Выбрать главу

Automat obronny

Grzmoty i wstrząsy trwały tak długo, że Bolek zdecydował się w końcu unieść powieki.

— Tylko spokojnie — powiedziała babcia Miła cofając się. — Twój ojciec uprzedzał mnie, że jeśli pójdę cię obudzić, to narażę się na śmierć. Przynajmniej jeśli nie odpowiem na trzy pytania. Jak ci biedacy, którzy starali się o rękę złej królewny. Pierwsze miało dotyczyć Sumerów, drugie Egipcjan, a trzecie Cezara. Postanowiłam jednak zaryzykować.

Wzmianka o Sumerach i Egipcjanach zrobiła swoje.

— Która godzina? — spytał szybko chłopiec.

— Nie wiem — odrzekła babcia. — Ale Pelos kąpał się już w morzu, a teraz siedzi przy stole. Razem z Eli i ze wszystkimi, oprócz tego zwariowanego archeologa. Bo on jeszcze przed śniadaniem — te słowa wypowiedziane z niesmakiem i zgrozą — popłynął w świat, żeby z kimś pogadać przez radio.

W ułamku sekundy Bolek przypomniał sobie swoje postanowienie, że przeszkodzi panu Uranisowi w opuszczeniu wyspy. Zerwał się, zatoczył i natarł pochyloną głową na babcię, która nie zdążyła w porę uskoczyć.

— No i mam za swoje! — jęknęła nieszczęsna. — A ostrzegano mnie.

— Przepraszam, babciu — sumitował się Bolek, gorączkowo wciągając spodnie. Przy okazji sprawdził, czy jego czarna piłeczka nadal spoczywa bezpiecznie w kieszeni. Była na swoim miejscu. — Ja — ciągnął chłopiec — ja bardzo mocno spałem i…

— Śniło ci się, że walczysz z potworami — dopowiedziała babcia. — Dlatego na mój widok ruszyłeś do ataku. Każdy ma taką rodzinę, na jaką zasłużył. Kiedyś, dawno temu, twój ojciec, a zresztą, mniejsza z tym — babcia Miła wolała zmienić temat. — Więc co? Mogę im powiedzieć, że mi się udało?

— Już idę — z kąta namiotu, gdzie znajdowała się improwizowana łazienka, dobiegło charakterystyczne gulgotanie.

— Oprócz zębów mógłbyś umyć choć kawałek szyi — zauważyła babcia.

— Potem się wykąpię — Bolek był już przy wyjściu. Wybiegł spod płóciennego daszku i stanął oślepiony ostrym blaskiem dnia.

— Elo, Belik! — wesoły głos przybiegł jakby wprost ze słońca. — Chodź szybko, Eli wyzdrowiała i nadrabia zaległości! Jajecznicy już prawie nie ma!

— Nieprawda.

— Poza tym… nie chciałbym być niegrzeczny, ale twój tata sekunduje dziś mojej siostrze dzielniej niż kiedykolwiek! — wykrzykiwał Pelos.

— Pokrzepiony na duchu faktem, że ktoś nareszcie zwrócił uwagę na moją skromną osobę, zjem jeszcze kawałek placka — zadecydował z zadowoleniem pan Milej. Bolek uśmiechnął się mimo woli i ruszył w stronę zastawionego stołu.

— Dzień dobry — powiedział kierując spojrzenie ku opalonej postaci w białym kostiumie. Stwierdziwszy, że Eli wygląda jeszcze bardziej czarująco niż wczoraj, stłumił westchnienie, usiadł na swoim miejscu i zainteresował się jajecznicą. Babcia Miła od razu nałożyła mu na talerzyk potężną porcję.

— Wyspałeś się? — spytał niewinnym tonem ojciec.

— Uhm…

— Ale wstałeś jakiś milczący — zauważyła z kolei mama. Bolek spojrzał na nią z wyrzutem, po czym jego wzrok ponownie prześliznął się po ciemnej główce Eli. Napotkał utkwione w siebie pytające spojrzenie lekko przymrużonych oczu i szybko odwrócił głowę.

— Pewnie miał miłe sny. A teraz, wróciwszy do rzeczywistości, żałuje, że nie jest ona taka jak świat, który widział w nocy — rzekł współczująco ojciec.

— Przecież jesteśmy tutaj po to, żeby się kąpać, opalać i leniuchować — powiedziała łagodnie pani Uranis. — Każdy może spać, ile chce i kiedy chce…

— Przypomnę ci to w swoim czasie — mruknęła Eli. — Czy naprawdę śniło ci się coś ładnego? — znowu spojrzała na bohatera minionej nocy.

— Muoże dualibyście mui zjeść! — wybuchnął Bolek, w ostatniej chwili zasłaniając sobie wypchane usta. Poderwał się i pobiegł w stronę plaży. Stanął nad brzegiem zatoczki i pogrążył się w niewesołych rozważaniach. Przecież ten dzień powinien był zacząć się zupełnie inaczej. Już przy śniadaniu miał wypytać ojca i pana Uranisa o wszystkie nie rozwiązane zagadki wynikające z rozmowy, jaką wiedli obaj kapłani, oraz o spotkanie Cezara z piratami. Archeolog byłby już z powrotem na Klio i nie domyślałby się nawet, że w poprzednim świecie miał zamiar dopiero popłynąć, aby pogadać przez „radio ze swoim Instytutem. Żeby zaspać akurat dzisiaj! A może by teraz przy pomocy piłeczki sprowadzić pana Uranisa od razu na wyspę?

W tym momencie od strony morza dobiegł daleki warkot silnika. Bolek uniósł głowę i zaczął nasłuchiwać.

Tak, to motorówka. A któż mógłby zwykłą motorówką wybrać się na.spacer po Morzu Egejskim daleko od stałego lądu?

— Automacie Jeden-Jeden — szepnął. — Czy to wraca pan Uranis?

— Niestety, nie wiem.

— A czy to przypadkiem nie ty sprawiłeś, że on wraca, bo ja sobie tego życzyłem?

— Przecież nie odebrałem żadnego polecenia.

— Ale w nocy również nie polecałem ci, żebym w tym świecie, do którego mnie przeniosłeś, znał wszystkie starożytne języki, a ja i tak rozumiałem, co mówili owi kapłani i piraci.

— Nic nie zmieniałem. Co do wydarzeń, jakie rozegrały się w czwartej części minionej nocy, to wyjaśniłem już, że widocznie znajomość mowy mieszkańców owej czasoprzestrzeni należała do programu, jaki miałem wykonać zgodnie z twoim życzeniem.

Bolek pomyślał, że jego czarna kulka mimo wszystko zachowuje się i mówi trochę inaczej niż na początku ich znajomości, jeśli słowo „znajomość” jest w tym wypadku na miejscu. Nie zdążył jednak poświęcić tej sprawie należytej uwagi, bo właśnie ujrzał wypływającą zza skalnego cypla gumową łódź z przymocowanym do niej silnikiem, a w łodzi pana Uranisa.

— Patrzcie! — wykrzyknął ojciec Bolka, który w tej chwili — stanął obok syna i położył mu rękę na ramieniu. — Patrzcie!

Andreas wraca! Rozmyślił się czy co?! A może silnik nie pracuje jak należy i nie mógł płynąć dalej?

— Tato! Tato! — zawołały dwa głosy. Jeden męski… no, prawie męski, natomiast drugi brzmiący jak dzwoneczki. Obok Bolka i jego ojca przebiegła roześmiana smagłoskóra para.

— W każdym razie nic mu się nie stało — babcia Miła powiedziała to na wszelki wypadek niezwykle stanowczym głosem. Zapewne chciała zawczasu rozproszyć ewentualny niepokój pani Piny, która mogła sobie wyobrazić, że jej męża spotkało coś złego i dlatego tak wcześnie wraca. Ale o niepokojach nie mogło być mowy. Andreas Uranis z daleka śmiał się do czekającej na brzegu gromadki i machał wesoło ręką.

— Elooo! — zawołał, kiedy podpłynął już dostatecznie blisko, by mogli go usłyszeć. — Piękne są morza i lądy, niebo i porty, ale najpiękniejsza jest Klio. Nie uwierzycie, jak bardzo stęskniłem się za naszą plażą.

Silnik umilkł. Łódź zwolniła i po chwili miękko osiadła na płyciźnie. Pan Andreas wyskoczył z wody i spryskując sobie twarz mówił dalej:

— Wyprażyłem się w tym przeklętym pudle, że jeszcze trochę, a wróciłbym w charakterze mumii. I tak miałem masę szczęścia. Wyobraźcie sobie, zaledwie pół mili od wyspy spotkałem duży kuter rybacki, który miał radiostację. Wszedłem na pokład, a radio Saloniki połączyło mnie z Instytutem w Atenach. Za trzy, cztery dni będziemy mieli gości. Przyjedzie sam dyrektor, profesor Giorgos Paraschos. Podejrzewam, że nie wyłącznie w celach naukowych. Zaciekawiło go nasze towarzystwo, gdy usłyszał o gościach z Polski. Zawsze korzysta z każdej okazji, żeby wyrwać się ze swojego gabinetu i pomyszkować po świecie. Bardzo miły człowiek. A teraz cześć! — archeolog wspiął się na burtę łodzi i wskoczył do wody. Eli i Pelos wykrzyknęli radośnie, po czym puścili się wpław w jego stronę.