W drodze powrotnej do domu Dory podliczała w myśli różne pozycje: zasłony, fotel dla Griffa, nowa pościel i ręczniki, które kupiła przed wyjazdem u Saksa, rozmaite drobiazgi z „piwnicy” u Macy’ego, należność za podłączenie prądu, gazu, telefonu… Jej czesne i wpisowe, nie mówiąc już o podręcznikach, które będzie musiała kupić. A teraz jeszcze te sto szesnaście dolarów! Gdy to wszystko dodała, wynik poraził ją. Wystarczyłoby na pierwszą ratę za futro z norek! Na dwadzieścia osiem par butów! Czy to nowe życie nie jest przypadkiem pomyłką?! Podobne wątpliwości nie były w stylu Dory. Co się z nią stało? Nikt jej przecież nie zmuszał, żeby tu przyjeżdżała; to była jej własna decyzja. O to właśnie chodzi: decyzja! Może błędna decyzja? Lepiej się teraz nad tym nie zastanawiać i pomyśleć o kolacji. Poda na stół duszoną baraninę i domowy chleb. Na deser będzie ciasto z brzoskwiniami. Potem kawa, a drinka Wypiją przy kominku. Po poprzednim lokatorze (tym z Kongresu) został spory zapas drewna opałowego. Spędzą cudowny wieczór, a jutro, z rannym słonkiem, rozpocznie studia w Georgetown. To będzie w jej życiu sprawa pierwszej wagi. Nikt i nic nie zdoła jej przeszkodzić w zrobieniu doktoratu!
O wpół do szóstej baranina się dusiła, ciasto z brzoskwiniami piekło się, a Dory wkładała chleb do formy. Była obsypana mąką od stóp do głów. Doszła do wniosku, że gotowanie to cholerna fatyga. Zupełnie nie rozumiała, jak kobiety mogą to robić. Trzy razy dziennie!
Wsadziła wreszcie brudne naczynia i garnki do wody, a sama postanowiła przebrać siew ładną suknią. Odwaliła już najgorszą robotą. Spojrzała z przerażeniem na swoją poplamioną i wygniecioną bluzką, na obsypane mąką dżinsy. Nawet podniszczone tenisówki – jeszcze z college’u – ubrudziła mąką. Włosy miała związane kawałkiem sznurka i wyglądała jak obraz nadzy i rozpaczy.
Ponieważ dopiero zaczynała karierą kucharki, co chwila wszystko sprawdzała; nastawiała dwukrotnie kuchenką, zanim uznała, że może spokojnie przygotować sobie kąpiel i nie spieszyć się z wyjściem z wanny. Boże, ale była zmachana! Badzie dziś na pewno dobrze spała! „I to nie tylko z powodu przepracowania” – pomyślała z uśmiechem, idąc na górą. Była w połowie schodów, gdy usłyszała zgrzyt klucza w zamku. Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia i zastygła w bezruchu. Któż to może być? Kto się ośmielił wtargnąć do jej nowego domu?!
– Griff?! – Nie powinien zobaczyć jej w takim stanie! Niestety, już za późno na ucieczką. Najwyraźniej nie wierzył własnym oczom.
– Dory?
Dory nie wiedziała, co ma teraz robić.
– Cześć, kochany! Właśnie miałam zamiar się wykąpać. Może weźmiemy razem gorący prysznic?
– Marzą o drinku, nie o prysznicu. Coś bardzo smakowicie pachnie!
– Duszona baranina, ciasto z brzoskwiniami i domowy chleb. To, co czujesz, to chyba właśnie chleb.
– Pewnie i masło też sama ubiłaś! – zauważył Griff od niechcenia.
– Za tydzień i tego się doczekasz! – obiecała z uśmiechem, ocierając nos grzbietem raki. – Podobno miałeś wrócić później. – Nagle zdała sobie sprawą, że powiedziała to prawie z wyrzutem. Czy zawsze będzie się dowiadywać o zajęciach i planach Griffa od Sylvii albo Lily? Czy nie mógł zadzwonić najpierw do niej i o wszystkim jej powiedzieć? – Wyglądam jak strach na wróble! Och, Griff! Tak bardzo się starałam, żeby nasz pierwszy wieczór wypadł jak najlepiej! A przyszedłeś w najgorszym momencie!
– Liczyłem tylko na zwykłe kanapki – uśmiechnął się i przygarnął ją do siebie. Chyba nie zauważył jej oskarżycielskiego tonu.
– Zamówiłeś peklowaną wołowinę. Pomyślałam, że wymyślę coś lepszego. – Dory przytuliła się do niego jeszcze mocniej. – Jeśli chcesz tak ciężko pracować we dnie i w nocy, musisz dobrze się odżywiać. Korzystaj, póki czas, bo kiedy zacznę chodzić na wykłady, będą ci musiały naprawdę wystarczyć byle jakie kanapki! A teraz pocałuj mnie tak, jakbyśmy się nie widzieli od dziesięciu dni!
– Wiesz co? – powiedział Griff, łaskocząc wąsami czubek nosa Dory tak, że aż się zmarszczyła. – Chyba gorący prysznic to niezły pomysł! – Chwycił ją na ręce i wniósł po schodach na górę. – To rekompensata za to, że wczoraj nie przeniosłem cię przez próg.
Otulona w miękki płaszcz kąpielowy Dory popijała drobnymi łyczkami wino, przyglądając się, jak Griff pożera kolację. Jego apetyt musiał jej wystarczyć jako dowód aprobaty, gdyż żadnych wyrazów uznania nie doczekała się. Nie pomagały nawet dyskretne podpowiedzi w rodzaju: „Mam nadzieję, że przyprawiłam baraninę tak, jak lubisz?” czy „Nie sądzisz, że chleb jest trochę zanadto wypieczony?” Słyszała w odpowiedzi tylko nieartykułowane pomruki, mogące być równie dobrze potakiwaniem jak przeczeniem.
Z pewnością nie był to romantyczny wieczór, o jakim Dory marzyła. Nieco akrobatyczne pieszczoty pod prysznicem były zbyt pospieszne i niewystarczające. Przy winie, blasku świec, które miały stworzyć romantyczny nastrój i skłaniać do intymnych szeptów, obejrzeli z inicjatywy Griffa program publicystyczny w telewizji. Dory zerknęła na stosik starannie wybranych przez nią nastrój owych płyt.
– Nie powiedziałeś mi jeszcze, co tak cię zatrzymało na farmie senatora – szepnęła, prosząc go tęsknym spojrzeniem zielonych oczu, by odwrócił wreszcie wzrok od ekranu. Program o ciężkiej sytuacji samotnych matek, korzystających z opieki społecznej, dziwnie nie pasował do wystawnego posiłku, który dla niego przygotowała.
– Słucham?… To, że córeczka medalistki nie spieszyła się wcale z przyjściem na świat. Chyba ci już mówiłem, że klacz powinna była oźrebić się rano. A stało się to dopiero koło trzeciej po południu. Potem w drodze do miasta co chwila staliśmy w korkach. Śliczny źrebak! Senator hoduje konie wyścigowe czystej krwi; wielu jego przyjaciół to również koniarze. Poparcie tego człowieka niesłychanie przyda się naszej klinice.
– W jaki sposób trafił do was? Czy nie był zadowolony ze swego Weterynarza?
– Prawdę mówiąc, załatwiła nam to Sylvia dzięki swoim znajomościom. Nie muszę ci chyba mówić, że tutaj trudno jest wystartować. Szalona konkurencja! Powinniśmy być bardzo wdzięczni Sylvii, że dawała nam taką szansę. Na szczęście i klacz, i jej maleństwo czują się dobrze. Mieliśmy z Johnem porządnego stracha, że źrebak urodzi się w pozycji odwróconej. To bardzo niebezpieczne dla matki i dziecka.
Dory poczuła zazdrość. Griff był tak cholernie wdzięczny Sylvii! Kusiło ją, by rozwiać jego złudzenia co do niej, wspominając o romansie z Dukiem. „Co się ze mną dzieje? – pomyślała z przerażeniem. – Nigdy nie lubiłam plotek! Nie potępiałam innych i nie zdradzałam niczyich sekretów, a już na pewno nie starałam się zniszczyć nikomu dobrej reputacji!” Dobrze przynajmniej, że w ostatniej chwili ugryzła się w język.
– Czy Rick też przyjechał na farmę, by pomóc tobie i Johnowi? – spytała drżącym głosem. Zwątpiła w siebie. Wszystkie jej dotychczasowe zasady chwiały się w posadach.
– Nie, Ricka nie było na farmie. Sama wiesz, jak jest zapatrzony w małego Ricka i Lily. Pomyśleliśmy więc z Jonnem, że nie będziemy zakłócać im rodzinnego szczęścia.
– Lily rzeczywiście świata nie widzi poza swoimi „dwoma mężczyznami”, jak mówi o mężu i dziecku. Czy uważasz, że to dobrze? Wydaje mi się, że w życiu kobiety powinno być coś więcej poza niańczeniem dzieci i pieczeniem jagodzianek.
Griff ukroił sobie jeszcze jedną kromkę chleba i posmarował ją grubo masłem. Uwagę miał zwróconą na to, co mówi komentator telewizyjny, toteż odpowiedział na pytanie Dory dopiero po chwili, gdy napił się wina.