Выбрать главу

Bolek przełknął ślinę. Przyszło mu do głowy, że nie zasłużył na żadne pochwały, bo tych wiadomości,” które wzbudziły taki podziw rodziny Uranisów, nie zdobył sam, choćby z książek o Sumerach czy starożytnym Egipcie. Czytał je naturalnie, ale tak, jak się czyta przygodowe powieści, a nie dzieła wymagające skupienia i zasługujące na to, by poważnie podumać nad ich treścią. Gdyby nie Jeden-Jeden, nie znałby imienia Urninurty, nie mówiąc już o innych szczegółach. Ba! Nie umiałby nawet porozumieć się z Eli po angielsku ani tym bardziej po grecku. Tymczasem wszyscy go wychwalają! A Eli i Pelos pewnie myślą, że on specjalnie tak się popisuje.

— Ja… przepraszam — bąknął spuszczając oczy. — Ja wcale nie… to znaczy, chciałem powiedzieć, że o Sumerach wiem bardzo niewiele. Ale dzisiaj w nocy wyszedłem z namiotu…

— I miałeś spotkanie z duchami — powiedział ojciec. — O tym już wiemy. Jeden z tych duchów był w piżamie. Ten z pewnością wyróżniał się monarszym dostojeństwem. Był to jednak król upadły, właśnie jak ten nieszczęsny Ibbisin, który stracił państwo.

Bolek zagryzł wargi. Rozumiał już, że nie może opowiedzieć gromadce mieszkańców Klio o wszystkim, co usłyszał i zobaczył dzięki magicznej kulce, bo wtedy musieliby zacząć podejrzewać, że on jednak odrobinę za dobrze zna starożytną historię. Kto wie, czy w efekcie nie zmusiliby go do udziału w olimpiadzie historycznej. Albo choćby teleturnieju. A przecież nie sposób za każdym razem, gdy tylko ktoś o coś spyta, kazać się przenosić do wszystkich minionych epok i wszystkich starożytnych krain. Tak samo jak nie dałoby się teraz, nawet dysponując czarodziejskim latającym dywanem, zwiedzić całej kuli ziemskiej. Zresztą istoty z kryształowej planety w końcu kiedyś upomną się o swój automat obronny. A wtedy… strach pomyśleć, gdyby to nastąpiło, powiedzmy, podczas zwiedzania przez współczesnego Europejczyka zamieszkałych jaskiń neandertalczyków.

Ale koniecznie trzeba sprawdzić choćby parę informacji zdobytych od kapłanów i piratów, których podsłuchał. Czyli należy uciec się do podstępu. Powinien być jak najprostszy…

— Wyszedłem z namiotu — podjął przerwany wątek — i spacerowałem po plaży. Noc była bardzo piękna. Świeciło tyle gwiazd.

— Tak. Mamy urodzaj na gwiazdy — wtrącił półgłosem doktor Uranis.

— Wtedy zacząłem myśleć o przedmiotach, które znaleźliśmy pod wodą i przypomniałem sobie, że widziałem w jakiejś książce fotografie tabliczek takich, jakie są w skrzyni. A pan powiedział przecież — spojrzał na archeologa — że te tabliczki wykonali Sumerowie. No więc z kolei zacząłem myśleć o Sumerach. A potem, sam nie wiem, jak to się stało, że przypomniałem sobie także tych kilka imion ludzi i bogów — wzruszył bezradnie ramionami i zrobił niewinną minę. — Wiecie, w nocy, kiedy człowiek stoi nad morzem i zastanawia się, to różne rzeczy przychodzą mu do głowy. Po prostu musiałem kiedyś czytać o Urninurcie, o zamordowaniu Luinanny, o sumeryjskich bóstwach Enki i Anu… — Tak. Tak właśnie należy mówić, by uniknąć w przyszłości niemiłych komplikacji — pochwalił się w duchu. — Ale to wcale nie znaczy, żebym był taki mądry, jak myślicie. Przecież nie wiedziałem…

— Jeszcze jedna, nie znana mi dotąd szlachetna cecha charakteru mojego syna: skromność — przemówił pan Milej. — Tę to ma już po mnie.

— Nie wiedziałem — powtórzył chłopiec pomijając milczeniem dwuznaczną uwagę ojca i gniewne prychnięcie, jakim skwitowały ją jednocześnie babcia oraz mama — że Urninurta nie był królem sumeryjskim, lecz potomkiem tych, którzy podbili państwo Sumerów.

— Podbili państwo — wtrącił pan Uranis. — Zauważ jednak, że zaczęli czcić miejscowych bogów i przez dłuższy czas zachowali ich dawne imiona. Poza tym przejęli od pokonanych bardzo wiele zwyczajów i praw. Tak było niemal zawsze, gdy jakiś lud podbijał kraj, którego mieszkańcy stali pod względem organizacji społecznej i kultury znacznie wyżej od swoich zwycięzców. To samo zjawisko obserwowaliśmy potem u Greków, kiedy zwyciężyli Kretę, następnie u Rzymian, gdy podbili Grecję, a wreszcie u Germanów, którzy obalili Imperium Rzymskie. W czasach Urninurty na pewno żyli ludzie troskliwie kultywujący tradycje Sumeru. Z pewnością rekrutowali się przede wszystkim spośród kapłanów dawnych bóstw. Więc twoje przypuszczenie, że sto lat po upadku mocarstwa sumeryjskiego kapłani z Ur spotykali się z Egipcjanami i przekazywali im swoją wiedzę, nie jest wcale tak bardzo nieprawdopodobne.

Bolek milcząco skinął głową. Kto jak kto, ale on wiedział najlepiej, że jego „przypuszczenie” było więcej niż prawdopodobne.

— No, a wracając do zabytków, które znaleźliśmy — podjął — wyobraziłem sobie właśnie, że uczeni sumeryjscy i egipscy spotkali się akurat na Klio. Że wymienili dary, a potem, z niewiadomych powodów, porzucili je. Być może, gdybyśmy dokładnie przeszukali okolice wyspy, odkrylibyśmy resztki ich statków. Ciągle przecież nurkowie trafiają na ślady dawnych żeglarzy… — zawiesił głos.

— Możesz być pewny, że teraz nasz Instytut zorganizuje v tym rejonie poważne poszukiwania — odrzekł pan Andreas. — a gdybyśmy rzeczywiście natrafili na statki egipski i sumeryjski, to nadamy Klio imię „Bolesław”.

Pelos klasnął w dłonie.

— Wtedy on na pewno przestanie być taki skromny! — zawołał.

— Wolałbym „Milej” — powiedział z uśmiechem pan Milej. — Ostatecznie to dzięki moim książkom Bolek pomyślał o tych statkach.

— Tylko że w nauce liczą się nie książki, ale umiejętność robienia z nich użytku — pan Uranis uśmiechnął się również. — Bolek pomyślał, jak sam zauważyłeś. Otóż to…

— Kapituluję. Świecie, świecie! — westchnął, oj ciec kandydata na patrona jednej z pięknych wysepek Morza Egejskiego,

— Pomyślałem także — mówił dalej Bolek — że najpierw te naczynia i skrzynie leżały na lądzie, choćby tam pod skałą — wskazał miejsce, gdzie w nocy płonęły ogniska. — A potem znaleźli je na przykład piraci i wrzucili do wody… ze złości, że nie było w nich złota.

— Także prawdopodobne — archeolog skinął głową. — Kiedyś te wody roiły się od pirackich statków. Zaczęło się od Kreteńczyków, którzy wszystko, co tylko spotkali na morzu, uważali za swoją własność. A potem, aż do czasów rzymskich…

— O piratach i Cezarze także już pogawędziliśmy sobie tej nocy — przerwał pan Milej. — Mój syn chciał wiedzieć, czy Cezar grywał w kości z każdym spotkanym morskim rabusiem.

— To akurat powinien był sam sobie przypomnieć — powiedziała mama. — Starożytny Sumer i dzieje Egiptu kryją do dziś wiele nie rozwiązanych zagadek, nawet dla uczonych. Ale o Rzymianach naczytaliśmy się niemało. No i często rozmawiamy o nich w domu, prawda?

— Nawet próbowaliśmy studiować po łacinie pamiętniki Cezara — uzupełnił ojciec. — Co prawda, bez większego powodzenia. Niestety, zapomniałem, co to jest accusativus cum infinitivo, i jak niegdyś z wdziękiem recytowałem: „Gallia est omnis divisa in partes tres”… Zresztą nie ja jeden byłem bezradny — spojrzał na żonę, która wzruszyła tylko ramionami.

— Ja po prostu jestem młoda. Za moich czasów w szkole nie uczono już łaciny…

— Ja także jestem młody. Jednak, w przeciwieństwie do niektórych tu osób, byłem żądny wiedzy i chodziłem na godziny nadobowiązkowe. Ale potem towarzystwo, w jakie się dostałem, zrobiło swoje. Prawdę mówiąc, od paru lat łacina jest znowu wprowadzana do niektórych naszych szkół — pan Milej spojrzał na archeologa z nieukrywaną satysfakcją. — Sam pisałem na ten temat kilka artykułów. Przecież cała europejska kultura wyrosła z tradycji greckiej, a stało się to, jak sam stwierdziłeś, dzięki Rzymianom, którzy podbiwszy świat narzucili mu przejęty uprzednio dorobek myśli i sztuki twoich praprzodków. Usunięcie łaciny z programów nauczania było błędem, który mści się już teraz…