— Ty naprawdę jesteś chory! — zawołał wreszcie ze zgrozą. — Pewnie zaraziłeś się od babci. Szybko zmierz gorączkę! Sumerowie? Jaskinie? Sny? Kosmiczne piłeczki?
— Tato, daję ci najświętsze słowo honoru, że nic mi nie jest! — chłopiec wykrzyknął to z ogromną radością, ale jednocześnie takim tonem, że ojciec przestał się martwić. — Jedno jest ważne, jedziemy!
Pan Milej zmierzył badawczym spojrzeniem stojącego przed’ nim syna, po czym pokiwał głową:
— W każdym razie zwariowałeś na pewno. Ładna perspektywa! Na bezludnej wyspie w towarzystwie patentowanego szaleńca. Świecie, świecie!
— Tysięczny i Pierwszy! — dorzucił Bolek. Twarz ojca zmieniła wyraz.
— Co? Jak powiedziałeś?
— Świecie, świecie… Tysięczny i Pierwszy! — powtórzył chłopiec.
Przez chwilę w pokoju panowało milczenie.
— Wiesz — rzekł wreszcie ojciec — to nawet nieźle brzmi. Kto wie, czy nie warto by na stałe wprowadzić tego małego uzupełnienia do naszego zawołania. „Świecie, świecie, Tysięczny i Pierwszy” — powtórzył z namysłem. — Tak to było, prawda?
— Tak, tato.
— Właśnie. Owszem, owszem. Podoba mi się, zwłaszcza to: pierwszy.