stołu i o pysznych deserach! Będą jej potrzebne książki kucharskie Katy z pewnością je dla niej zdobędzie, zatelefonuje do znajomych z różnych wydawnictw. Dory widziała już oczyma duszy siebie, jak, siedząc przy kominku, pochyla się nad książką kucharską, gdy tymczasem Griff przegląda czasopisma medyczne. Będą razem. Jakie to cudowne! Po jedzeniu Griff będzie wzdychał z rozkoszą i patrzył na nią z równym podziwem jak na Lily Dayton! Prowadzenie domu może sprawiać wiele satysfakcji. Kolacje powinni zawsze jadać przy świecach. Musi zadbać o romantyczną atmosferę w domu, żeby Griff nigdy nie pożałował, że go wynajęli. Wiosną posadzi się w ogródku bratki i tulipany. Griff kochał kwiaty i żywe kolory. Musi być wiele roślin doniczkowych. Może kilka pelargonii? A co dopiero, gdy przyjdzie wiosna… W marcu, kwietniu. Za sześć miesięcy. Tylko tyle urlopu dostała od Lizzie. Pół roku powinno wystarczyć, żeby jej się odechciało zabawy w dom – tak to ujęła Lizzie. Ale Dory może wybrać inne rozwiązanie: ustatkować się, wyjść za Griffa i ukończyć studia. Miała też otwartą drogę powrotu do „Soiree” – i wszystkie związane z tym kłopoty, włącznie z osobą Davida Harlowa. Zresztą sześć miesięcy to bardzo dużo czasu. Na razie nie będzie wybiegać myślami dalej niż Święto Dziękczynienia czy Boże Narodzenie. Postara się, żeby to były dla nich niezapomniane dni! Jej pierwsza Gwiazdka z Griffem. Z jakim zapałem będzie dekorować mieszkanie na święta! W ubiegłym roku zamieszczono na łamach „Soiree” obszerny wywiad z pewną kobietą, która zbiła majątek na ręcznie wykonanych ozdobach bożonarodzeniowych, z powodzeniem sprzedawanych na Piątej Alei. Ozdoby były przepiękne, ceny horrendalne. Gdzieś w budynku redakcji stały całe pudła tych cacek: sama Dory starannie je zapakowała i tam położyła. Producentka ofiarowała jej te ozdoby w podzięce za wspaniały artykuł. Dory czuła się głupio, ponieważ wszystkie dziewczęta z redakcji miały na nie chrapkę. Spakowała więc ozdoby i zupełnie o nich zapomniała. Teraz przewiezie te pudła do Wirginii.
Nalała sobie kawy i podeszła do okna. Miała nadzieję, że gdy już dotrze do Wirginii, skończą się jej kłopoty ze snem. Ostatnio sypiała zaledwie po trzy, cztery godziny na dobę i czuła się coraz bardziej podenerwowana. Chciała się już stąd wynieść, być z Griffem w ich nowym domu. W ich nowym domu! Jak to wspaniale brzmi. Szczęśliwy dom. Urocze, ciepłe, przytulne, bezpieczne schronienie – ich własne. Sama je urządzi dla Griffa, z wielką miłością. Na pewno mu się spodoba! I będą tacy szczęśliwi!
Ciężkie zasłony rozsunęły się z szelestem. Na wschodzie niebo pojaśniało. Na horyzoncie ukazała się pomarańczowo-złota smuga, przecinająca jak nożem dwie nierozerwalnie ze sobą złączone części: zadymione niebo i brudne miasto.
Telefon zadzwonił, gdy Dory nalewała sobie drugi kubek kawy. Chwyciła go jedną ręką, a drugą podniosła do ucha słuchawkę. Ucieszyła się bardzo, gdy poznała, kto dzwoni. Szeroki uśmiech rozjaśnił jej twarz. Ostrożnie odstawiła kawę na stół pod ścianą.
– Pixie! To chyba telepatia? Właśnie myślałam o tobie! Jak leci?
– Wolisz prawdę czy efektowne łgarstwo?
– Prawdę. Co tam słychać w Dakocie, wśród śmietanki towarzyskiej?
– Nudy! Tyle że wczoraj spotkałam w windzie Yoo Hoo. Wiesz, tę co to wiecznie nosi ciemne okulary i wyszła za rockowego wokalistę. Wyobraź sobie, że na mój widok zdjęła swoje gogle!
– Pewnie ją olśniła twoja kreacja. Co miałaś na sobie i z dodatkiem ilu brylantów? A tak w ogóle, skąd dzwonisz?
– Z kawiarni na dole. Pomyślałam sobie, że wpadnę do ciebie na kilka minut. Znajdziesz dla mnie czas?
– Dla ciebie zawsze! Jadłaś już śniadanie?
– Śniadanie?! Boże, to by mnie wykończyło! Ale mam ochotę na kawę po irlandzku z obwarzankami. Możesz mi to zorganizować?
– Jak najbardziej. Będą na ciebie już czekać, kiedy tu dotrzesz.
Na dźwięk dzwonka Dory otwarła drzwi. Cofnęła się, by lepiej obejrzeć swą podstarzałą ciocię. Nie wiadomo czemu jej widok zawsze kojarzył się Dory z tęczą. Uściskały się mocno, chichocząc jak nastolatki.
– Boże, ale jestem skonana – westchnęła Pixie, opadając na kanapę. – Przecież to istna dżungla.
– Nie zbłądziłaś w niej? Ja muszę się co rano przedzierać przez te liany. I czemu jesteś na nogach o tej porze? Myślałam, że zawsze śpisz do trzeciej.
Pixie prychnęła, popijając kawę.
– Gdyby mi twoja matka nie zaczęła znów reformować życia, mogłabym spać do trzeciej! Dziesięć dni celibatu to wszystko, co jestem w stanie znieść!
– Mama znowu w akcji, co? – zaśmiała się Dory.
– Nie uwierzysz: wynajęła prywatnego detektywa, żeby mnie śledził! Ale chyba mu się dzisiaj wymknęłam. Powiedziała, że musi się za mnie wiecznie rumienić i że nie zamierza dłużej tego tolerować. Wyobrażasz sobie?! – Pixie znowu prychnęła i poprawiła perukę z kaskadą srebrzystych loków. – Chyba dodałaś do tego za dużo kawy. Coś takiego twoja matka podaje pastorowi, kiedy wpada, by ją podnieść na duchu po moich „wybrykach”, jak to ona określa. I jak tu z kimś takim wytrzymać? Wiem, że to moja siostra i twoja matka, ale życie jej dosłownie przecieka przez palce! Spędza co najmniej dwadzieścia jeden godzin na dobę, zamartwiając się, z czym znowu wyskoczę.