Выбрать главу

Ta została teraz wydobyta z kieszeni i uniesiona w górę.

— Hura! — zawołał Bolek. — Brawo! Jesteś cudowna!.. To znaczy, cudowny! — poprawił się. — Cudowny! — powtórzył z zapałem. — Ten nowy świat jest nadzwyczajny.

Uśmiechnął się z całego serca do swojego spadłego z nieba skarbu, pogłaskał go czule palcami i schował do kieszeni. Następnie wsiadł na rower i od razu mocno nacisnął na pedały. No! Teraz sobie pogadamy! — wykrzyknął wyjeżdżając ze stadionu na asfaltową drogę. Nie wyjaśnił, z kim ani też o czym, łatwo jednak można się było domyśleć, że zapowiedziana rozmowa wpłynie w zasadniczy sposób na los świata. A może i niejednego świata? Bo przecież czarny automat twierdził, że jest ich nieskończenie dużo.

Doniosłe zmiany musiały jednak poczekać. August nie przebolał bowiem swojej porażki. Gdy tylko rozpędzony Bolek wypadł zza pierwszego bloku, z bocznej alejki natarł na niego pognębiony przed chwilą rywal. Nisko pochylony nad kierownicą, pedałował zawzięcie, nie spuszczając płonącego wzroku z tylnego koła roweru swego pogromcy. Było aż nadto jasne, co zamierza.

I stało się. Nawet najlepszy cyklista nie zdoła utrzymać równowagi, gdy tył jego pojazdu nagle przesunie się o sto osiemdziesiąt stopni. Bolek wystrzelił z siodełka i z wyciągniętymi przed siebie rękami poleciał jak ptak prosto na maskę nadjeżdżającej właśnie wielkiej ciężarówki służącej do wywozu śmieci. Chłopiec usłyszał jeszcze krzyk trwogi napastnika, który, acz zaślepiony wściekłością, nie życzył sobie tak dobitnych skutków swego podstępnego ataku, i… nagle ujrzał, że znowu najspokojniej siedzi przed drzwiami balkonu, mając nad głową czyściutkie niebo, a przed sobą skromną piłeczkę, przybyłą nie wiadomo skąd.

Minęła dobra minuta, zanim Bolek zdał sobie sprawę, co się właściwie stało, a dwie dalsze, zanim mógł wykrztusić pierwsze słowa:

— Tu… my… nic…

— Słucham? — spytał wewnątrz jego głowy znajomy łagodny głos.

Chłopiec odchrząknął i trochę oprzytomniał.

— Leciałem pod auto — stwierdził. Wspomnienie tej strasznej chwili spowodowało, że jego ramiona pokryły się gęsią skórką.

— Dlatego nastąpiło automatyczne anulowanie polecenia — wyjaśnił Jeden-Jeden. — Wróciliśmy do rzeczywistości wyjściowej.

— W samą porę! — wyrwało się bohaterowi niefortunnej przygody. — Ale… — spochmurniał znowu — to znaczy, że nie jestem już bardzo silny i nie jeżdżę tak dobrze na rowerze?

— Nie. Posiadasz te same właściwości co przedtem.

Bolek westchnął. Pomyślał jednak, że przecież zawsze może poprosić piłeczkę, aby przemieniła świat na taki, w którym on będzie, powiedzmy, nowym Tarzanem, i poweselał. Nasunęła mu się natomiast inna wątpliwość:

— Powiedziałeś, że tylko ten, kto mówi ci, co się ma stać w tej zmienionej… zmienionej…

— Czasoprzestrzeni — podpowiedział automat.

— …właśnie. Że tylko on pamięta potem, po powrocie, co się działo tam… Rozumiem. Teraz August nic nie wie, że go nalałem… chciałem powiedzieć, że z nim wygrałem. A… inni? Ten kierowca i przechodnie?

— Nie pamiętają. Oczywiście, gdybyś ponownie wybrał ten sam wariant rzeczywistości, znaleźlibyśmy się z powrotem w punkcie, gdzie te istoty przebywają, i wtedy wiedziałyby o wszystkim. Wówczas ty wpadłbyś pod ciężarowy samochód, do czego moim zespołom bezpieczeństwa nie wolno dopuścić.

Bolek zastanawiał się przez dłuższą chwilę. Może to i lepiej, że August nie pamięta, jak jego ofiara szybowała głową naprzód prosto w ogromną śmieciarkę, ale… Czyli tamten świat, w którym byliśmy przed chwilą, istnieje nadal? — zmarszczył brwi. — I są tam takie same domy, taki sam stadion, drogi, ludzie, auta i w ogóle?

— Tak. Istnieje nieskończona ilość załamań czasoprzestrzeni, można przenieść się do każdej, o jakiej tylko pomyślisz. Nie zostałem jednak przystosowany do wyjaśniania teoretycznych podstaw geometrii wszechświata.

Bolek zrozumiał, że i on wcale nie jest „przystosowany” do roztrząsania zawiłych problemów jakiejś supergeometrii, ale wyjaśnienie automatu nie zaspokoiło jego ciekawości.

— Przyszło mi na myśl, że jeśli ktoś widział, jak lecę pod auto, a potem nagle zniknąłem mu z oczu, to jest teraz okropnie zdziwiony. Może boi się, że zwariował, a może opowiada bajki o ataku kosmitów?

— Każda rzeczywistość przypomina powierzchnię stawu. Możesz ją bełtać i mącić, a ona i tak wygładzi się jak lustro. Przenosząc się w równoległe warianty czasoprzestrzeni nie powodujemy żadnych trwałych następstw dla żywych mieszkańców światów, które odwiedzamy. Wybieramy odpowiednie warunki dla siebie nie wciągając w tę grę innych. To jest tak, jakby owe światy istniały wyłącznie w teorii, a przybierały materialne kształty tylko wówczas, gdy je sobie wyobrazimy i zapragniemy znaleźć się w krainie własnej wyobraźni…

Bolek jednak nie słuchał. Twarz mu się rozjaśniła. Niech licho porwie wszystkie tajemnice kosmosu i te „rzeczywistości”, które raz istnieją, a kiedy indziej nie. Są przecież wakacje. Wakacje spisane już na straty. Chyba przedwcześnie. Bo teraz, dzięki czarnej piłeczce, wszystko będzie tak, jak być powinno. Zaraz jej powie…

Otworzył usta, ale po krótkim namyśle zamknął. Nie wystarczy powiedzieć przybyłemu z kosmosu automatowi, że ma „wybrać”, jak on to mówi, taki „wariant” świata, w którym Bolek wraz z rodziną będzie już na upatrzonej wysepce Morza Egejskiego. Najpierw trzeba zrobić generalne porządki. Spokojnie i z rozwagą, żeby czegoś nie przegapić. Posprzątać ten świat, aby raz na zawsze pozbyć się głupstw i przykrości zatruwających życie przynajmniej niektórym jego mieszkańcom. On, Bolek, wie przecież, czego potrzeba mu do szczęścia. A więc, do dzieła!

Generalne porządki

— Świecie, świecie!.. nie, poczekaj — Bolek zamachał gwałtownie rękami na znak, że cofa hasło wywoławcze. — Słuchaj — rzekł z zastanowieniem. — Zrób tak, żebyśmy przenieśli się do świata, o jakim w tej chwili myślę, dopiero wtedy, kiedy skończę o nim mówić. Kiedy wyliczę już wszystko, co tam ma być. Dobrze?

— Dobrze — zgodziła się piłeczka. — Tylko musisz mi dać znak, gdy przyjdzie czas.

— Powiem „już”! Póki nie usłyszysz „już”, nie rób nic.

— Pamiętam.

— A więc… — w niebieskich oczach chłopca odmalowało się skupienie. — Niech będzie tak… Po pierwsze — przystąpił do rzeczy człowiek, w którego rękach znalazły się losy wszystkich możliwych światów — niech babcia będzie zupełnie zdrowa. I… mogłaby mieć o pięć lat mniej. Tak samo mama i ojciec. Ja także niech już nigdy więcej nie mam anginy i będę…

— O pięć lat młodszy? — podpowiedział przybysz z kosmosu.

Bolek aż cofnął się o krok.

— Co? Skądże znowu! — zawołał przerażony. — Nie, nie! Dlaczego młodszy? Przeciwnie, mógłbym… — zawahał się, ale w końcu odrzucił myśl, która przyszła mu do głowy — niech mam tyle lat, ile mam — zadecydował. — Tylko mógłbym być znowu odrobinkę silniejszy, trochę lepiej pływać, nurkować i biegać. Żeby w szkole zawsze dobrze mi się wiodło, bez żadnych głupich wpadek — dyktował. — Żebyśmy w domu mieli kolorowy telewizor i żeby samochód nigdy się nie psuł, bo tata wtedy jest taki zły, że… zresztą, mniejsza z tym — urwał. Nie musi przecież tłumaczyć, dlaczego wyraża jakieś życzenie. Automat ma je tylko spełnić, a nie oceniać, czy to życzenie jest słuszne czy nie.