Выбрать главу

— No tak — przerwała zdecydowanie babcia Miła. — Tylko że w tej chwili nie piszesz artykułu. A w takim razie nie musisz nam czytać na głos tego, czego nie napisałeś.

— Tego, czego nie… a, rozumiem — wymamrotał skarcony dziennikarz, który rzeczywiście zapalił się przed chwilą i w ferworze mówił tonem, jakby przemawiał na zebraniu. — Przepraszam. Łacina to mój konik. Więc, o czym to ja?

— O tym, że zapomniałeś łaciny — przypomniała bezlitośnie babcia.

— Świecie, świecie! Aha, już wiem! Mama ma rację — zwrócił się ponownie do syna. — Historię Rzymu powinieneś znać tak, żeby wiedzieć coś niecoś o takich postaciach jak Cezar. A ów „piracki” epizod z życia przyszłego władcy, od którego imienia powstało potem słowo „cesarz”, można znaleźć w niezliczonej ilości książek. To było tak. Cezar zawsze tkwił po uszy w długach, a równocześnie nie przestawał uczestniczyć we wszystkich intrygach politycznych ówczesnego Rzymu. W pewnym momencie jego przeciwnicy wzięli górę. Musiał uciekać z Italii, zarówno przed nimi, jak i przed swoimi wierzycielami. Żeby przeczekać zły czas, popłynął na wyspę Rodos, niby to uczyć się sztuki wymowy u sławnego mistrza Molona. Jednak pech chciał, że na statek napadli właśnie piraci, o których tyle tu mówimy. Nie obłowili się zbytnio, bo Cezar był naturalnie bez grosza, ale im nie chodziło o łup, tylko o okup. Przetrzymali swego jeńca na jakiejś zacisznej wysepce przez czterdzieści dni czekając, aż towarzysze Cezara zbiorą w krajach, do których się udali, żądaną sumę. Była wcale niemała, wynosiła bowiem pięćdziesiąt talentów, a więc ładnych kilkanaście kilogramów czystego złota. Wiemy także, że Cezar zachował przez cały czas swego przymusowego pobytu u piratów olimpijski spokój, że grał z nimi w kości i że stale obiecywał wszystkich ich ukrzyżować, z czego rabusie serdecznie się śmiali, bo stanowili wówczas na morzach prawdziwą potęgę. Tymczasem Cezar, kiedy go wreszcie wykupiono, natychmiast zorganizował ekspedycję, złapał piratów jeszcze tam, gdzie ich pożegnał, i jak obiecywał, wszystkich ukrzyżował.

— No, widzisz, tato — powiedział Bolek. — A ja sobie wyobraziłem, że to wszystko mogło się dziać na Klio. I że piraci, chcąc zatrzeć po sobie ślady, wrzucili do wody nie tylko to, co sami zostawili, lecz także dzbany i skrzynkę z sumeryjskimi tabliczkami.

— I to jest ta twoja hipoteza, o której w nocy wspominałeś? — spytał ojciec.

— To jest hipoteza — wyręczył chłopca pan Uranis. — Trudno ją będzie udowodnić, ale równie trudno obalić. Historia zna przypadki wręcz fantastyczne, a jednak prawdziwe. Tu, na Morzu Egejskim, nie wolno z góry odrzucać żadnej hipotezy, jeśli chce się naprawdę poznać przeszłość tego obszaru. Bo kryje ona wciąż jeszcze mnóstwo zagadek. A kiedy rozwiąże się jedną, wyskakuje natychmiast kilka nowych. Właśnie dlatego archeologia jest taka pasjonująca.

— Masz ci los! — jęknęła z udanym przerażeniem pani Pina. — Teraz ten dosiadł swojego konika.

— Będę archeologiem — rzekł w tym momencie Bolek. Zdanie to zostało wypowiedziane tak stanowczo i poważnie, że nikt się nie uśmiechnął.

— Jeszcze zobaczymy… — mruknął po dobrej chwili pan Milej.

— A czemu nie? — powiedziała ciepło Pina Uranis. — Przecież widać, że ma autentyczne zainteresowania. A jeśli tak, to powinien dążyć, żeby naprawdę nim zostać. Człowiek musi wykonywać taką pracę, jaka go szczerze pasjonuje. Myślę… — spojrzała na męża i powtórzyła ciszej: — myślę, że nam wszystkim, jak tu jesteśmy, to się udało. I że głównie dlatego czujemy się szczęśliwi. Bo przecież Alicja, choć nie jest archeologiem ani dziennikarzem — przeniosła wzrok na pana Mileja — także lubi leczyć dzieci…

— Nie zamieniłabym swojego zajęcia na żadne inne — oświadczyła mama Bolka. Powiedziała to żartobliwym tonem, który jednak nikogo nie zmylił. Pani Alicja była lekarzem z powołania.

Bolek postanowił wykorzystać zmianę tematu:

— Mamo, wtedy w wodzie mówiłaś coś o piramidach. Że można w nich żyć wiecznie?

— Już drugi raz mi to przypominasz — stwierdziła zagadnięta. — Czyżbyś miał zamiar zbudować sobie piramidę? Oczywiście, jak już będziesz wielkim faraonem, to jest, przepraszam, archeologiem…

— Mamo! — żachnął się chłopiec. Natychmiast jednak doszedł do wniosku, że nie czas na obrażanie się i słowne potyczki. — No, powiedz — zażądał. — Czy w piramidach można żyć wiecznie?

— W charakterze mumii zapewne tak — odezwał się wesoło Pelos.

— Zawsze musisz wtrącić swoje trzy grosze! — skarciła brata Eli.

— Właśnie w tym rzecz, że ponoć nie tylko w charakterze mumii — wtrącił ojciec Bolka. — Niedawno oboje z mamą czytaliśmy wywiad z pewnym znanym profesorem, więc i ja wiem, o co chodzi. Otóż na jakimś naukowym kongresie ten profesor wystąpił z nową hipotezą na temat piramid.

— Nie tylko piramid — sprostowała lekarka. — Tematem owego kongresu były sprawy medyczne. Uczony, o którym mówił Henryk, twierdzi, że starzenie się człowieka, a więc i śmierć, powoduje tak zwany wiatr słoneczny, czyli pewne cząsteczki promieniowania słonecznego przenikające przez atmosferę i bardzo szkodliwe dla wszystkich żywych komórek. Od tego zaczął swoje wystąpienie. Potem przeszedł do mumii. Jak wiesz, umieszczone w piramidach ciała faraonów nie ulegały rozkładowi przez tysiące lat. Dotąd uważano, że działo się tak dzięki znakomitemu opanowaniu przez Egipcjan sztuki balsamowania zwłok. Jednak ostatnie badania dowiodły, że żadne środki i sposoby, choćby najlepsze, nie zapewniłyby egipskim mumiom przetrwania w nie naruszonym stanie setek stuleci. Wtedy ów profesor doszedł do wniosku, że cała zasługa przypada piramidom. Wykonał obliczenia, pomiary i odkrył, że zbudowano je w taki sposób, aby od ich ścian odbijały się te groźne promienie. Zjawisko to miało zachodzić, zwłaszcza gdy jedna piramida stała za drugą w ściśle określonym odstępie. Ale i w każdej pojedynczej budowli, mniej więcej na dwóch trzecich jej wysokości, jest ponoć miejsce, gdzie żadne szkodliwe promieniowanie nie dociera. Tam właśnie umieszczano sarkofagi. Obok nich znajdowano jednak także puste komory, których przeznaczenie stanowiło dotąd nie rozwiązaną zagadkę. A ta nowa hipoteza zakłada, że były to jak gdyby sanatoria. Ze leczono w nich chorych i że pozwalano tam mieszkać niektórym uprzywilejowanym ludziom. Właśnie po to, by, chronieni przed skutkami tego promieniowania, mogli żyć bardzo długo. W tym wywiadzie, który czytaliśmy z twoim ojcem, znajdowały się dokładne szkice i obliczenia. Oczywiście, wszystko to dotyczyło najdawniejszych dziejów Egiptu. Z upływem wieków zapomniano o pierwotnym przeznaczeniu piramid. Widziano w nich tylko wspaniałe królewskie grobowce. A stało się tak dlatego, że w ciągu tysiącleci oś Ziemi zmieniła swoje położenie, na skutek czego wiatr słoneczny zaczął nas bombardować pod innym kątem. Wtedy piramidy przestały dawać osłonę przed jego cząstkami i straciły swą leczniczą moc. Bo przecież nie sposób było nawet marzyć o przestawieniu takich kolosów. Cała ta historia to naturalnie tylko hipoteza, ale przyznasz chyba, że ciekawa. Zwłaszcza dla archeologów. No i lekarzy. Dlatego tak sobie powiedziałam, wtedy w wodzie — zakończyła mama. — Czy teraz możesz mi zdradzić, czemu cię to poruszyło?

Bolek zastanowił się chwilę:

— Bo… bo ja także słyszałem o tej historii — wybrnął wreszcie, jak sam ocenił, nader zgrabnie. Przecież nie skłamał. Rzeczywiście słyszał o niezwykłych właściwościach piramid. Cóż stąd, że nie powiedział, kiedy i od kogo? — Poza tym — mówił dalej marszcząc czoło i brwi, jak człowiek, który dzieli się z bliźnimi swoimi najgłębiej skrywanymi myślami — nieraz już, czytając o piramidach, zadawałem sobie pytanie, czy ci faraonowie rzeczywiście budowaliby sobie za życia aż tak ogromne grobowce, gdyby miały być tylko grobowcami. Ta hipoteza jest na pewno prawdziwa.