Выбрать главу

Powolne opadanie w dół nagle się zakończyło. Przednie gąsienice pojazdu natrafiły na lodowy fałd. Czujniki zbadały lód i wykryły, że jest on na tyle stabilny, by móc utrzymać sondę przez dłuższy czas.

Inne programy z komputerowego zestawu badały wodę Była w stanie płynnym, choć atmosfera wykazywała temperaturę 180 stopni poniżej zera. Obwody logiczne wydedukowały, że jest nadal cieczą, gdyż warstwa lodu oddzielała ją od atmosferycznego mrozu.

Ale jakim cudem woda miała stan ciekły, zastanawiał się program. Program geologiczny uznał, że wodę coś podgrzewało głęboko pod powierzchnią Tytana: tarcie przypływowe, bezlitosny nacisk na wnętrze księżyca, którego przyczyną było potężne przyciąganie olbrzymiego Saturna.

Program biologiczny, który uruchomiło wykrycie ciekłej wody, skierował czujniki zatopionej w wodzie przedniej części pojazdu, by zbadały wodę pod kątem aktywności biologicznej i pobrały próbki.

Przez setki miliardów nanosekund Tytan Alfa pozostawał częściowo zanurzony w pokrytym lodem jeziorze, a jego czujniki przednie rejestrowały aktywność protokomórkowych organizmów unoszących się jak w letargu w mroźnej wodzie. Czujniki zameldowały jednak także, że powierzchnia jeziora dookoła Tytana Alfa szybko zamarza. Za dwa biliony nanosekund Alfa utknie w lodzie. Zgodnie ze specyfikacją napędu i danymi o wytrzymałości lodu, uzyskanymi z czujników, silniki byłyby w stanie skruszyć lód, ale czujniki ostrzegały także, że lód może okazać się zbyt kruchy, co spowodowało uruchomienie alarmu w głównym programie sondy.

Główny program porównał priorytety: zdobycie danych i uniknięcie zakleszczenia w lodzie. Ponieważ napływające dane zostały bezpiecznie zapisane, a próbki wody właściwie zachowane w szczelnych i ogrzewanych pojemnikach, sonda uruchomiła gąsienice na wstecznym biegu i powoli zaczęła wycofywać się z jeziora.

Dane były bardzo ważne — ale przetrwanie jeszcze ważniejsze.

2 STYCZNIA 2096: PORANEK

Urbain odniósł wrażenie, że gabinet Eberly’ego wygląda ascetycznie, prawie sterylnie. Ściany były puste, nie było tam żadnych obrazków ani dekoracji — musiały być inteligentnymi ekranami, pomyślał Urbain, i można było je zaprogramować tak, by pokazywały cokolwiek. Teraz jednak były zupełnie puste. Na biurku także nic nie stało, jeśli nie liczyć konsoli telefonicznej i rysika ułożonego z geometryczną precyzją obok panela dotykowego na biurku. To musi być człowiek z patologiczną osobowością, pomyślał Urbain.

Sam Eberly był schludnie odziany: spodnie barwy szaroczarnej i jaśniejsza szara bluza, która maskowała wystający brzuszek. Stał za tym schludnym biurkiem, uśmiechając się uroczo, i wskazał Urbainowi jedno z krzeseł dla gości: skóra i chrom. Krzesło petenta, pomyślał Urbain.

— Bardzo przepraszam, że nie mogliśmy się wczoraj spotkać, jak pan prosił — rzekł Eberly, gdy Urbain siadał na lekko uginającym się krześle.

— To był dzień wolny — rzekł Urbain, usiadłszy. — To zrozumiałe.

Eberly potrząsnął głową.

— Nie chodzi tylko o to. Proszę mi wierzyć, mój kalendarz aż puchnie. Musiałem przełożyć kilka spotkań, żeby móc pana dziś zaprosić.

Mówił cicho, demonstracyjnie przyjaznym tonem. Jego uśmiech nie wyglądał na wymuszony, choć Urbain był pewien, że ćwiczył go latami. A oczy Eberly’ego były jak odłamki lodowca.

— Doceniam, że znalazł pan czas na to spotkanie — odparł sztywno Urbain.

— A zatem — spytał Eberly, zaplatając palce i postukują koniuszkami kciuków o siebie — co mogę dla pana zrobić?

— Dla zespołu naukowego, nie dla mnie — rzekł Urbain.

— Oczywiście.

Czując niepewność i zirytowanie, Urbain rzekł:

— Wie pan, że straciliśmy kontakt z Tytanem Alfa.

— Tak, słyszałem, że sonda wymknęła się spod kontroli.

— Niedługo umieścimy na orbicie dookoła Tytana dwanaście satelitów obserwacyjnych.

— Jak rozumiem, żeby znaleźć sondę.

Urbain dostrzegł w oczach Eberly’ego skrywane rozbawienie. On się świetnie bawi tym, że muszę się przed nim płaszczyć. Wzdrygał się na myśl o takiej bezczelności.

— To bardzo poważna sprawa.

— Rozumiem.

— Konieczne będzie zbudowanie platform kosmicznych i ich wyposażenie.

— I uzupełnienie stanów magazynowych.

— Żeby to zrobić, potrzebne nam będą materiały, sprzęt i wyszkolony personel.

— A żeby je uzyskać, potrzebna panu zgoda szefów dział logistyki, zaopatrzenia i zasobów ludzkich.

— Tak.

Chłodne niebieskie oczy Eberly’ego na moment skierowały się w jakiś inny punkt.

— Nie otrzymałem takich wniosków od szefów tych działów.

— Nie rozmawiałem z nimi — odparł Urbain. — Przyszedłem bezpośrednio do pana. Liczy się każda godzina, a ja…

Eberly westchnął lekko.

— Właściwa procedura zakłada, że takie wnioski należy składać u szefów działów — i zanim Urbain zdążył zaprotestować, uniósł dłoń i mówił dalej: — Jednak w pańskim przypadku byłbym za tym, żeby jak najbardziej ograniczyć biurokrację.

— Pomoże nam pan?

— Zrobię wszystko, co będę mógł — rzekł Eberly z udawaną szczrością.

— Jestem wdzięczny. Bardzo wdzięczny.

— Musi pan sobie jednak zdawać sprawę z tego, że to jest trudne, jeśli nie niemożliwe: tak gwałtownie zmienić priorytety przydziału materiałów i personelu, żeby spełnić Pana prośbę.

— Przecież to naprawdę koniecznie! — upierał się Urbain. Nie rozumie pan, jakie to ważne. Czy coś się stanie, jeśli kilku techników oderwie się od ich codziennych prac? Tu chodzi o naukę! O wiedzę!

— Doktorze Urbain, może pan mi nie wierzyć, ale w pełni popieram pana pracę naukową. Naprawdę.

Urbain skinął głową.

— Taką mam nadzieję. I doceniam pańskie poparcie.

— Jak powiedziałem, zrobię, co tylko będę mógł. Urbain usiłował utrzymać nerwy na wodzy. Jestem w potrzebie, myślał, a on się ze mną bawi w kotka i myszkę. Głośno jednak rzekł:

— Musimy mieć te urządzenia. To bardzo ważne. Ugodowy uśmiech Eberlyego znikł.

— Kiedy obaj ubiegaliśmy się o stanowisko głównego administratora habitatu — rzekł, nieco twardszym tonem — w mojej kampanii podkreślałem, że habitatem nie powinien kierować naukowiec.

— Pamiętam.

— Ale to nie oznacza, że występuję przeciwko nauce. Z całego serca popieram pańską pracę.

— Być może — mruknął Urbain.

— Jak wspomniałem, zrobię, co się da — mówił dalej gładko Eberly — ale nie może pan oczekiwać ode mnie, że wywrócę habitat do góry nogami dla pana. Jestem odpowiedzialny za zaspokajanie potrzeb dziesięciu tysięcy mieszkańców, nie tylko naukowców.

Czując, jak wzbiera w nim chłodna wściekłość, Urbain odparł:

— Nauka nie jest zaledwie jednym z celów tej wyprawy. Pan pozwoli, że mu przypomnę: nauka i badania naukowe są przyczyną istnienia tego habitatu, przyczyną, dla której przylecieliśmy na Saturna.

Obaj wiedzieli, że nie jest to do końca prawda. Prawdziwym celem istnienia habitatu Goddard było stworzenie miejsca dla wygnańców: dysydentów i malkontentów. Badania naukowe Saturna i jego księżyców były jedynie przykrywką uzasadnieniem, i niewiele więcej znaczyły. Urbain miał nadzieję, że uda mu się przekuć ten pretekst na triumf nauki: że habitat stanie się prawdziwym ośrodkiem nauki.