– Jeszcze nie dostałam. Kiedy to się ukaże?
– W wiosennym numerze.
– Prześlij trochę egzemplarzy cioci Pixie do Hongkongu.
– Co ona tam właściwie robi?
– To co zawsze. Przed wyjazdem wpadła do mnie na trzy dni. Nie zmieniła się ani trochę! Dożyje z pewnością setki, ciesząc się każdym dniem. Griff jest nią oczarowany, ogromnie się zaprzyjaźnili.
– Jak mógłby jej nie pokochać? To jedna z najbardziej niezwykłych kobiet, jakie w życiu spotkałam! Okazuje się, że starość też miewa dobre strony. Kiedy będziesz pisać do Pixie, przekaż jej pozdrowienia ode mnie.
– Oczywiście! Wspaniale było pogadać z tobą, Katy! Bardzo mi ciebie brakowało. Wszystkich was mi brakowało. Zadzwonię do ciebie.
Katy uścisnęła ją.
– Kiedy tylko zechcesz. Do zobaczenia!
Dory zaryglowała drzwi, rozebrała się i poszła spać. Miała zamiar przemyśleć dokładnie wszystko po powrocie do Wirginii.
Następnego ranka Dory wylądowała na lotnisku krajowym w Waszyngtonie. Zbliżała się pora lunchu i zimowe słońce świeciło jasno przez wielkie, podłużne okna terminalu. Czekając na swój bagaż, przyglądała się podróżnym. Było głupotą mieć nadzieję, że ujrzy wśród nich spotkanego wczoraj mężczyznę, ale nie mogła się powstrzymać.
Czując się trochę nie w porządku wobec Griffa, zabrała swe pakunki z przenośnika i poszła w stronę parkingu.
Tonące w zieleni mieszkanie wydało się Dory jakieś obce. Z niewiadomego powodu irytowało ją. Wyregulowała termostat i powiesiła futro do szafy. Widok nie zasłanego łóżka rozdrażnił ją. Dostrzegła też na stole okruchy grzanek i brudny kubek po kawie. „Zabrakło kobiecej ręki!” – pomyślała. Z kosza na brudną bieliznę zwisała nogawka piżamy Griffa. W miednicy leżał mokry ręcznik. Ranny pantofel zaklinował drzwi, których nie można było zamknąć.
– Niech to cholera! – wybuchnęła Dory i zbiegła na dół. Zrobiła sobie mocną kawę i usiadła, by ją wypić. Postanowiła, że zrobi sobie godzinny marsz: czas wrócić do formy! Na lunch i na kolację zje sałatkę. Griffowi zrobi do sałatki stek. Koniec z daniami dla smakoszy! I z wieloma innymi rzeczami!
Ma cztery dni na podjęcie decyzji. Zerknęła na kalendarz. Cztery dni. Dziewięćdziesiąt sześć godzin. Pięć tysięcy siedemset sześćdziesiąt minut.
Powinna jednak pomyśleć o Griffie. Jeżeli wróci do Nowego Jorku, co stanie się z ich miłością? Wiadomo, że rozłąka wcale nie zbliża ludzi… Czy zdoła żyć bez Griffa? Czy naprawdę chce wracać? Gdy wczoraj wyszła z redakcji „Soiree”, zatrzymała się przed budynkiem i popatrzyła w redakcyjne okna. „Tylko tu naprawdę żyję” – pomyślała.
Jeśli to prawda, to co można powiedzieć o dniach przeżytych z Griffem? Czy był to eksperyment, próba zerwania z przeszłością?
W którym, momencie zaczęła myśleć, że to nie na zawsze? Przecież gdy składała podanie o urlop i zdecydowała się na podjęcie studiów i zamieszkanie razem z Griffem, wierzyła w głębi serca, że zostanie z nim na dobre. Miał to być nowoczesny związek, który ostatecznie doprowadzi do małżeństwa. Mogła się teraz przyznać do tego przed sobą.
Kochała Griffa. Jeśli od niego odejdzie, coś w niej umrze. Było to równie pewne jak fakt, że nie mogłaby żyć, nie oddychając. Potrzebowała jednak czegoś więcej. Tutaj nie czekało na nią żadne ambitne zadanie. Jej życie nie miało sensu. Gdy o tym myślała, robiło jej się niedobrze. Jakim cudem znalazła się w takiej matni? Nie umiała na to odpowiedzieć. Znów spojrzała na kalendarz i rządek czerwonych krzyżyków.
Z szybkością błyskawicy przebiegła przez kuchnię do telefonu. Poszukała numeru telefonu. Z bijącym sercem czekała, aż ktoś po tamtej stronie podniósł słuchawkę.
– Kancelaria senatora Collinsa. Czym mogę służyć?
– Tu Dory Faraday. Kilka miesięcy temu redakcja „Soiree” skontaktowała się z senatorem na temat przeprowadzenia z nim wywiadu podczas świątecznej przerwy w sesjach Senatu. Chciałabym uzgodnić termin z panem senatorem.
– Zdążyła pani w ostatniej chwili. Jest już spakowany, wraca na święta do Nowego Jorku. Chwileczkę, zaraz go poproszę do telefonu.
To był wyraźny znak! Znak z nieba. Ze ściśniętym gardłem czekała, aż Drake Collins podejdzie do telefonu. Mimo że nie mógł jej zobaczyć, odgarnęła spadające na czoło włosy i przesunęła wskazującym palcem po wargach.
– Panna Faraday? Redakcja „Soiree” zapewniała mnie, że skontaktuje się pani niebawem ze mną. Sądziłem, że całkiem pani o mnie zapomniała. – Miał niski głos. Kiedy to mówił, z pewnością się uśmiechał.
– Ależ skąd! Czy jakaś kobieta mogłaby o panu zapomnieć? Jeśli wierzyć prasie, jest pan niezwykłym człowiekiem. Właśnie dlatego chcę przeprowadzić ten wywiad i w ten sposób podziękować wszystkim kobietom, które pobiegły do urn wyborczych, żeby głosować na pana.
W słuchawce rozległ się niski śmiech i Dory poczuła gęsią skórkę na plecach.
– Moją dewizą jest „nigdy nie wierzyć doniesieniom prasowym na temat własnej osoby”!
Dory roześmiała się.
– Kiedy możemy się spotkać?
– Po świętach będę wolny do trzeciego stycznia, kiedy rozpocznie się sesja Senatu. Sądzę, że sekretarka podała pani mój adres domowy.
– Oczywiście. Właśnie tam chciałabym przeprowadzić z panem rozmowę i zrobić kilka zdjęć. Przydałoby się też jakieś zdjęcie z Waszyngtonu, na przykład z „Tramwaju Olliego”, razem z Nickiem.
– Czy miałaby pani jakieś trudności z przyjazdem do Nowego Jorku? – Dory dosłyszała w głosie senatora nutkę niepokoju.
– Nie – odparła bez wahania. – Proszę mi zdradzić, czy jest w pana życiu jakaś kobieta? Nie pytam ze zwykłej ciekawości, panie senatorze. Jeśli ma pan jakąś bliską swemu sercu damę, nasi czytelnicy zechcą dowiedzieć się o tym. I zobaczyć was oboje na fotografii: przy wspólnym lunchu albo na przechadzce po Central Parku.
W słuchawce rozległ się znowu niski śmiech, ale nie było żadnej odpowiedzi. Dory oblizała wargi i uśmiechnęła się.
– A zatem pana jedyną pasją jest polityka?
– Nareszcie się rozumiemy. Chętnie bym z panią pogawędził dłużej, ale muszę się spieszyć na samolot. Wie pani co? Jak już odpocznę i załatwię sprawunki, zadzwonię jutro do pani. Ustalimy konkretną datę. Wesołych Świąt, panno Faraday!
– Dziękuję, panie senatorze. Miłego odpoczynku!
Dory przez dłuższą chwilę wpatrywała się w słuchawkę, nim ją odłożyła. Oto nowy początek! Pierwsza ważna decyzja od chwili wprowadzenia się do tego domu. To było coś konkretnego, w czym można się wykazać! Coś, co zrobi z prawdziwą przyjemnością.
Jeszcze raz podniosła słuchawkę i wykręciła numer redakcji. Złapała Katy w ostatniej chwili przed wyjściem na lunch.
– Katy, skontaktowałam się właśnie z senatorem Collinsem. Czy możesz mi przesłać materiały na jego temat? Jeśli mam zrobić na Collinsie dobre wrażenie podczas wywiadu, muszę coś o nim wiedzieć! Prześlij ekspresem, żebym miała czas się z tym zapoznać!