Выбрать главу

— Tato? — po długiej chwili zdołał wybąknąć Bolek. — Ależ… to niemożliwe! Co ty tu robisz… teraz… — rozejrzał się gorączkowo, jakby chciał sprawdzić, czy jego ojciec nie przystał przypadkiem do bandy starożytnych piratów. Ale piratów już nie było. W świetle księżyca błyszczały za to jak żagle rzymskiego okrętu znajome namioty rozbite pośrodku polany.

— Sztuka stawiania pytań jest ponoć trudniejsza niż sztuka odpowiadania — pan Milej pokiwał głową. — Z kolei każda rozmowa ma w sobie coś z potyczki. A we wszelkich potyczkach ogromną rolę odgrywa moment zaskoczenia przeciwnika. Wydawać by się mogło, że to ja ciebie powinienem spytać, co tutaj robisz. Tymczasem uprzedziłeś mnie. Dałem się zaskoczyć. Wobec tego, choć nie powinienem, odpowiem ci jednak. Otóż spałem i zbudziły mnie rozpaczliwe wrzaski kogoś, kto wylazł na kamień i nadal nic nie rozumiał. Wystarczy? A teraz z kolei może ty zechcesz mnie objaśnić, co masz zamiar począć z resztą tak mile rozpoczętej nocy?

— Ja…

Ojciec ponownie skinął głową:

— Czy mam przez to rozumieć, że wrócisz do namiotu i położysz się do łóżka?

— Tato!

— Nie krzycz tak, bo obudzisz mamę i wtedy obu nam się dostanie bura… Ojcowie zawsze cierpią za winy swoich synów, zwłaszcza kiedy w pobliżu znajdują się kobiety. No co? Idziesz spać?

Bolek zlazł ze swojej półeczki, z której tak niedawno obserwował niezwykłe sceny, jakby przeniesione z historycznych filmów, po czym powoli poczłapał za ojcem zmierzającym z powrotem w stronę namiotu. W połowie drogi przystanął.

— Tato? — tym razem w jego głosie brzmiała prośba.

Ojciec zatrzymał się również.

— Co znowu?

— Kto to był… zaraz… już wiem. Ur-ni-nur-ta? — wyrecytował. — Chodzi zdaje się o jakiegoś króla? A poza tym, czy wiesz coś o Enki, o Ziusudrze, o planecie Marduk, o jakimś polu wokół piramid, gdzie można żyć dłużej niż inni ludzie, o…

— Co ci jest? — pan Milej odwrócił się i położył dłoń na czole syna.

Chłopiec syknął gniewnie:

— Nic mi nie jest! No, wiesz coś czy nie wiesz?!

Przez chwilę na łączce było cicho jak makiem zasiał.

— Miałeś jakiś niezwykły sen? — spytał wreszcie ojciec. — Czy też przypomniałeś sobie książkę, którą kiedyś czytałeś?

— Ani jedno, ani drugie. To znaczy… — Bolek zająknął się pojąwszy, że jego nagłe zainteresowanie dziejami starożytnego Sumeru, objawione w środku wakacyjnej nocy i w dodatku poparte imionami tylu władców oraz bogów, może, a nawet musi, wydać się mocno podejrzanie. — To znaczy — powtórzył — powiedzmy, że coś mi się przypomniało. Albo że nawiedziły mnie duchy pradawnych żeglarzy, którzy kiedyś przybyli na Klio — chłopiec odetchnął z ulgą, bo w gruncie rzeczy bardzo nie lubił kłamać, a to, co teraz powiedział, mniej więcej pokrywało się z prawdą. — Tato — dodał szybko — daję słowo, że zaraz pójdę spać. Odpowiedz mi tylko, czy naprawdę żył kiedyś taki Urninurta i czy znasz te imiona, które wymieniłem?

Ojciec przyglądał mu się przez chwilę, po czym powiedział:

— Stało się coś ważnego, prawda?

Bolek wiedział, że jego ojcu nie brak przenikliwości, co skądinąd nie zawsze przynosiło pożądane skutki, zwłaszcza gdy chodziło o sprawy związane z Augustem Karpem lub ze szkołą. Teraz jednak ogarnął go wprost podziw.

— Tak — rzekł krótko.

— Widzę. Porozmawiamy jutro, dobrze? Sam chętnie przypomnę sobie, co czytałem o mieście i państwie Ur, którym władał Urninurta, bo taki król istniał naprawdę. Natomiast ci bogowie, a ściślej mówiąc, ich imiona, pochodzą z czasów Sumerów, czyli wcześniejszych. Na przykład sumeryjska Inanna nosiła wtedy miano…

— Wiem! Isztar! — przerwał z tryumfem chłopiec.

— Owszem — przytaknął ojciec patrząc na syna z niekłamanym zaciekawieniem. — Stajesz się tajemniczy — stwierdził. — Nie podejrzewałem cię o taką zażyłość z Sumerami. Bądź co bądź, w szkole dotychczas chyba się z nimi nie zetknąłeś, a w domu rozmawiamy raczej o Grekach albo Rzymianach.

— Właśnie! Czy to możliwe, żeby Cezar grał kiedyś w kości z piratami? — podchwycił Bolek, w którym dźwięk słowa „Rzymianin” obudził nowe wspomnienia.

— A jakże! Ten akurat epizod z życia Cezara znamy dość dokładnie z jego własnych pism i opracowań współczesnych mu historyków. Jechał wtedy na…

— Na Rodos! — krzyknął znowu Bolek.

— Słuchaj, czego ty właściwie chcesz? — zniecierpliwił się wreszcie ojciec. — Najpierw zadajesz mi pytania, a potem sam na nie odpowiadasz. Wychodzi na to, że to ty mnie poddajesz egzaminowi.

— Wcale nie. Chciałem się tylko upewnić… Tato, ja wiem, skąd się wzięły te gliniane tabliczki, które znaleźliśmy w jaskini. To znaczy — zawahał się, bo przypomniał sobie, że nie będzie mógł poprzeć swojego oświadczenia żadnymi faktami, a na opowieść o piłeczce stanowczo było jeszcze za wcześnie. — To znaczy — powtórzył — mam na ten temat własną hipotezę…

— Masz hipotezę — ojciec pokiwał głową. — Dobrze. Przy śniadaniu pomówimy nie tylko o Sumerach i Cezarze, lecz także o hipotezach. Czy teraz możemy iść spać?

— Tak, tato — zgodził się potulnie chłopiec.

W pięć minut później Bolek leżał na swoim polowym łóżku i zamknął oczy. Czuł jednak, że nie zaśnie. Ta noc obfitowała w zbyt wiele zdarzeń.

W pewnym momencie coś sobie przypomniał.

— Automacie Jeden-Jeden — szepnął dotykając po omacku swoich przewieszonych przez połowy stoliczek spodni z kieszenią ukrywającą czarną kulkę. — Dlaczego wszystko tak nagle zniknęło, kiedy tylko tata wyszedł z namiotu?

— Pytasz, czemu przestał istnieć wariant czasoprzestrzeni, w którym na tę wyspę przybyły odkryte przez was przedmioty? Po prostu, minęła czwarta część czasu określonego umownie nocą. Zgodnie z twoim własnym życzeniem…

— Pamiętam. Rozumiem — przerwał cichutko chłopiec. — Wróciliśmy do naszej epoki. Ale dlaczego przedtem jeszcze zniknęli ci dwaj kapłani? Przecież w ten sposób mnóstwo rzeczy pozostało nie wyjaśnionych?

— Nie wiem — odrzekł automat. — Nie znam ani przeszłości, ani przyszłości wariantu załamania przestrzeni, w którym to nastąpiło.

— Ale ja miałbym teraz znacznie więcej pytań niż przedtem — mruknął Bolek już wyłącznie do siebie. — A może… — zawahał się — może to zawsze jest tak, że im więcej człowiek wie, tym więcej dręczy go zagadek? Może na tym polega ciekawość naukowca, na przykład takiego jak pan Uranis? Do licha! — chłopiec otworzył oczy i skrzywił się. — Tato obiecał, że przy śniadaniu porozmawiamy o Sumerach, Cezarze i tych bogach właśnie z doktorem Uranisem. Tymczasem on wybiera się zaraz rano w drogę, żeby zawiadomić Instytut o naszym odkryciu. Eee, ostatecznie można zrobić tak, jak z aqualungami. Powiem piłeczce, żeby przeniosła nas do świata, w którym pan Uranis już wrócił na Klio. Tak. Chyba tak będzie najleepiieej… aaa…

Wrażenia wrażeniami, zagadki zagadkami, gwiazdy gwiazdami, a bogowie bogami. Był także bóg snu, Morfeusz, chociaż Bolek nie wiedział, czy wierzyli w niego już Sumerowie lub Egipcjanie. Zresztą mniejsza o to, kto i kiedy w niego wierzył. W każdym razie rozpostarł on swoje czarne skrzydła nad młodym dwudziestowiecznym Europejczykiem, który żywo interesował się rakietami latającymi na Księżyc i sondami wysyłanymi do granic Układu Słonecznego, a także najstarszymi dziejami mieszkańców Ziemi. Wziął go w niepodzielne władanie i uniósł w krainę, jakiej nie wymyśli nawet bajeczny kosmiczny automat. Chłopiec zamknął oczy i natychmiast zapomniał o wszelkich możliwych światach.