Выбрать главу

– Teraz jesteś taka jak wszyscy. Gotujesz, sprzątasz, chodzisz na wykłady. I nie zamykasz się już w sobie. Griff z pewnością jest zachwycony wszystkim, czego dokonałaś.

Dory zmarszczyła brwi. Czy rzeczywiście Griff jest zachwycony jej osiągnięciami? Czy tylko je toleruje? Nie była pewna. On też się jakoś zmienił. – Ciągle jest zajęty w klinice. Nigdy teraz nie ma ochoty na żaden wypad, chyba że zaprosi go ktoś ze znajomych. – Pewnie szkoda mu pieniędzy. Zawsze wszystko sprowadza się do pieniędzy! Serce ją bolało, gdy widziała niepokój na twarzy Griffa, podliczającego wydatki. Może powinna zaproponować, że się dołoży? Doszła do wniosku, że zrobi to w przyszłym miesiącu. Kupowała zresztą sama całą żywność i pokryła wydatki związane z urządzaniem mieszkania. Griff z pewnością nie oczekiwał od niej niczego więcej! Był ostatnio zamknięty w sobie i dziwnie spięty. I dwa razy dziennie dopytywał się, jak jej idzie na studiach. Dory stwierdziła z przykrością, że zaczęła go okłamywać. Opowiadała, że była na wykładach, gdy nie ruszała się z domu: przycinała i podlewała kwiatki albo po prostu siedziała i czytała jakieś powieścidło. Zawsze miała potem wyrzuty sumienia i wymyślała Bóg wie jakie gastronomiczne cuda dla Griffa.

– Jest czy nie? – dopytywała się Lily.

– Co takiego? – nie zrozumiała Dopry, nagle wyrwana z zadumy.

– Czy Griff jest zachwycony tym, że się o wszystko troszczysz i że stworzyłaś mu prawdziwy dom?

– Chyba tak. Griff nie lubi wiele mówić. Czasem trudno odgadnąć, co naprawdę myśli. Poza tym wiesz, jak wszyscy harują w klinice! Czasami Griff wraca tak zmęczony, że natychmiast wali się na łóżko. Ale chyba jest szczęśliwy.

– Jedno nie ulega wątpliwości: Griff jest strasznie z ciebie dumny. Rick mówi, że aż czasem działa mu to na nerwy.

– Naprawdę? – Oczy Dory rozbłysły radośnie.

– Na tym właśnie polega miłość – powiedziała miękko Lily. – Griff strasznie jest dumny, że studiujesz i masz zamiar zrobić doktorat. Przed Johnem także się tym przechwala! Sylvia kiedyś mi o tym wspomniała. Nie wiesz przypadkiem, co jej dolega? Wydawała mi sienie w sosie.

Dory wzruszyła ramionami. Nie miała ochoty dyskutować na temat Sylvii.

Lily wykonała już tułów swego stracha i teraz przyglądała się wysiłkom Dory. Uczciwie przyznawała, że z początku nie lubiła tej dziewczyny, a metamorfoza Dory Faraday jest jej zasługą. W dyskretny sposób wskazała Dory, że nie należy postępować w sposób tak nieodpowiedzialny jak Sylvia. I cierpliwe zabiegi Lily wydały owoc: Dory stała się prawdziwą domatorką! Tak, lubiła teraz Dory znacznie bardziej; zaprzyjaźniłaby się z nią jeszcze bliżej, gdyby nie zamykała się ona od czasu do czasu w swoim własnym, niedostępnym świecie. – „Będę jednak zawsze w pobliżu i postaram się być dla Dory przyjaciółką, jakiej potrzebuje – rozmyślała Lily. – Może nawet skłonię ją, by wyszła za Griffa?”

– Skończyłam! Co o tym powiesz? – spytała Dory, kładąc swego stracha obok kukły Lily.

– Znakomicie! – odparła Lily takim tonem, jakby oceniała dzieło pilnej uczennicy. – Musisz koniecznie zadzwonić do mnie, gdy tylko Griff zobaczy stracha, i powiedzieć, jak na niego zareagował!

– Dobrze. Muszę już zmykać. Chcę upiec szarlotkę według twojego przepisu. Jabłka kupiłam tam, gdzie radziłaś. Kiedy ciasto będzie się piekło, uporządkuję notatki z wykładów. I jeszcze jedno: mogę ci dać kilka sadzonek. Jeśli chcesz, wpadnij do mnie jutro. Tym razem ja przygotuję lunch.

– Cudownie! I nie zapomnij: zrób latarnię z tej dużej dyni! A przy okazji: jak spędzicie z Griffem Dzień Dziękczynienia?

– Jeszcze nie wiem. Nic mi o tym nie wspominał.

– Ogromnie się ucieszymy z Rickiem, jeśli do nas przyjdziecie. Zawsze świętujemy ten dzień bardzo uroczyście. Zapraszam dwadzieścia osób.

– Pomówię o tym z Griffem. Jeśli się zgodzi, co mamy przynieść?

– Zapiekanki – powiedziała bez namysłu Lily. – Z dyni, i może ciasto z jabłkiem i pigwą, na które dałam ci przepis? Albo dla odmiany z orzechami.

Dory pochyliła się nad niemowlakiem, a potem rozejrzała się dokoła. W domu Lily panował wprost idealny porządek! Dory zmarszczyła brwi. Żeby przynajmniej jakiś maleńki śmieć leżał na dywanie!

Przez całą drogę do domu myślała o Lily i jej schludnym domku, a także o Sylvii, która mieszkała w istnym chlewie. Czuła, że zaraz zacznie ją boleć głowa.

Ostatnio często miewała migrenę. W dodatku przybyło jej na wadze. I to w całkiem nieodpowiednich miejscach. Griff wspomniał o tym i pogroził jej żartobliwie palcem. Przecież była dzięki temu bardziej kobieca! W pełnym rozkwicie! Dory odpędziła natrętną myśl, że wygląda po prostu jak gruba baba.

Griff siedział w swoim gabinecie w klinice ze szczeniaczkiem na kolanach. Gładził jego jedwabiste uszka. Dobrze wiedział, że powinien wsadzić pieska z powrotem do klatki. W ogóle powinien zrobić wiele rzeczy, na przykład wrócić do domu. Spojrzał na zegarek. Już po siódmej. Miał wyjść przed godziną. Nic go tu nie zatrzymywało. Rick uporządkował wszystko i jak zawsze wyszedł o wpół do szóstej. Wiódł prawdziwie rodzinne życie i ściśle przestrzegał godzin posiłków. Zasiadali do kolacji kwadrans po szóstej, co do minuty. Dzięki temu miał dobre pół godziny na zabawę i pieszczoty z synkiem. U Ricka rodzina była zawsze na pierwszym miejscu. Postawił sprawę uczciwie wobec Griffa i Johna, zanim podpisali umową partnerską.

Griff wpatrywał się w szczeniaka i zastanawiał się, co też Dory przygotuje dziś na kolację. Rezultat tych uczt z sześciu dań widoczny już był w jego sylwetce. I w jej również. Pewnie dobrze by mu zrobiła gra w ping-ponga. Zadzwoni do Dory i powie jej, że ma dużo pracy i wróci później. Dory – taka domatorka – nigdy by nie zrozumiała, że wolał grać w ping-ponga, niż być razem z nią. Zresztą wcale od niej nie stronił! Chciał tylko mieć trochę czasu dla siebie. Z jakiej racji miałby odczuwać wobec niej wrogość? Nie było takiego powodu. Nie, może nie całkiem. Jego konto bankowe niepokojąco malało.

Dzięki staraniom Dory żył jak udzielny książę, może nawet jak król, więc właściwie nie miał powodu do skarg… ale trzeba wreszcie z tym skończyć. Czynsz i świadczenia były nie na jego kieszeń. Kiedy włączą ogrzewanie, rachunek wzrośnie wtrójnasób! I jeszcze czesne Dory za drugi kwartał, święta za pasem, a on powinien kupić sobie nowe ubranie. Muszą odbyć z Dory dłuższą rozmowę. Jeśli nie dziś, to podczas weekendu.

W dalszym ciągu nie odkładał psiaka do klatki. Cisza i samotność koiły jak balsam. Każdy potrzebuje trochę spokoju! Kiedy dwoje ludzi razem zamieszka, zdarza się, że mają siebie dość. Właśnie czuł to teraz. Jak do tego doszło, skąd się to wzięło, nie miał pojęcia. Dory była naprawdę cud kobietą! Chodziła na wykłady, studiowała po nocach, gotowała, sprzątała i znajdowała jeszcze czas na spotkania z Sylvią i Lily! A jeśli sprawy tak się przedstawiały, to dlaczego mu to ciążyło? Czy rzeczywiście można zagłaskać kogoś na śmierć? Kochał Dory. I jak jeszcze! Na całym świecie nie było osoby, którą by równie kochał. Czemu więc ociągał się z powrotem do domu? Czemu wolał grać w ping-ponga? Musi zadzwonić do Dory. Koniecznie!

Czarnobiały szczeniak pisnął z niezadowoleniem, gdy włożono go z powrotem do klatki. – Taki jest ten, okrutny świat, mój drogi – powiedział cicho Griff, zamykając klatkę. Przed wyjściem zgasił większość świateł.

Minął już klub, w którym zwykle grywał w ping-ponga, ale potem zmienił zdanie i zawrócił. Na parkingu stał wóz Cala Williamsa. Jaskrawoczerwony ferrari od razu rzucał się w oczy. Griff wiedział, że powinien zadzwonić do Dory. Mimo to przeszedł obok telefonu, nie zatrzymując się.