Выбрать главу

— Nie! — zawołał mimo woli chłopiec i zaraz przestraszony własnym głosem uderzył się dłonią w usta. Mimo to dodał szybko, tylko znacznie ciszej: — Nie. Niech w tym świecie ja dalej ich rozumiem. Dobrze?

— Oczywiście.

Bolek umilkł. Po chwili powtórzył sobie w duchu: „źle zrozumiałem”. Dziwne. Wydawało się niemożliwe, by automat z kosmosu popełnił takie przeoczenie. A przecież on, pragnąc być świadkiem, jak ktoś pozostawia na Klio te wszystkie znalezione przez nich skarby, z całą pewnością nie pomyślał o kwestii jeżyka.

Czyżby moja piłeczka stawała się samodzielna? — przebiegło mu przez głowę. — Dziwne…

Zagadkę domniemanej samowoli czarnej kulki należało jednak odłożyć na później, ponieważ na wyspie zaczęły się dziać ciekawe rzeczy. Z nowo przybyłego statku zszedł na brzeg rząd mężczyzn, z których każdy niósł na głowie jakiś pakunek albo ciężkie naczynie. Otwierał ten pochód człowiek w powłóczystej białej szacie, która rozchylała mu się na piersi, odsłaniając ciemnooliwkowe ciało. W uniesionej dłoni niósł krótką złotą laskę, zakończoną paszczą jakiegoś zwierzęcia. Jego łysa głowa lśniła jak księżyc.

Nagle stanął. Przez chwilę wpatrywał się badawczo w dostojnego brodacza, po czym powiedział:

— Przywiozłem dary od naszej świątyni dla Luinanna, który już wielekroć przybywał tutaj z kraju Ur. Z kraju wielkiego króla Urninurty, aby dzielić się z nami mądrością wyznawców Enki i łaskawym uchem słuchać, co przez moje usta mówią do niego najświatlejsi ludzie znad Nilu. Ale ty nie jesteś Luinanna. Skąd mam wiedzieć, czy właśnie z tobą polecono mi się spotkać?

— Spójrz, proszę — zagadnięty wydobył z fałdów swojej szaty jakąś tabliczkę, która przez moment zamigotała w blasku ogniska żywym złotem. — Przybyłem tutaj z wyroku bogini Inanny, którą teraz zowią Isztar. Jestem jej pierwszym kapłanem. Luinanna był jedynie niszakku, urzędnikiem świątyni, i moim wysłannikiem. Nie ujrzysz go więcej. Został zamordowany przez trzech nikczemników, którzy ponieśli już zasłużoną karę z wyroku zgromadzenia w mieście Nippur. Możesz ze mną mówić o wszystkim, o czym rozmawiałeś z Luinanna, a także o sprawach, jakich jemu nie było wolno poruszać. Błądzisz jednak powiadając, że przybywam od króla Urninurty. Istotnie, mieszkam w krainie, którą teraz zowią Ur, należę jednak do Czarnogłowych, a więc spadkobierców mądrości i bogów Sumeru. Podejdź bliżej i pozwól, że również nie powitam w tobie wysłannika faraona, lecz moich braci kapłanów. Chwała Totowi, bogowi mądrości wielkiego Egiptu.

— Chwała Enki — odrzekł po chwili wahania łysy.

Słowa człowieka, który zwał siebie spadkobiercą Czarnogłowych, oraz medalion, jaki mu pokazano, rozwiały widać jego nieufność. Skłonił się nisko i skinął na tragarzy, którzy zaczęli teraz składać opodal ogniska przywiezione przez siebie przedmioty. Bolek ujrzał szczelnie opakowane tobołki, a także dwie znajome amfory, bogato ozdobione malowidłami. Ale zaraz pojawili się nowi ludzie i ci nieśli naczynia, o których pan Uranis powiedział, że pochodzą z Krety.

Chłopiec potrząsnął głową. Pan Uranis był naprawdę wybitnym archeologiem i nie mógł aż tak się pomylić. Skąd więc wzięły się na egipskim statku kreteńskie naczynia?

Przynajmniej to jedno pytanie nie pozostało bez odpowiedzi. Przybysz z kraju piramid kazał złożyć pakunki wraz z dwoma barwnymi naczyniami u stóp brodacza, natomiast pozostałych tragarzy skierował w stronę głazów leżących u stóp skały.

— Rzućcie to byle gdzie — rozkazał — i zostawcie.

— Nie ośmieliłbym się ofiarować ci — znowu złożył głęboki ukłon — potomkowi Czarnogłowych, rzeczy należących uprzednio do piratów. Zechciej mi wybaczyć, że przybywam tak późno — ciągnął Egipcjanin. — Mieliśmy po drodze spotkanie ze statkiem Minosa. Mieszkańcy Krety cieszą się u nas uznaniem, są bogaci i mają opinię rzetelnych kupców, okazują jednak zbyt wiele pobłażliwości piratom wypływającym z ich portów na swe łupieskie wyprawy. To pewne, że piraci przysparzają im bogactw, ale posłali do krainy zmarłych już wielu żeglarzy faraona. Także i o tym chciałem z tobą mówić.

Czarny skinął głową:

— Kreteńczycy bywają groźnymi morskimi rabusiami — przytaknął. — Chociaż i nasi kupcy utrzymują z nimi żywe kontakty. Wy, płynący pod znakiem Tota, wyszliście z potyczki szczęśliwie. Niestety, kilka łodzi króla Uminurty zaginęło ostatnio bez wieści, a ich załogi podzieliły zapewne los tych egipskich żeglarzy, o których wspominałeś. Zechciej przekazać swoim braciom kapłanom, że powinni wywrzeć nacisk na króla Minosa, aby ukrócił samowolę piratów.

— Przekażę twoje słowa — rzekł Egipcjanin. — Czy uważasz za możliwe, aby nasze floty połączyły się we wspólnej walce przeciw Krecie?

Czarnogłowy wykonał nieokreślony ruch ręką.

— Kapłani nie walczą, lecz myślą za walczących — powiedział wymijająco. — Możesz jednak być pewny, że rada naszych świątyń wnikliwie rozpatrzy twoją propozycję.

— Jeśli na nią nie przystaniecie, nie pokonamy piratów Minosa — przekonywał łysy. — Urosną w siłę i wkrótce będzie już za późno.

— Wszystko na tym świecie przemija — odezwał się po chwili milczenia brodacz. — Jesteśmy na wodach, przez które od niepamiętnych czasów bezpiecznie wiodły żeglarzy Sumeru ich dobre gwiazdy. Mieszkańcy prastarego miasta Szuruppak dzięki swoim statkom i sztuce nawigacji przetrwali okres potopu zesłanego przez bogów. A teraz Kreteńczycy dościgają nasze łodzie i po zagarnięciu ładunku zatapiają je. Ale czas ich panowania na morzu także jest odmierzony. Doniesiono nam, że w dalekich stepach, za górami, zbierają się hordy barbarzyńców. Postanowiliśmy wysłać parlamentariuszy do ich kapłanów. Gdyby udało się pchnąć te ludy przeciwko Krecie… Ale, mój bracie, czy nie dość mówiliśmy już o piratach i polityce? Światła Tota i Enki nie powinno padać na armie i królów, lecz na tych, którzy z ukrycia kierują ich krokami. My dwaj wiemy, że prawdziwą władzę daje jedynie mądrość. A mądrość posiadają kapłani. Czy twoi towarzysze mają dziś dla mnie jakieś specjalne posłanie?

— Polecono mi przedstawić ci tylko wyniki naszych ostatnich obserwacji astronomicznych, pewne prace geometrów i lekarzy oraz zapoznać cię z planami budowy nowej piramidy. Ma ona być miejscem wiecznego spoczynku władcy, a zarazem mieszkaniem dwóch mędrców, godnych zdaniem Świętej Rady długiego życia. Pozwól też, że przedłożę ci pisma oraz ofiaruję skromne dary — wskazał pakunki i ceramikę, odprawiając ruchem głowy żeglarzy, którzy przynieśli je ze statku. Ci natychmiast odwrócili się i odeszli.

Bolek zdążył zauważyć, że mieli na sobie długie, wąskie suknie, przepasane jednakowymi fartuszkami wyszywanymi w dwubarwne pionowe pasy.

Brodacz, nie wykazując większego zainteresowania otrzymanymi przedmiotami, skłonił się lekko, po czym spojrzał na skrzynię, na której uprzednio siedział.

— Przyjmij moje podziękowanie — rzekł. — A tu są dary, które powieziesz swoim braciom ode mnie. Moje dary nie dorównują twoim, ale nie zapominaj, że należą do ludu, który nie rządzi już swoją krainą. Zarazem jednak jestem jednym z nielicznych strażników mądrości tego ludu… i tą mądrością mogę się z wami podzielić. W tej skrzyni znajdziecie tabliczki z ważnymi zapisami. Do tej pory ukrywaliśmy je przed światem. Obecnie jednak, stojąc w obliczu nieuchronnego upadku tradycji wielkiego Sumeru, Rada postanowiła przekazać je braciom z Egiptu, aby wiedza naszych przodków nie zeszłą do grobów wraz z nami. Zapisy dotyczą badań gwiazd i Ziemi. A teraz zechciej spocząć i pokaż mi tablice astronomiczne, o których wspomniałeś.