Zatrzymał się i spojrzał jej w twarz. Jean-Marie czuła, jak serce wali jej mocno w piersi.
— Naprawdę mnie pani podziwia? — spytał zdumiony.
— Naprawdę — skłamała.
— Może… — zaczął, po czym zamilkł.
— Może co?
Otoczył jej ręce swoimi.
— Może powinniśmy zostać przyjaciółmi.
Pozwoliła mu trzymać się za ręce i spojrzała mu prosto w oczy, próbując zgłębić, co się w nich kryje.
— Ale pani jest mężatką — rzekł ponuro Eberly. — W takim zamkniętym społeczeństwie, jak ten habitat, to się nigdy nie uda.
— Jeśli Edouard będzie nadal zajęty, próbując odzyskać kontrolę nad sondą, szukając jej…
— Nie będzie miał dla pani czasu w ogóle, prawda?
— W ogóle — przytaknęła.
— Tylko nikt nie może nas zobaczyć w miejscu publicznym — oznajmił ponuro Eberly. — To by nie był dobry pomysł.
— Możemy się tu spotykać, spacerować, rozmawiać, dzielić się myślami.
— Pewnie mógłbym zorganizować elektryczny wózek, moglibyśmy pojechać w stronę przegrody albo do jakiejś niezamieszkałej wioski.
Jean-Marie dostrzegła zagrożenie.
— Ale ja nie mogę wychodzić z domu na dłużej — zagrała na zwłokę.
— Jeśli pani mąż będzie miał swoje satelity, to będzie spędzał cały czas szukając sondy, prawda?
Skinęła głową.
— A kiedy już znajdzie tę maszynkę, będzie się nią zajmował dzień i noc.
— Ma pani rywalkę — uśmiechnął się Eberly.
— Na to wygląda.
Podszedł bliżej i położył jej ręce na ramionach. I wtedy zapiszczał jego komunikator.
Jean-Marie zadrżała, jakby nagle obudziła się ze złego snu. Eberly mruknął coś i otworzył palmtopa.
— Tak? — warknął.
— Główny administrator Eberly? — usłyszał z malutkiego głośnika komunikatora. To Urbain! Czy on coś wie?
— Tak — rzekł ostrożnie.
— Tu Edouard Urbain. Podjąłem decyzję: nie będę występował przeciwko projektowi eksploracji pierścieni Saturna — głos Urbaina brzmiał twardo i stanowczo. — Pod warunkiem, oczywiście, że pozwoli mi pan na wystrzelenie satelitów na orbitę dookoła Tytana. I zbudowanie nowych satelitów.
Patrząc na Jean-Marie, która wpatrywała się w niego oczami rozszerzonymi z powodu poczucia winy, tak bardzo, że widział błyszczące w ciemnościach nocy białka, Eberly odpowiedział:
— Doskonale. Porozmawiamy o tym w moim biurze, jutro z samego rana.
Zatrzasnął komunikator i zwrócił się do Jean-Marie:
— Jest późno. Chyba powinna pani wracać do domu.
— To Edouard? — spytała, zamierającym głosem. Eberly skinął głową.
— Zaraz będzie w mieszkaniu i zacznie się zastanawiać, gdzie pani jest.
Po czym odwrócił się gwałtownie i ruszył w stronę Aten, zostawiając Jean-Marie samą w ciemnościach. Oboje poczuli ulgę.
Pancho nie przekroczyła bariery prędkości światła, ale zapukała do drzwi siostry jeszcze zanim Holly skończyła myć zalaną łzami twarz.
— O co chodzi? — spytała, wkraczając do mieszkania i rozglądając się na wszystkie strony, jakby szukała morderców i włamywaczy.
Po kilku minutach obie siostry siedziały wygodnie na sofie, a Holly zaczęła opowiadać o swoich kłopotach.
— Och, Panch, ale narobiłam bałaganu! Pancho pokiwała głową.
— On już nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Nigdy.
— Czy to aż tyle dla ciebie znaczy?
— Tak! Naprawdę tyle znaczy. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo go kocham. Aż do teraz. I wszystko zniszczyłam, Panch. Zniszczyłam.
Pancho rozsiadła się wygodnie na sofie i z namysłem potarła podbródek.
— Uspokój się, mała. Przyjrzyjmy się temu krok po kroku.
— On uważa, że jest mi potrzebny tylko jako pilot w ekspedycji Nadii. Nie wie, że ja go naprawdę kocham.
— Cóż, tak na początek musimy znaleźć kogoś, kto będzie pilotował statek. W ten sposób udowodnimy mu, że nie o to chodzi.
— Oby. Ale jeśli nawet kogoś znajdziemy, on i tak będzie na mnie obrażony. Wróci na Ziemię, jak tylko będzie mógł.
— A to prędko nie nastąpi — rzekła Pancho kojącym tonem. — W tamtą stronę nie lecą żadne statki, o których bym wiedziała.
— Za parę miesięcy jakieś będą.
— To masa czasu.
— Tak, może, ale…
— Na początek potrzebny ci pilot, który podrzuci twoją koleżankę w rejon pierścieni.
— Timoshenko tego nie zrobi — rzekła Holly. — A ja nie mam nikogo poza Raoulem. Potrzebny nam doświadczony astronauta.
— Pancho uśmiechnęła się radośnie.
— Właśnie z takim rozmawiasz.
— Ty? Ale Jake mówił…
— Nieważne, co Jake mówił. Spędziłam więcej czasu na pilotowaniu statków niż ty na myciu zębów.
— Ale… to było tak dawno temu, Panch. Jesteś za stara… Twarz Pancho stężała.
— Nie mów tak, mała. Refleks mam jeszcze wystarczająco dobry, żeby przywalić ci w dziób. Trochę czasu w symulatorze i będę gotowa jak miecz samuraja.
Holly siedziała z ustami otwartymi ze zdumienia, niedowierzając.
— Jake pomoże w zespole kontroli misji. Doskonale się dogaduje z Mannym Gaetą.
— Chyba…
— A ty możesz wkręcić swojego chłoptasia do zespołu technicznego. Będzie tu sobie siedział, w cieple i bezpiecznie, a ja polecę. To dopiero będzie ubaw!
— Pancho — rzekła Holly, potrząsając głową. — Nie możesz…
— Akurat. Mogę.
— Ale Raoul nie będzie chciał dołączyć do zespołu kontroli misji. On nie chce nawet ze mną rozmawiać.
— Będzie chciał — odparła Pancho radośnie. — Pogadaj z nim w łóżku.
— Nie mogłabym!
— To najlepszy moment, żeby poprosić faceta o wszystko — rzekła Pancho mrugając okiem z miną znawcy problemu.
16 STYCZNIA 2096: DZIEŃ REJESTRACJI KANDYDATÓW
Eberly obudził się z uśmiechem. Dzień rejestracji kandydatów. Dziś zaczyna się moja droga do reelekcji. Usiadł na łóżku i w myślach wpatrzył się w swój polityczny horyzont. Żadnych przeszkód w polu widzenia. Urbain się poddał, więc nikt nie przeciwstawi się mojemu pomysłowi eksploracji pierścieni.
Wstał i poszedł do łazienki, rozmyślając. Wunderly będzie oczywiście szaleć i spróbuje zmusić MUA do interwencji, ale dzięki temu wypadnę w oczach wyborców na prawdziwego herosa, opierającego się zachłannym ziemskim biurokratom, nie troszczącym się o nasze prawdziwe potrzeby. Może zostanę ponownie wybrany jednogłośnie!
A najlepsze ze wszystkiego jest to, pomyślał, szorując zęby, że nie będę musiał bawić się w gierki z żoną Urbaina. Co za żałosna scena! Próbowała mnie podejść! Czy ona rzeczywiście poszłaby ze mną do łóżka? Potrząsnął głową, wypłukał usta i splunął do umywalki.
Mogę poderwać każdą kobietę w tym habitacie, pomyślał. Ale po co? Władza jest lepsza niż seks. Być uwielbianym przez wszystkich — wszystkich! — to dopiero kręci. Nie potrzebuję kobiet. Nie potrzebuję nikogo i niczego, dopóki jestem głównym administratorem. Nikt mnie nie zrani, ani nie dotknie. Jestem królem na szczycie góry i nikt nie ściągnie mnie na dół.
Zeke Berkowitz uśmiechał się radośnie, przyglądając się rozmieszczeniu kamer wokół sceny jedynego teatru w Atenach. Jako szef działu komunikacji Goddarda, Berkowitz nadal myślał o sobie jako o dziennikarzu, a dzień rejestracji kandydatów w nadchodzących wyborach był jednym z nielicznych medialnych wydarzeń w habitacie.