Jak dla Urbaina, te dziesięć tysięcy ludzi, tworzących samowystarczalną załogę Goddarda, istniało tylko po to, żeby służyć garstce naukowców i inżynierów, którymi kierował. Przez prawie dwa lata Urbain zajmował się zarządzaniem kadrą inżynieryjną budującą Tytana Alfa — jego marzenie, dziecko jego umysłu, wytwór nadziei całego życia. Po części statek kosmiczny, a po części opancerzony traktor, Tytan Alfa miał przewieźć najbardziej zaawansowane technicznie czujniki i komputery na powierzchnię Tytana, i użyć ich do badania tego zimnego, otulonego smogiem świata, sterowany przez naukowców z Goddarda w czasie rzeczywistym.
Budując potężny pojazd badawczy Urbain głęboko w duszy zdawał sobie sprawę z tego, że będą nim kierować inni, bardziej znani naukowcy. To oni mieli poprowadzić go po lodowej powierzchni Tytana, zdobyć sławę i uznanie dzięki jego mozołowi i ciężkiej pracy. Wszystko zmienił przypadek, jeden z tych przypadków, które zostają zapisane w annałach badań naukowych. Nadia Wunderly, jedna ze skromnych asystentek Urbaina, uparta kobieta, wolała badać pierścienie Saturna. Reszta naukowców skupiła się wyłącznie na Tytanie, potężnym księżycu, na którym podobno istniało życie, mikroskopijne organizmy żyjące w petrochemicznej zupie pokrywającej część powierzchni lodowej Tytana.
Wunderly odkryła coś, co mogło być nową formą życia, zamieszkującą pierścienie Saturna. Jako jej przełożony, Urbain zgarnął większość uznania za jej zasługi. I, jak na ironię, zdobył prawo do prowadzenia ekspedycji Tytana Alfa na powierzchni gigantycznego księżyca.
A teraz pławił się w zainteresowaniu najważniejszych dziennikarzy w Układzie Słonecznym, którzy przybyli oglądać jego twór, jego dziecko, jego ziszczone marzenie — Tytana Alfa.
Urbain wstrzymał oddech. W zatłoczonym centrum kontroli misji zapadła cisza.
Na ekranie ściennym pojawiły się słowa: AKTYWACJA SYSTEMÓW.
Głęboko pod potężnym pancerzem Tytana Alfa, centralny komputer zaczął odbieranie sygnałów z anteny odbiorczej.
Polecenie: aktywacja systemów.
POTWIERDZONO ŁĄCZNOŚĆ ODBIORCZĄ. KOD PRZYJĘTY. INICJALIZACJA PROCEDURY AKTYWACJI SYSTEMÓW.
WŁĄCZONO ZASILANIE GŁÓWNE.
ZASILANIE ZAPASOWE W GOTOWOŚCI.
SAMOKONTROLA CENTRALNEGO KOMPUTERA. ZAKOŃCZONO PROCEDURĘ SAMOKONTROLI. CENTRALNY KOMPUTER SPRAWNY.
Polecenie: kontrola integralności konstrukcji.
INICJALIZACJA KONTROLI INTEGRALNOŚCI KONSTRUKCJI. PANCERZ ZEWNĘTRZNY NIENARUSZONY. ELEMENTY STRUKTURALNE NIENARUSZONE. BRAK ODKSZTAŁCEŃ POZA DOPUSZCZALNYMI LIMITAMI. KOMORY WEWNĘTRZNE NIENARUSZONE I POD CIŚNIENIEM.
Polecenie: test układu napędowego.
INICJALIZACJA TESTU UKŁADU NAPĘDOWEGO. REAKTOR W GRANICACH NORMY. GŁÓWNY SILNIK W GRANICACH NORMY. KOŁA NAPĘDU SPRAWNE, NIEPODŁĄCZONE. SEGMENTY CZTERY-CZTERNAŚCIE DO CZTERY-DWADZIEŚCIA DWA LEWEJ PRZEDNIEJ GĄSIENICY LEKKO ODKSZTAŁCONE, ALE W GRANICACH OPERACYJNYCH.
Polecenie: wciągnąć czaszę spadochronu.
CZASZA SPADOCHRONU WCIĄGNIĘTA.
Polecenie: schować moduł rakiety hamującej.
MODUŁ RAKIETY HAMUJĄCEJ SCHOWANY.
Polecenie: uruchomić czujniki.
CZUJNIKI URUCHOMIONE.
Polecenie: rozpocząć transmisję danych z czujników.
ROZPOCZĄĆ TRANSMISJĘ DANYCH Z CZUJNIKÓW.
Na ekranie centrum kontroli misji nie pojawiło się nic poza tymi jaskrawożółtymi literami. Sekundy mijały. Urbain czuł, jak pot zbiera mu się na czole. Wexler, prezes MKU, poruszyła się niespokojnie. Za plecami Urbaina dało się słyszeć pomruki. Ktoś zarechotał szyderczo.
Minęła minuta.
— Powinniśmy już otrzymywać dane — rzekł Urbain grobowym szeptem.
Wexler milczała.
— Czy to działa? — spytała jakaś kobieta. To Pancho Lane, pomyślał Urbain.
PRZERWANO TRANSMISJĘ DANYCH.
Urbain wpatrzył się w te słowa, jaskrawe i wyraźne na ciemnoniebieskim de ekranu ściennego. To mój wyrok śmierci, powiedział sobie w duchu. Lepiej byłoby, gdyby ktoś wziął pistolet i strzelił mi w głowę.
25 GRUDNIA 2095: KOLACJA BOŻONARODZENIOWA
— Chcesz powiedzieć, że nic nie przyszło? — spytała Kris Cardenas.
— Nic. Zupełnie nic — odparła Pancho. — Sonda zamilkła, jak tylko zostało wydane polecenie transmisji danych.
Świąteczna kolacja w małej, cichej restauracji bistro miała być spotkaniem po latach. Pancho nie widziała Cardenas od lat pięciu.
Holly przyprowadziła przyjaciela, milczącego młodzieńca o ponurym wyglądzie, nazwiskiem Raoul Tavalera. Miał pociągłą, końską twarz i nieufne, brązowe oczy; przypominał Pancho Kłapouchego z filmów o Kubusiu Puchatku. Tavalera rzadko się odzywał; siedział obok Holly ze smutną, zatroskaną miną. To Boże Narodzenie, skarciła go Pancho w duchu. Rozchmurz się, na litość boską. Ale Holly wyglądała na całkiem zadowoloną. O gustach się nie dyskutuje, pomyślała Pancho. Może jest dobry w łóżku.
Wanamaker siedział obok Pancho, a Cardenas przyprowadziła krępego faceta w wypłowiałych dżinsach i siatkowej koszulce, przez którą widać było jego muskuły. Przedstawiła go jako Manuela Gaetę.
— Kaskader? — spytała Pancho, rozpoznając jego pobrużdżone rysy twarzy.
— Już na emeryturze — odparł Gaeta z miłym uśmiechem.
— Przeleciał pan przez pierścienie Saturna — rzekł Wanamaker ponurym, głębokim głosem. — Bez statku kosmicznego.
— Miałem na sobie skafander. Dość szczególny.
— Lodowe stworzenia, które zamieszkują pierścienie Saturna, o mało Manny’ego nie zabiły — wyjaśniła Cardenas. — W pewnej chwili był całkiem pokryty lodem.
— A więc to pan odkrył te stworzenia — rzekła Pancho, sięgając po kieliszek z winem. — Jak to się stało, że przypisano wszystkie zasługi tej kobiecie?
— To ona jest naukowcem — odparł lekkim tonem. — Ja tylko wykonuję kaskaderskie numery.
Trzy pary siedziały przy jednym ze stolików na trawie, na zewnątrz restauracji. W specjalnym, świątecznym menu znalazły się: imitacja indyka, imitacja gęsi i imitacja szynki — wszystkie z genetycznie modyfikowanego białka hodowanego w laboratoriach. Tylko jarzyny, sosy i desery były świeże, pochodziły z farm habitatu.
Relaksując się przy butelce miejscowego Chablis Pancho rozsiadła się wygodnie w uginającym się plastikowym fotelu i podziwiała widok. Wszystko takie cholernie czyste i schludne: przycięta trawa, a drzewa chyba same zrzucają liście na schludne kupki, żeby można je było zgarnąć odkurzaczem, raz, dwa, trzy. A zamiast nieba nad głową jest ziemia! Czyste wioseczki i ścieżki między nimi. Widziała, jak wzdłuż ścieżek zapalają się światła, gdy wielkie słoneczne okna zamknęły się na noc. Można siedzieć w restauracji na świeżym powietrzu i nie martwić się, że zacznie padać, pomyślała. Nie używają spryskiwaczy do podlewania trawy; nawilżacze poprowadzono pod powierzchnią.