Выбрать главу

— Naprawdę.

Znowu zapanowało milczenie. Teraz trwało nieco dłużej. W końcu zabrzmiał lekko drżący głosik Eli:

— Myślałam, że lubisz, kiedy to właśnie ja mówię „Belik”. Ale skoro chcesz, żeby wszyscy… — nie dokończyła. Sekundę jeszcze siedziała nieruchomo, po czym zgrabnie zsunęła się z głazu i pobiegła w stronę obozu. Jej smukła sylwetka przemknęła na tle tylnej ściany namiotu, w którym płonęła mała kempingowa lampka.

Bolek także zeskoczył z kamienia, ale pozostał na miejscu. Nad horyzontem znowu błysnęło. Tym razem znacznie bliżej. Ciemnoróżowe światło oblało niebo, ukazując spiętrzone chmury nadciągające od morza. Ale nad Klio świeciły jeszcze gwiazdy. Może ta błyskawica sprawiła, że Bolek przemówił:

— Świecie, świecie! — zawołał cicho. Nagłym ruchem sięgnął do kieszeni i mocno objął kosmiczną piłeczkę.

— Słuchaj, Jeden-Jeden! Zrób tak, żeby ona wróciła. No, już!

— Nie rozumiem — odrzekł łagodnie automat. — Czym mogę służyć?

— Jak to, czym? Aha, już wiem. Uważaj: świecie, świecie! przenieśmy się tam, gdzie Eli będzie znowu obok mnie.

Nic się nie stało. Bolek rozglądał się przez chwilę, mrugając oczami, ale nigdzie nie dostrzegł białego kostiumu dziewczyny.

— Automacie! — krzyknął oburzony. — Co ty sobie właściwie wyobrażasz? Nie słyszałeś, co powiedziałem?

— Bardzo żałuję — spokojnie odparł znajomy głos — ale nie mogę spełnić polecenia. Nie ma ono na celu usunięcia bezpośredniego zagrożenia żywej istoty.

Gdyby chłopiec mógł choć na moment odzyskać jasność myślenia, odrzekłby zapewne, że automat zbyt jednostronnie pojmuje kwestię zagrożenia. Bo przecież żywa rozumna istota znajduje się właśnie w niebezpieczeństwie. Nie grozi jej co prawda ani zderzenie z ciężarówką, ani porażenie piorunem Zeusa, ale zagrożenie, choć zupełnie innego rodzaju, wcale nie jest mniejsze.

Bolek był jednak zbyt zaskoczony niespodziewanym buntem czarnego automatu, by zdobyć się na subtelniejsze refleksje.

— Co to ma znaczyć? — warknął. — Przecież mówiłaś… to jest mówiłeś, że zawsze przeniesiesz mnie tam, gdzie będzie tak, jak chcę!

— Niestety, do mojego programu wprowadzono pewne ograniczenia. W momencie kiedy moi konstruktorzy mnie odnaleźli i nawiązali z tobą kontakt…

— Co?!

— …znalazłem się pod ich kontrolą — dokończyła piłeczka.

Chłopiec potrząsnął głową, jakby chciał obudzić się ze snu.

I nagle przypomniał mu się właśnie sen. To, co mu się przyśniło w czasie poobiedniej drzemki. Ta dziwna rozmowa… No tak, ale przecież potem…

— A jak babcia weszła na jeża, to mnie posłuchałeś! — krzyknął tryumfalnie. — Od razu zmieniłeś świat na taki, w którym babci nie sterczały z pięty długie kolce!

— Owszem. Wtedy jednak żywej istocie zagrażało bezpośrednie niebezpieczeństwo.

Bolek wyszarpnął rękę z kieszeni i zacisnął pięści. Jakiś czas stał kipiąc gniewem, po czym nagle oklapł i posmutniał. A więc skończyła się jego przedziwna przygoda. Nie ma już do dyspozycji wszechmocnego automatu. Nigdy nie znajdzie się w żadnej krainie, którą mógłby wyczarować w swojej wyobraźni. Nie przyjdzie mu z pomocą żadna tajemnicza siła, kiedy będzie archeologiem i zacznie pracowicie rozwiązywać zagadki przeszłości. A przede wszystkim nie usłyszy dzisiaj głosu Eli… Do licha z tymi wszystkimi kosmitami! Żeby akurat teraz, w takiej chwili!

— Ale przecież, to, że awarię statku, którym tu przybyłeś, już usunięto — ożywił się — i to, że cię odnaleziono, i to, że teraz ty służysz im do zbierania informacji o Ziemi, to wszystko mi się tylko śniło!

— Śniło? Nie rozumiem.

— No, śniło, śniło! — zawołał z rozpaczą chłopiec. — Nie wiesz, co to jest sen? Ktoś sobie leży w łóżku i śpi. A wydaje mu się, że przeżywa jakieś przygody, często zupełnie nadzwyczajne, że przenosi się z kraju do kraju, że wszystko wokół niego zmienia się jak w bajkach.

— Teraz rozumiem. Na przykład ja jestem twoim snem. Prawda?

— Jakim tam snem! Świecie, świecie! Przecież teraz naprawdę jesteśmy na Klio. Przecież babcia Miła naprawdę wyzdrowiała. A ja rzeczywiście byłem najpierw na Olimpie, a później w przeszłości, kiedy spotkali się na tej wyspie dwaj kapłani. Bo inaczej, skąd znałbym imiona tych różnych królów i bogów? Nie jesteś żadnym snem, tylko… — Bolek urwał nagle. Przyszło mu bowiem do głowy, że w tym, co powiedziała piłeczka, tkwi jednak źdźbło prawdy. A w każdym razie uderzyło go podobieństwo swojej wędrówki po światach do pięknego, kolorowego, ale w gruncie rzeczy zupełnie zwykłego snu.

Od otwartego morza doleciał przytłumiony grzmot. Zaraz potem niebo prześwietliła nowa błyskawica. Chmury podeszły bliżej. Czoło ich pochodu docierało już nad Klio. Tylko mała część nieba pozostała jeszcze czysta. Ale i tam gwiazdy lśniły inaczej niż przedtem. Pociemniały jak grudki gasnącego żaru. Duchota stała się wręcz nieznośna.

Chłopiec otarł z czoła kropelki potu i odetchnął głęboko.

— No dobrze — powiedział znacznie ciszej, tonem, w którym brzmiały rozpacz i rezygnacja. — Niech już będzie, że twoi konstruktorzy nawiązali ze mną ten kontakt. Gdzie oni teraz są? Mógłbym ich zawołać?

— Nie. Nie usłyszeliby cię. To znaczy, nie odebraliby twoich fal biologicznych. Ludzie nie potrafią swoich fal wzmacniać i wysyłać w taki sposób, aby były zrozumiałe dla innych.

— A ty nie masz łączności z konstruktorami?

— Łączność jest jednokierunkowa. Mogę zareagować na ich wezwanie, ale nie mogę ich sprowadzić do siebie. Zapamiętuję tylko wszystko, co dzieje się wokół mnie.

— Po co?

— Nie wiem.

Ale ja wiem — odpowiedział sobie w duchu Bolek. Automat, który przywykł uważać za swoją własność, stał się szpiegiem obcych. Zbiera informacje o Ziemi, o ludziach, o nim… Miał rację podejrzewając wtedy, kiedy to niby spał po obiedzie, że wcale nie rozmawia z automatem. Bo gdy była mowa o tym, jak ma wyglądać najlepszy z możliwych światów, to ten głos od razu zaczął gadać o pragnieniach. A przecież na kryształowej, planecie pierwszy osobnik, z jakim się spotkał, życzył mu właśnie miłych pragnień. Mają już wszystko — pomyślał ponuro chłopiec. Mają wszystko i teraz boleją nad tym, że niczego już nie mogą chcieć. Albo od początku chcieli za mało.

Nagle Bolek wyprostował się dumnie. Jeśli ta kulka jest rzeczywiście szpiegiem, to bardzo dobrze. Bo od kiedy wylądowała na jego balkonie, miała do czynienia tylko z ludźmi, za których Ziemia nie musi się wstydzić. No, powiedzmy, ten bałwan August… ale ostatecznie durni smarkacze trafiają się chyba w całym kosmosie. Prawda, potem był jeszcze statek z turystami i te okropne baby. I Eli, która dla żartu nagadała im tyle okropności. Piłeczka na pewno to sobie zapamiętała. Aha, okręty… Ktoś mówił wtedy o wojnach, a w każdym razie o straszeniu ludzi bronią… i wszyscy zaraz zmarkotnieli.

Hmmm.

— Wiesz — powiedział chłopiec — może masz rację mówiąc, że jesteś moim snem. Bo to wszystko, co mi się przy tobie zdarzyło, byłoby doprawdy zbyt głupie, gdyby przytrafiło się komuś w rzeczywistości. Cha, cha, cha! — zaśmiał się niezbyt wesoło, ale za to bardzo głośno. — Baśnie z tysiąca i jednej nocy. A, właśnie! — wykrzyknął ucieszony, że znalazł takie trafne porównanie. — Wiesz, był kiedyś okrutny król, któremu sprowadzono piękną niewolnicę. To naturalnie bajka — zastrzegł się na wszelki wypadek — bo na Ziemi nie ma ani niewolnic, ani takich królów. Ta niewolnica była skazana na śmierć i miała umrzeć następnego dnia rano, ale przedtem ów król kazał opowiedzieć sobie jakąś interesującą historyjkę. A ona opowiadała tak ciekawie, że król, zamiast ją zabić, kazał jej przyjść znowu wieczorem i opowiadać dalej. Tak było przez tysiąc nocy, aż wreszcie król zakochał się w niej i wzięli ślub. To miała być ostatnia tysiąc pierwsza bajka i właśnie ona najbardziej się wszystkim podobała. Bo ludzie wprost nie znoszą, gdy komuś dzieje się krzywda. A poza tym bardziej niż bajki ciekawi ich to, co dzieje się naprawdę. Na przykład lubimy opowiadać sobie nasze sny, a potem wszyscy się z nich śmieją. Mnie także śniło się tysiąc światów, no i co z tego? Nic — chłopiec wzruszył pogardliwie ramionami. — Tak czy owak zawsze jest tylko jeden świat… ten pierwszy. Albo tysiąc i pierwszy, jeśli wolisz. I ludzie świetnie o tym wiedzą. Dlatego starają się stale ten świat ulepszać, wzbogacać… i w ogóle. A że chcą bardzo wiele dobrego, więc nigdy im nie dosyć. Ja także nie mam już ochoty słuchać twoich opowieści z tysiąca i jednej nocy — stwierdził bohatersko. — Znudziło mi się. Zwłaszcza że jeden z tych światów, do których zaprowadziłeś mnie we śnie, był taki biedny, smutny. Wiesz, tam nikt już nic nie chciał. Jego mieszkańcy nie wiedzieli, po co żyją. Pragnęli tylko czegoś pragnąć. Brrr… A Ziemia? Ziemia jest taka piękna!