Выбрать главу

– Nareszcie myślisz logicznie!

– W tej chwili tak. Ale nawet teraz nie czuję się pewnie. Mogłam dziś zadzwonić do Lizzie, tak jak obiecałam, ale w ostatniej chwili zdecydowałam się na przyjazd. Po prostu musiałam tu dziś przyjechać. Nie podjęłam jeszcze decyzji. Muszę porozmawiać z Griffem.

– Całkiem zrozumiałe. Opowiedziałaś Lizzie o tym wszystkim?

– Lizzie? Chyba żartujesz! Ona czyta we mnie jak w książce. Dała mi czas do poniedziałku na podjęcie decyzji, oświadczyła, że to już ostateczny termin. Lizzie jest wobec mnie więcej niż w porządku. Ale widzisz, Katy, chodzi o całe moje życie!

– Więc oświeć mnie w tej materii, mądra i wspaniała przyjaciółko!

– A ty nie masz mi nic do powiedzenia, nie dasz mi żadnej rady?

– Ani myślę! Nigdy nie wtykam nosa w cudze sprawy, nawet jeśli dotyczy to najlepszej przyjaciółki. Każdy powinien sam za siebie odpowiadać! Powiem ci tyle: zacznij od ustalenia, co jest dla ciebie najważniejsze.

– Właśnie próbuję to zrobić.

– Próbowanie nie wystarczy. Masz to zrobić! Stań mocno na nogach, spręż się! – powiedziała.

– Mogę zrobić jakieś głupstwo, czego potem będę żałować.

– Coś takiego zdarza się nam stale. I jakoś z tym żyjemy. Masz podjąć decyzję zgodną z twoją naturą. Czy tego nie rozumiesz, Dory?

– Prościej machnąć na wszystko ręką, a potem zrzucać winę na innych i na niepomyślne okoliczności.

Katy zaśmiała się.

– Dobrze to znam! Nie zawsze miałam drogę usłaną różami, ale jakoś to przeżyłam. Z tobą też tak będzie. Należysz do tych osób, o których w moich stronach mawiało się, że są porządni z kościami. Powiedz, kupiłaś sobie jakieś nowe pantofle? Ile ich teraz masz?

– Dziś kupiłam aż cztery pary, i dwie pary botków. W Wirginii nie kupowałam niczego. Wiecznie chodziłam w tenisówkach. Spalę jutro to świństwo zaraz po powrocie. Nie znoszę tenisówek! Nienawidzę ich z całej duszy!

Katy nigdy jeszcze nie widziała u Dory takiej gwałtownej reakcji.

– Spoko! Nie znosisz tenisówek? Nikt ci nie każe w nich chodzić. Nie gorączkuj się.

– Sama widzisz! Teraz nie mogę się opanować. A w Waszyngtonie wszystko w sobie tłumiłam i byłam… taka milutka, cholera jasna!

– Nic w tym złego.

– A właśnie że tak! Zwłaszcza jeśli ma się ochotę wyć i protestować na całe gardło. Gniew to zdrowy odruch obronny. Chyba o tym wiesz, Kate?

– Oczywiście! Korzystam z tej metody sto razy dziennie.

– A ja tłumiłam w sobie wszystko przez cały czas, kiedy byliśmy razem z Griffem. Byłam zawsze tak cholernie miła. Nie chciałam go denerwować. Zachowywałam się jak wierna niewolnica. Szykowałam smakowite dania. Urządzałam ten cholerny dom, mało mnie szlag przy tym nie trafił! Zawsze Griff był na pierwszym miejscu. Zaniedbałam studia i sama się zaniedbałam pod każdym względem.

– Czy na tym mu właśnie zależało? – spytała cicho Katy. Dory patrzyła na przyjaciółkę przez dłuższą chwilę.

– Nie wiem. Zawsze się na wszystko zgadzał. Nigdy się ze mną nie sprzeczał. Poświęciłam mu się całkowicie. Robiłam wszystko, co w mojej mocy, by nam się udało.

– Ale czy Griff tego właśnie chciał? – nie ustępowała Katy.

– Nie wiem. Naprawdę nie wiem.

– Właśnie że wiesz! Gdyby tak nie było, nie siedziałabyś tu teraz. Znacznie prościej podnieść słuchawkę i zatelefonować. A jednak zdecydowałaś się na podróż! Odeszłaś stąd, gdy stałaś na progu wielkiej kariery zawodowej. Byłaś kobietą z własnym mieszkaniem, ustaloną pozycją, plikiem własnych akcji. Każda dziewczyna z naszej redakcji dałaby odciąć sobie prawą rękę, by mieć choćby cząstkę tej pewności i siły, która z ciebie wprost emanowała. Choć małą cząstkę! W takiej właśnie kobiecie zakochał się Griff i postanowił się z nią ożenić. Czy nie mam racji?

– Zgoda, zgoda! Może i masz rację! Ale miłość to miłość. W głębi serca pragnęłam jednak pozostać nadal taka jak w Nowym Jorku. Och, Katy! Wszystko spaprałam! Teraz już wiem dlaczego: usiłowałam być kilkoma różnymi osobami naraz. Sylvia i Lily drażniły mnie jak cholera. Robiłam dobrą minę, ale źle się czułam w ich towarzystwie. Boże, jak się starałam dopasować! Robiłam, co mogłam. A im bardziej się starałam, tym gorzej się czułam. Masz słuszność: zmieniłam się we własną karykaturę. Czasami dostrzegałam spojrzenie Griffa: gapił się na mniej, jakby widział mnie po raz pierwszy! Nie mogłam tego zrozumieć. Myślałam, że pragnął takiej przemiany! Robiłam to wszystko, żeby go zadowolić.

– I zgubiłaś po drodze samą siebie, tę Dory, w której się zakochał. Gdyby mu zależało na kimś do prowadzenia domu, mógł sobie wynająć gosposię! Ale on chciał ciebie! Prawdziwą Dory! Tą, która teraz tu siedzi i rozmawia ze mną.

– Trudno mi się z tym wszystkim pogodzić. Nie byłam w porządku ani wobec Griffa, ani wobec siebie. Próbowałam oszukać i jego, i samą siebie.

– Z pewnością przeżyliście niejedną szczęśliwą chwilę, zwłaszcza z początku – powiedziała łagodnie Katy. Cierpiała, widząc udrękę w oczach przyjaciółki. Lepiej jednak, żeby Dory zorientowała się w sytuacji i nie ciągnęła tego tak dalej, wiecznie niezdecydowana. Bardzo łatwo dać za wygraną. Jej samej zdarzyło się przed wielu laty coś podobnego.

– Oczywiście że bywały szczęśliwe, cudowne chwile! Nigdy ich nie zapomnę. Nigdy! Ale to już tylko wspomnienia, Katy. Gdyby jednak można było cofnąć czas, postąpiłabym tak samo. Potrzebowałam tego wspólnego życia z Griffem, a i on chyba też. Obojgu nam przydało się to doświadczenie. Tyle że eksperyment się nie powiódł. Gdybym się nie zdecydowała na wyjazd do Waszyngtonu, żałowałabym tego do końca życia. Jak mawia Pixie: „Rób, na co masz ochotę, jeśli będzie to coś głupiego, wkrótce sama się o tym przekonasz”. Od dziś zamierzam zawsze robić tylko to, co jest zgodne z moją naturą. Muszę powrócić do mojego prawdziwego życia. Nie będzie to łatwe. Kocham Griffa. Chyba zawsze będę go kochała, ale są w moim życiu i inne miłości. Kocham Nowy Jork. Kocham pracę w redakcji. Kocham tę wielkomiejską dżunglę, kocham to życie! Pragnę znowu cieszyć się tym wszystkim. Nie ma w tym nic złego; żeby to zdobyć, nie muszę się poniżać, niczego się wyrzekać, nie muszę zmieniać się w kogoś całkiem innego. Powinnam tylko wyraźnie powiedzieć sobie, co jest dla mnie najważniejsze.

– Jesteś na dobrej drodze. Widzisz, jak może się przydać rozmowa ze starą przyjaciółką? – Katy uściskała ją mocno.

– Dziękuję ci, Katy! Naprawdę mi pomogłaś.

– Gdzie tam, sama doszłaś do tego! Ja tylko cię słuchałam. Przecież nie dawałam ci żadnych rad! Nie mówiłam, co dobre, a co nie!

– Masz rację! Naprawdę sama do tego doszłam! Oceniłam sytuację. Pozbierałam się! No, prawie. Czeka mnie jeszcze wiele przeszkód, aleje pokonam. Może w którymś momencie ogarnie mnie znowu słabość, ale już wiem, dokąd zmierzam. Zanim wyjdziesz, muszę się koniecznie dowiedzieć, jak wypadł artykuł o Pixie.

Katy roześmiała się.

– To będzie chyba jeden z największych sukcesów „Soiree”! Z Pixie cudownie się współpracowało. Zaproponowała nam dalszy ciąg w przyszłym roku. Gotowa jest nawet przyjechać z Hongkongu. Ciągle napomykała o swym udziale w programach telewizyjnych! Jeszcze tego jej się zachciewa!

– Cieszę się, że Lizzie postanowiła wykorzystać ten materiał. Czy bardzo było trudno przedstawić w sposób taktowny „starcze ciągoty” Pixie, jak sama to określa?

– Ależ skąd! Wyszło istne arcydzieło. W najlepszym guście, słowo daję. Artykuł wzbudził takie zainteresowanie, że cały zarząd stawił się na ostatnią sesję zdjęciową. Pokochali po prostu Pixie, zwłaszcza po tej imprezie „Pod Gołębiem”. Przesłałam ci ostatnie sprawozdanie z posiedzenia, czyżbyś go nie przeczytała? Harlow przypisał całą zasługę tobie. Jego pochwały zajmują aż dwa akapity! Powiedział, cytuję dosłownie: „Powinniśmy być wdzięczni Dory Faraday za intuicję i odwagę, jaką wykazała, proponując nam wykorzystanie tego materiału. Jest to temat, którego większość czasopism obawiałaby się poruszać na swoich łamach. Ponieważ jednak „Soiree” zawsze przoduje na drodze postępu, nie mogliśmy pozbawić czytelników tak niezwykłej publikacji. „ I gadał tak bez końca, obsypując cię komplementami. Przesłałam ci to kilka dni temu.