– Ona i tak nigdy już nie przyjdzie do ciebie ze swoimi kotami. Wynosisz się stąd, zapomniałeś? A co powiesz o zdjęciu na pierwszą stronę?
– Już widzę podpis: „Rozpłodowiec Michaels – najlepsza reklama własnej kliniki!”
Dory zachichotała.
– Miałbyś czym się pochwalić przed wnukami!
Griff zmarszczył brwi. Nie powiedziała „przed naszymi wnukami”. Natychmiast się jednak rozchmurzył. Cierpliwości! Z czasem wszystko się ułoży.
Całował ją długo, bez pospiechu. Dory przywarła do niego z gwałtownością, która go zaskoczyła.
– Nie zapomnij, że dziś wieczorem idziemy do teatru z moją ciotką! Griff uderzył się w czoło.
– Dobrze, że mi o tym przypomniałaś! Zupełnie mi to wyleciało z głowy.
– Będziesz zachwycony ciocią Pixie.
– Pytanie tylko, czy ona zachwyci się mną?
– Zakocha się w tobie tak samo jak ja. Co jak co, ale Pixie potrafi ocenić facetów! Na pewno zdasz egzamin!
Na sekundę w oczach Griffa pojawiło się znużenie.
– Dory, wszystkie te szokujące rzeczy, które o niej wygadywałaś… to prawda czy tylko mnie nabierałaś? W gruncie rzeczy nic mnie to nie obchodzi, ale nie chciałbym się jednak przed nią zbłaźnić. Naprawdę zależy mi na tym, żeby mnie polubiła – zakończył niezręcznie.
– Nie martw się! Z pewnością cię pokocha. I na pewno niczym jej nie zgorszysz! Ona jest chodzącym skandalem! Kiedyś myślałam, że każdy ma podobną ciotkę, ale ona jest jedyna w swoim rodzaju. Doprawdy nie wiem, co ja bym bez Pixie zrobiła. Ile razy mam jakieś problemy, mogę na nią liczyć. Bardziej niż na moją własną matkę. Słuchaj, jeśli naprawdę masz stracha, może umówimy się z nią przed teatrem w kawiarni? Poczujesz się wtedy pewniej. Griff skinął głową.
– W porządku, zawiadomię cię, kiedy i gdzie się spotkamy. A teraz wracaj do domu i przestań się zamartwiać. A może zwyczajnie mnie nabierasz i przejmujesz się zmianami w twoim życiu?
Griff uśmiechnął się szeroko.
– O pani, znasz mnie na wylot! Jasne, że właśnie tym najbardziej się przejmuję. To niezwykle ważny krok w moim życiu. Chcę tego, ale coś mnie ściska w żołądku, kiedy o tym myślę.
– Wracaj do domu. I myśl tylko o miłych rzeczach! – poradziła żartobliwie Dory, odpychając go. – Do wieczora!
Odszedł. Przez chwilę miała wrażenie, że ściany się na nią walą. Szybko się opanowała. Griff odszedł, ale nie było to przecież ostateczne rozstanie. Raczej początek nowego życia. Ufała w swoje siły, była przekonana o słuszności dokonanego wyboru. Lubiła nowe wyzwania. Były dla niej czymś codziennym.
Równie naturalna wydawała się Dory własna nagość, gdy poszła do kuchni, by włączyć ekspres do kawy. Weźmie teraz gorącą kąpiel i przejrzy swoją książeczkę czekową. Potem zje grzankę po francusku i będzie gotowa na spotkanie nowego dnia.
Gorąca woda i unosząca się nad nią para działały cuda, podczas gdy Dory wprawnie podliczała pozycje w swej książeczce czekowej. Całkiem nieźle! W tym miesiącu zostało jej dwieście dolarów, które będzie mogła w coś zainwestować. Całkiem dobrze radziła sobie z finansami. Wszystkie rachunki popłacone, odłożone pieniądze na następne trzy tygodnie: na lunch, taksówki, fryzjera, nawet na nowe pantofle, jeśli przyjdzie jej na nie ochota. Doliczyła do ogólnej sumy cenę biletu lotniczego – i ciągle była do przodu! Jej pakiet akcji powiększał się z miesiąca na miesiąc. Mogłaby żyć przez cały rok ze swych oszczędności, gdyby nagle znalazła się na bruku. Nie najgorzej jak na pracującą dziewczynę, która właśnie zaczęła trzydziesty pierwszy rok życia!
Dory zabrała się do śniadania z taką samą energią i zapałem jak do wszystkiego w życiu; delektowała się każdym kąskiem. Wszystko sprawiało jej radość, zwłaszcza teraz, gdy Griff był częścią jej życia. Odpowiedzialne stanowisko w redakcji jednego z najbardziej poczytnych czasopism, cudowny romans i własne konto w banku dodawały jej pewności siebie, niezbędnej do aktywnego życia w Nowym Jorku.
Będzie jej tego brakowało, ale nic nie trwa wiecznie. Teraz najważniejsze było wspólne życie z Griffem i zrobienie doktoratu.
Gdy talerze po śniadaniu odmakały, Dory zajrzała do ogromnej szafy, w której można było spacerować. Zajmowała zdecydowanie większą powierzchnię niż salonik i właśnie ze względu na nią Dory zdecydowała się na to mieszkanie. Wybrała w końcu złocistą kreację, oryginalny model Alberta Nipona. Bardzo lubiła czuć na swym ciele dotyk jedwabiu, stanowiącego znak rozpoznawczy tego projektanta. Teraz zrobiła przegląd półek na obuwie. Uznała, że najlepiej będą pasowały seksowne pantofelki z paskiem, dzieło Bruno Magliego.
Kiedy godzinę później Dory opuściła swoje mieszkanie, była uosobieniem nowojorskiej kobiety sukcesu. Jej gibkie ruchy pumy – jak Griff lubił określać jej sposób chodzenia – przyciągały niejedno zachwycone spojrzenie. Dory była świadoma wrażenia, jakie wywiera, i sprawiało jej to wielką przyjemność. Wsiadła z wdziękiem do taksówki, odwzajemniła uśmiech kierowcy i podała mu adres redakcji „Soiree”.
Oparła się wygodnie i przymknęła oczy. Jej myśli krążyły wokół Griffa. Zanim pojawił się w jej życiu pół roku temu, była tak zajęta robieniem kariery i zapewnianiem sobie niezależności finansowej, że bardzo rzadko umawiała się na randki. Wolała przelotne, nie wiążące znajomości. Wszystkie jednak rozsądne postanowienia wzięły w łeb, gdy ujrzała Griffina Michaelsa. Zdarzyło się to podczas cocktail party u Oscara de la Renta. Griff zjawił się w towarzystwie jednej z modelek tego projektanta. Wyglądał tak szykownie w garniturze i butach firmy Brooks Brothers, że Dory nie mogła powstrzymać uśmiechu. Przyszło jej wówczas do głowy określenie „wolny strzelec”. Nie należał do całej tej paczki, choć bynajmniej na jej tle nie raził. Dory przejęła inicjatywę i pierwsza go zagadnęła. Wypadki potoczyły się błyskawicznie. Po godzinie Griff opuścił dziewczynę, z którą przyszedł – przykleiła się zresztą do męskiego modela – i wybrali się z Dory na drinka do baru.
Rozpoczęły się cudowne, staromodne zaloty. Długie spacery po Central Parku, a podczas weekendów randki, które zawsze kończyły się koło północy przed jej drzwiami. Cudowne, palące pocałunki, pozostawiające Dory spragnioną i bez tchu. Trwało to sześć tygodni, póki wreszcie Griff nie skusił jej do grzechu. A może to ona go skusiła? Nie miało to już znaczenia. Teraz byli naprawdę razem.
Odkryli, że mają wiele wspólnych upodobań. Oboje znali na pamięć stare przeboje i często tańczyli w jej saloniku przy wtórze tych pięknych piosenek. Lubili tych samych pisarzy i ze śmiechem przerzucali się tytułami ulubionych książek. Griff przepadał za spacerami w deszczu tak samo jak Dory i też uważał śnieg za największy cud świata.
Nigdy nie starał się jej zdominować, nigdy nie żądał od niej więcej, niż sama skłonna była mu ofiarować. Był cierpliwy i wyrozumiały, a Dory kochała go za to jeszcze bardziej.
Cudowne, króciutkie intymne telefony od Griffa w środku dnia Dory ceniła sobie jak klejnoty. Jego zaś urzekało jej zabawne hobby: wysyłanie kartek pocztowych ze Snoopy’m. Griff był uszczęśliwiony, że Dory w natłoku zajęć znajduje czas na wyszukanie pocztówki, która go rozbawi, i wysłanie mu jej w najodpowiedniejszej chwili. Pękali ze śmiechu, kiedy przyznali się do tego, że oboje w dzieciństwie nie tylko ssali duży palec, ale i nie potrafili zasnąć bez ukochanego kocyka. W niedzielne poranki przeglądali razem w łóżku przy śniadaniu komiksy o przygodach Snoopy’ego i jego kumpli.