Najbardziej bolało jato, że rozczarowała się co do Griffa. To on sam był winien, nie żadne okoliczności! Czy to tak dużo, spodziewać się, że ukochany będzie razem z nią pierwszej nocy po przyjeździe i że się będą kochać? A jutro to już nie to samo!
Dory czuła się tak, jakby ją przepuszczono przez wyżymaczkę – zmiętoszona i stłamszona. Jak to łatwo wziąć do ręki słuchawkę i zadzwonić do kogoś, kto z pewnością wszystko zrozumie i przebaczy! Owszem, przebaczy; ale nie zapomni. Trudno zapomnieć, gdy cię ktoś zrani, a twoją miłość traktuje jako coś całkiem mu należnego.
Choć Dory postanowiła, że nie będzie płakać, łzy spływały jej po policzkach. Tak bardzo chciała, by Griff pragnął być razem z nią! Nic ją nie obchodziły żadne priorytety, więc i on nie powinien o nich myśleć! Zależało jej tylko na tym, żeby był przy niej. Pragnęła, by mówił jej o swej miłości, o tym, jak to dobrze, że przyjechała do Waszyngtonu. Cholera jasna, chciała być pewna, że ją kocha!… Na drugim miejscu po koniu. Niech no tylko Pixie się o tym dowie!
Z pewnością nie uda siej ej zasnąć. Powinna wstać i pooglądać telewizję, póki nie zwalczy w sobie tej wrogości. Albo jeszcze lepiej: napić się koniaku z tej butelki, którą dała jej Pixie. Gdyby tylko sobie przypomniała, gdzie ją wetknęła. A jak się upije na smutno? Chyba jednak lepiej wziąć trzy aspiryny. Obiecała sobie zresztą, że zachowa koniak na oblewanie artykułu poświęconego Pixie.
Dory z całej siły uderzyła ręką w poduszkę. Była zła, sfrustrowana, wszystko wymknęło się jej z rąk! Ta myśl sprawiła, że zesztywniała ze strachu. Gdy w końcu zapadła w sen, przyśnił jej się ogier o dzikim spojrzeniu, który, unosząc na swym grzbiecie Sylvię, galopował po Jefferson Davis Parkway. Obudziła się całkiem wykończona.
4
Przed południem zawieszono zasłony. Dostarczono też nowy fotel do gabinetu Griffa. Zadzwoniły Lily i Sylvia: obie zapraszały Dory na lunch. Wymówiła się tym, że musi zrobić zakupy i zdobyć plan miasta, żeby bez błądzenia dotrzeć jutro na uniwersytet w Georgetown.
– Chcę też przyrządzić Griffowi na kolację to, co najbardziej lubi, więc nie będę miała zbyt wiele czasu – wyjaśniła Sylvii.
– Masz zamiar to zamrozić? – spytała od niechcenia Sylvia.
– Skądże? Dlaczego miałabym to robić?
– Właśnie rozmawiałam z Johnem. Powiedział, że wrócą bardzo późno. Byliśmy zaproszeni na drinka i kolację. Teraz muszę uprzedzić, że nie przyjdziemy, albo pójdę sama. A może masz ochotę wybrać się razem ze mną? Griff prosił, żebym ci to zaproponowała.
„Wszystko nie tak! Wszystko nie tak! – huczało w głowie Dory, podczas gdy Sylvia szczebiotała, jak tłumaczyła Griffowi, że Dory nie jest jeszcze gotowa do włączenia się w życie towarzyskie.
– No dobrze – z trudem wykrztusiła Dory. – Coś przegryzę i przygotuję wszystko na jutro. Zaczynam przecież studia. Dzięki za telefon, Sylvio. I za zaproszenie, ale może innym razem. – Odłożyła słuchawkę, nie czekając na odpowiedź.
Lily również ją zaprosiła. Chciała pokazać Dory, jak przygotowuje galaretkę z pigwy, za którą Rick przepadał.
– Potem napijemy się herbaty – powiedziała. – Upiekę bułeczki albo Placuszki. Mały Rick po południu jest zawsze grzeczny i bawi się w łóżeczku. Pogawędzimy sobie i lepiej się poznamy.
Dory pospiesznie wyliczyła mnóstwo czynności (prawdziwych i wymyślonych naprędce), które musi wykonać. Kiedy wreszcie odłożyła słuchawkę, czuła się tak, jakby przepłynęła przez rzekę pełną wirów.
Miała właśnie wyjść, gdy po raz trzeci odezwał się telefon. Zadzwonił cztery razy, nim Dory zdecydowała się podnieść słuchawkę. Był to Griff w bardzo dobrym humorze. Zapytał Dory, jak się miewa i co teraz robi.
– Nic wielkiego. Właśnie się wybieram do supermarketu. O ile go znajdę! Podobno nie zdążysz do domu na kolację?
– Mam nadzieję, że mi to wybaczysz. Powinienem być koło wpół do dziesiątej. Zrób mi jakąś kanapkę, nic więcej. I nie zapomnij, że mamy randkę!
– Nie zapomnę – odparła Dory lekkim tonem. Spostrzegła od razu, że rozmawia z nią, myśląc o czymś innym. – Jaką chcesz kanapkę?
– Co takiego? Ach, cokolwiek. Może być razowy chleb z peklowaną wołowiną. Nie przemęczaj się, kochanie! Zachowaj trochę energii na wieczór. Muszę już kończyć: czekają na mnie. Kocham cię!
Dory odłożyła słuchawkę i przez dłuższą chwilę wpatrywała się jak urzeczona w telefon. Dopiero drugi dzień i już się zaczęły kłopoty w raju! Cóż, nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Trzeba się przystosować. I oczywiście ona ma to uczynić! Lizzie próbowała ją ostrzec. A Katy trafiła w dziesiątkę, kiedy stwierdziła: – W każdym związku udział kobiety wynosi dziewięćdziesiąt procent. Mężczyzna dokłada do tego pięć procent, a reszta to udział psa. – Ciekawe, skąd się bierze te ostatnie pięć procent, jeśli w domu nie ma psa!
Przez całą drogę do supermarketu Dory przekonywała samą siebie, że tak się nad sobą użala, bo nie ma nic do roboty. Żadnej sensownej roboty, mówiąc ściśle. Praca fizyczna zawsze wywoływała u niej frustrację. Brakowało jej pożywki dla umysłu.
Dziś wieczorem, gdy ujrzy wreszcie Griffa, sprawy przybiorą całkiem inny obrót. Gdyby tak się nie stało, znaczyłoby to, że nowy układ nie ma szans. Może dać swoje pięćdziesiąt, a nawet sześćdziesiąt procent – i tego powinna się trzymać. Musi dostosować swój sposób myślenia do nowych warunków, nim zdarzy się coś nieodwracalnego. Zresztą co w tym dziwnego, że Griff długo pracuje i czasem nie wraca do domu? Takie już ma zajęcie. Powiedziała mu przecież, że to rozumie.
Okazała się egoistką. Infantylną egoistką. Od bardzo dawna nie musiała do nikogo się dostosowywać. Robiła, co się jej podobało, i broniła własnych interesów. Teraz włączyła się do nowej gry, w której ma partnera, więc musi się dostosować, godząc się z tym, że nie zawsze wszystko będzie po jej myśli. Nie wystarczy kiwnąć palcem, by spełniło się każde życzenie. Czego pragnęła? Chciała być szczęśliwa z Griffem. Po prostu być razem z nim. Dzielić jego życie. Tego właśnie chciała. Więc co z tego, że będzie się musiała przystosować do nowej sytuacji? Jakoś to przeżyje.
Od razu poczuła się lepiej. Zrobi Griffowi niespodziankę i przygotuje kolację! Coś, co łatwo będzie przechować, co się nie zepsuje, gdyby się nawet spóźnił. Ustawi przed kominkiem w salonie stolik z różanego drzewa, który należał niegdyś do jej babki. Wyjmie nowiutkie podkładki pod talerze i serwetki. Włoży podomkę z kaszmiru i użyje zupełnie nowych, egzotycznych perfum; za uszami i w głębokim dekolcie. Oczaruje Griffa najpierw kolacją, a potem własną urodą! Chichotała w duchu, chodząc po supermarkecie i wybierając mnóstwo rzeczy na chybił trafił. Zrobi smakowitą, duszoną baraninkę: kupiła do tego celu wszystkie przyprawy. Upiecze domowy chleb. Po powrocie do domu musi zajrzeć do książki kucharskiej. Gdyby mimo to nie mogła dać sobie rady, na pewno pomoże jej Lily!
Dory zdębiała, gdy zobaczyła, ile to wszystko kosztuje. Jak to możliwe, że za cztery torby z żywnością należy się aż sto szesnaście dolarów?! Gotowanie to bardzo kosztowne hobby! Wyciągnęła z torby od Gucciego portfel i zapłaciła. Na chwilę straciła humor. Za sto szesnaście dolarów mogła mieć jedwabną bluzkę od Bloomingdale’a! Musi przy okazji zwrócić Griffowi uwagę na ceny żywności. Powinni ustalić, ile każde z nich do tego dokłada.