— Jaki był twój najtrudniejszy numer? — spytała Wunderly z rozjaśnionymi oczami.
Gaeta nie zawahał się ani na sekundę.
— Samotna wędrówka po Mare Imbrium. Przez chwilę myślałem, że się nie uda.
— A potem przeleciałeś przez pierścień B Saturna — przypomniała Wunderly.
— I przeszedłem na emeryturę — oznajmił stanowczo.
— Jako kaskader.
— Ale nadal masz ten skafander — rzekła Holly. — Dlaczego? Gdybyś naprawdę przeszedł na emeryturę, powinieneś był wystawić go na licytację. Albo oddać Smithsonian Museum.
Gaeta ściągnął usta, zanim odpowiedział.
— Nie wiem. Sentimentalismo, jak przypuszczam. Lubię ten skafander, dużo razem przeszliśmy.
— Myślisz o tym, żeby jeszcze raz przelecieć przez pierścień? — spytała Nadia pośpiesznie, jakby się bała, że nie uda jej się tego powiedzieć, jeśli się zawaha.
Gaeta spojrzał na nią.
— O to wam chodzi? Żebym znowu nurkował przez te fregado pierścienie?
— A nie chciałbyś? Potrząsnął głową.
— Ten numer już się opatrzył. Za drugim razem to żadna sensacja.
— Nie jako numer — rzekła Nadia. — W ramach ekspedycji naukowej.
Gaeta wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze. Sypiał kiedyś z obydwoma tymi kobietami i one o tym wiedziały.
W końcu odpowiedział.
— Nadio, nie mógłbym, nawet gdybym chciał. Ja i skafander to za mało. Fritz i reszta mojego zespołu techników wróciła na Ziemię i szuka sobie nowego frajera-kaskadera.
— Tutaj też mamy techników — zauważyła Holly. — I inżynierów. Jakiś zespół się znajdzie.
Gaeta potrząsnął głową.
— Nie da się zebrać takich ludzi ot, tak. Przygotowanie wszystkiego zajęło Fritzowi i mnie całe lata. Musisz ufać technikom, jeśli kładziesz na szali swoje życie.
— Ale to dla dobra nauki — prosiła Wunderly. — Możemy ci wyszkolić zespół. Możesz wybrać, kogo zechcesz.
— Nie. Jestem na emeryturze. Żyję jak chcę, z kobietą, z którą chciałem żyć. Nie będę ryzykował.
Twarz Nadii poczerwieniała i Gaeta zrozumiał, że popełnił błąd, wspominając o Kris. Jeszcze o tym usłyszę, pomyślał. Nie raz.
28 GRUDNIA 2095: GABINET URBAINA
Gabinet był mały, tak mały, że ledwo mieściło się w nim stylowe tekowe biurko z wbudowanym komputerem i konsolą telefoniczną. Urbain zamknął się w nim i rozłożył oparcie jak najbardziej, jak się dało. Potrzebował kilku godzin spokoju, żadnych interesantów. Musiał się nad czymś spokojnie zastanowić.
Ta sytuacja doprowadzała go do szału. Wszystkie dane telemetryczne sugerują, że Tytan Alfa działa normalnie, z wyjątkiem łącza danych czujników. Czy coś się stało z anteną? Nie, to niemożliwe, dane telemetryczne pokazują, że antena jest w doskonałym stanie. Habib i jego komputer twierdzą, że to może być błąd w oprogramowaniu. Albo jeszcze coś innego, coś, co jeszcze nie przyszło nam do głowy.
Odchylił się wygodnie w miękkim fotelu i spojrzał na sufit. Sufit odwzajemnił spojrzenie, puste i obojętne. Tam nie znajdę pomocy, pomyślał. Cała jego załoga inżynierów przeglądała wszystkie możliwe permutacje oprogramowania Tytana Alfa, a naukowcy zaglądali im przez ramię i podsuwali pięćdziesiąt propozycji na minutę. W tym tempie, pomyślał, w końcu któryś z inżynierów rzuci się na jakiegoś naukowca i będę musiał rozdzielać walczących. Ależ Eberly się ucieszy! A mnie już całkiem poniżą.
Urbain szarpnął się, wyprostował i polecił komputerowi wyświetlić obraz satelitarny miejsca lądowania Alfy. Odniósł wrażenie, że przeciwległa ściana gabinetu znika, i pojawia się na niej przesyłany w czasie rzeczywistym obraz mętnych, zabarwionych na pomarańczowo chmur.
— Widok w podczerwieni — polecił.
Chmury znikły i zobaczył pobrużdżoną powierzchnię Tytana i koślawą linię brzegową Morza Leniwego H.
— Zlokalizuj Tytana.
Na brzegu zamarzniętego morza pojawiła się czerwona kropka.
— Maksymalne powiększenie.
Widok uległ powiększeniu, ale zatrzymał się w takim miejscu, że lądownika nie było widać. Rozdzielczość kamer na wysokości, na której znajduje się satelita na orbicie synchronicznej, to pięćdziesiąt metrów, pomyślał Urbain. Musimy wprowadzić satelitę na niższą orbitę. Wiedział, że poddanie miejsca lądowania nieustannej obserwacji będzie wymagało co najmniej sześciu sputników. Jeden ptaszek na synchronicznej to za mało. Poza tym utrzymanie go tam pochłania straszne ilości paliwa; perturbacje wypychające go z kursu były potężne.
Wszystko działa z wyjątkiem łącza czujników, powtórzył w duchu. Dlaczego? Dlaczego?
I wtedy przyszła myśclass="underline" skoro wszystko inne działa, czemu tego nie wykorzystać? Może zdołamy usunąć defekt zmuszając Alfę do pracy. Obudzimy ją ze snu.
Urbain poczuł nagły przypływ nadziei. Zerwał się na równe nogi i pognał w stronę centrum kontroli misji, po drodze poprawiając apaszkę i zapinając marynarkę.
Atmosfera w centrum kontroli misji przypominała kostnicę. Przy każdej konsoli ktoś siedział, zgodnie z zaleceniem, ale Urbain nie rozpoznawał zbyt wielu twarzy. Ochotnicy, przeznaczający swój wolny czas na siedzenie przy konsolach obsadzonych 24 godziny na dobę. Czy to ochotnicy, czy zwykli pracownicy, wszyscy siedzieli ponuro przy konsolach, gapiąc się na ekrany albo apatycznie przełączając procedury, które wykonywali już setki razy. Na suficie paliły się światła; w pomieszczeniu było jasno. Nie wyczuwało się jednak żadnego ożywienia, ani odrobiny zapału, nie słychać było żadnych rozmów. Jedynym dźwiękiem był szum wydawany przez wyposażenie elektryczne i ciche syczenie powietrza napływającego przez kratki pod sufitem. Wszyscy milczeli. Nikt nawet nie podniósł wzroku, kiedy Urbain wszedł do centrum kontroli. Wszyscy wyglądali na zmartwionych, sfrustrowanych, starających się ograniczyć pracę do minimum.
Urbain wciągnął powietrze nosem. Wyczuł zapach kawy i zobaczył, że ktoś przyniósł termos i maszynkę elektryczną. Jeszcze trochę, a przywloką mikrofalówkę, żeby sobie podgrzewać kanapki.
— Uwaga! — krzyknął. — Proszę o chwilę uwagi.
Wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę. Większość obecnych miała zaczerwienione oczy od bezowocnej pracy, dzień i nocy.
— Sprawdźcie układ napędowy Tytana Alfa — polecił Urbain.
— Był sprawdzany parę…
— sprawdźcie go jeszcze raz — polecił. — Chcę się upewnić, że możemy bez problemu uruchomić silniki napędu.
— Chce pan go przemieścić?
Maszerując energicznie główną nawą między rzędami konsol, Urbain zatarł ręce z entuzjazmem.
— Skoro stworzenie nie chce z nami rozmawiać stamtąd, gdzie teraz jest, każemy mu się przesunąć. Może mała przejażdżka skłoni je do współpracy.
Większość inżynierów patrzyła na niego z niedowierzaniem. Jedna z kobiet odezwała się teatralnym szeptem.
— Jeśli nie działa, młotkiem go, młotkiem.
— Francuska pieszczota — mruknął ktoś inny.
— Jestem z Quebecu — warknął Urbain — i mam bardzo wrażliwy słuch.
Kilku inżynierów zarechotało ostrożnie. Urbain pomyślał, że zrobienie czegokolwiek było lepsze od siedzenia i wpatrywania się przed siebie jak na stypie.
Lodowa skorupa, która pokrywała zamarznięte morze, pękała u podstawy klifu; ciemna metanowa breja pokrywająca odłamki lodu powoli spłynęła z nich i opadła pod powierzchnię atramentowego morza, wywołując wzburzone fale, pędzone wezbranym, ciemnym wiatrem. Tytan Alfa tkwił na płaskiej, lekko pofalowanej powierzchni na szczycie skarpy, nieruchomy. I nagle otrzymał nowy rozkaz.