Выбрать главу

Co takiego?

Komu wierzyć?!

Sylvii? „Szastaj forsą! Używaj, póki możesz! Bierz, co chcesz! Walcz o swoje!”

Lily? „Gotuj, piecz, sprzątaj. Żyj dla swego domu! Zapomnij o niezależności. Zapomnij o całym świecie: jest nieprzyjazny, okrutny. Niech Griffo wszystko się zatroszczy”.

Ukryć się!

Studia?

Zbyt trudne. Nic, tylko praca. Dostaje się od tego bólu głowy i nerwicy żołądka. Notatki, notatki i jeszcze raz notatki!

Zrzuć cztery kilo. Natychmiast! Póki nie jest jeszcze za późno.

Kariera zawodowa. Kiedyś najważniejsza sprawa w jej życiu. Zanim zjawił się Griff. Mówił, że ją rozumie. Każdy ma prawo czasem sobie pofolgować!

Ukryć się!

Ukryć się przed Katy, przed Pixie, przed tym nieznanym senatorem, przed Lizzie!

Przed Davidem Harlowem!!!

Czerwone krzyżyki na kalendarzu.

Czy tak właśnie miało być?!

Ciocia Pixie powiedziałaby jej: posprzątaj po sobie bałagan, uciekajstąd! Ale co tam Pixie wie? Stara alkoholiczka.

Coś się popsuło. Czyżby Griff przestał ją kochać?

Czyżby ona nie kochała już Griffa?

To niemożliwe!

David Harlow!

Skreślone dni w kalendarzu…

Decyzje.

Wyzwania.

Ukryć się! Na miłość boską, schować się gdzieś!

Griff.

Dory rozejrzała się dokoła błędnym wzrokiem. Serce trzepotało jejjak szalone. Zadzwoni do Griffa: on jej pomoże!

Nie!

Potrafi sama zatroszczyć się o siebie! Robiła to od lat. Nie potrzebuje niczyjej pomocy!

– Jeśli rzeczywiście jesteś taka samodzielna, czemu siedzisz tu bezczynnie? Nie ma z ciebie żadnego pożytku!

Zadzwonił telefon. Dory spojrzała na aparat z nienawiścią, jak na wroga.

Odezwała się z taką niechęcią i lękiem, że Griff spytał:

– Czy obawiasz się telefonu od jakiegoś natręta?

– Ależ nie! Skąd ci to przyszło do głowy?

– Dory, strasznie mi przykro, że muszę poruszyć ten temat, zwłaszcza przez telefon, ale nie mam innego wyjścia. Musimy kupić nową wirówkę do kliniki. Jeśli pokryję część kosztów, moje osobiste konto w banku praktycznie przestanie istnieć. Kiedy wynajmowaliśmy dom, uzgodniliśmy, że weźmiesz na siebie część wydatków. Nie podobało mi się to wówczas – i teraz też mi się nie podoba. Zapewniałaś mnie jednak, że tak być powinno – i dałem się przekonać. Za pięć dni trzeba zapłacić czynsz i świadczenia. Czekają mnie różne inne spore wydatki. Jeśli odmówisz swego udziału, musimy wycofać się jakoś z umowy o najem i poszukać tańszego mieszkania. Uprzedzałem cię, że przez pierwsze sześć miesięcy nie będę brał pensji – i że nie będzie nam łatwo. Bardzo mi przykro, Dory.

– Ależ Griff, przecież kupowałam całą żywność i zapłaciłam za wszystkie dodatkowe inwestycje: fotel do twego gabinetu, zasłony, rośliny oponowała Dory, niemile zaskoczona.

– To nie były niezbędne wydatki, Dory. Ja mówię o rzeczach najpotrzebniejszych. Czy nic do ciebie nie dotarło? Kiedy zapłacę czynsz za ten miesiąc i wszystkie rachunki, zostanę dosłownie bez grosza. Jak bym wyglądał wobec Johna i Pucka, gdybym wycofał się z danej im obietnicy i zwrócił się o zaliczkę? Nie zrobię tego. Przemyśl to sobie i porozmawiamy wieczorem, kiedy wrócę do domu. Dory, słuchasz mnie?

– Owszem, słucham. I jestem zaszokowana. Nigdy nie wspomniałeś mi o tym, że prawie nic już nie masz na koncie. Myślałam, że ty… spodziewałam się… och, sama już nie wiem, co mówię! – odparła Dory urażonym tonem. Nie podobała jej się ta rozmowa. Prawdę mówiąc, rozwścieczyła ją.

Odłożywszy słuchawkę, Dory przełknęła z trudem ślinę. Przecież Griff miał się o nią troszczyć, zadbać o wszystko! Boże, co by to było, gdyby za niego wyszła? Czy wówczas powiedziałby jej to samo? Griff żądał od niej pieniędzy! Mówił tak zimno i obojętnie. Jak ktoś obcy. Zupełnie obcy!

Wydała co najmniej trzy tysiące dolarów. Może nawet więcej. Czego on jeszcze chciał?! Czy nie zabijała się, żeby ich wynajęte mieszkanie stało się domem, z którego każdy byłby dumny? Czy nie poświęciła wszystkiego, byleby Griffowi żyło się wygodnie? Zaniedbała studia, własną pracę, absolutnie wszystko, by spełniać jego zachcianki! A jemu to nie wystarcza! Domaga się jeszcze więcej! Jej udziału w wydatkach! Czy on ma pojęcie, ile kosztuje żywność?! Czy wyobraża sobie, że ona dla własnej przyjemności co drugi dzień jeździła do supermarketu?! Że zachwycała się tymi wszystkimi pracami domowymi?!… A kto kupował paliwo do tego cholernego, żarłocznego jak smok kombi?! Jakiś bogaty krasnoludek?

To wcale nie tak miało być!

– A jak miało być?

– Na pewno nie tak! – krzyknęła w pustkę kuchni.

Deszcz bębnił w kuchenne okna, wybijał rytm równie gwałtowny jak serce Dory. Jej udział w wydatkach!

Czuła, że jest o krok od ataku histerycznego. Ogarnął ją gniew – płonął w niej, spalał ją… Pierwsza naturalna reakcja od chwili, gdy się tu wprowadziła. Dory miotała się po kuchni, tłukła pięściami o sprzęty. Kubki i talerzyki pospadały na podłogę. Dory kopnęła skorupy. Jej udział! Urządzanie domu? Gotowanie? Sprawunki? Zaspokajanie wszystkich potrzeb Griffa? Każdej jego zachcianki? To jeszcze za mało?

Nie zwracając uwagi na pobojowisko w kuchni, Dory popędziła na górę i wyciągnęła z szafy swoje walizki.

Uciekać!

Ukryć się!

Opuścić ten dom!

Dokąd iść?

Co począć?

Jej udział!

Przyznać się do porażki.

Przyznać się, że do niczego się nie nadaje.

Jej udział!

Griff zawiódł się na niej.

Przecież miało być zupełnie inaczej!… Łzy spływały po policzkach Dory, gdy rozczulała się nad sobą. Siedziała na brzegu łóżka, wpatrując się w otwartą walizkę. Jakie to głupie, infantylne! Gdyby była żoną Griffa, na pewno nie wyciągałaby walizek. Nawet by jej do głowy nie przyszło, żeby uciekać. Byłoby to małżeństwo, a nie wolny związek z podziałem wydatków!

Małżeństwo. Czy tego właśnie chciała? Czemu ów dokument ma aż takie znaczenie, jeśli chodzi o wzajemne zobowiązania i ustalenia finansowe? Mężczyzna musi troszczyć się o swoją żonę, zapewnić jej utrzymanie. Kochanek ma pełne prawo oczekiwać, że partnerka pokryje część wydatków.

Dory gotowa była uznać, że pieniądze to sprawa drugorzędna. Najbardziej zabolało jato, że wszystko, czego dokonała, wszystkie jej działania mające na celu stworzenie prawdziwego domu, nie zostały docenione. Wystrój wnętrz, zasłony, kwiaty… Mogłaby długo wyliczać! Wszystko to było zdaniem Griffa nieważne. Liczyły się tylko rachunki do zapłacenia. Mogła mu dać te pieniądze, ich strata niewiele dla niej znaczy. Bolało tylko to, że wszystko, co zrobiła, nie liczyło się! Griffa interesowały namacalne fakty, cyfry i niedotrzymane przyrzeczenia.

Deszcz nadal dobijał się hałaśliwie do okien.

– Przynajmniej szyby się umyją! – pomyślała niezbyt mądrze Dory. Odezwał się telefon i dzwonił bez opamiętania. Dory jakby go nie słyszała.

Jej gniew powoli wygasał. Teraz skłonna była raczej do ubolewania nad własnym losem. Runął cały świat. Wszystko okazało się inne, niż przypuszczała. Nawet Griff. Nawet ona sama.

Wewnętrzny głos ostrzegał Dory, by nie podejmowała żadnych pochopnych decyzji.

Telefon znowu się rozdzwonił.

– Halo! – warknęła Dory do słuchawki.

– Czy to ty, Dory? – spytał ktoś z wahaniem.

– Kary! – pisnęła Dory. – Mój Boże! Czy to naprawdę ty?! Jakże się cieszę, że dzwonisz! Co porabiasz? Co tam w redakcji? Opowiedz mi o wszystkim! Co z artykułem o Pixie? Sprawdziła się? Przypadła wam do gustu? Mów szczerze! Chcę wiedzieć wszystko! Jaka tam u was pogoda? Jak się miewa twój mąż? A kot? Opowiadaj o wszystkim!