— O co panu chodzi? — wrzasnął Urbain. — Czyście oboje poszaleli? Czy wszyscy już powariowali?
— Doktor Negroponte jest potrzebna przy analizie próbek. Odmawianie jej zgody jest podłością.
— Tytan Alfa jest tu absolutnym priorytetem.
— Tytan Alfa zdechł albo śpi. Nie potrzebuje pan najlepszego biologa do gapienia się w puste ekrany.
— Ty… — Urbain zatoczył się i upadł na krzesło.
Habib nagle zrozumiał, jak niezwykłe jest to, co zrobił. Nadal jednak czuł wściekłość.
— Proszę jej pozwolić pracować z doktor Wunderly — rzekł spokojniej. — Jeśli znajdą jakieś żywe organizmy w cząstkach z pierścieni, zostanie to uznane także za pańską zasługę. Może trochę stłumi tę porażkę, jaką okazał się Tytan Alfa.
— Porażkę? — Urbainowi zabłysły oczy. — Alfa nie jest porażką! To nie jest porażka!
— Nikt nie powiedział, że cała operacja jest porażką. Ale nie ma sensu trzymanie najlepszego biologa przy robocie, która przypomina kręcenie młynka palcami, dopóki nie nawiążecie kontaktu z maszyną.
— To ja decyduję, co ma sens, a co nie — odparł ostro Urbain.
Habib odetchnął głęboko. Wściekłość, która ogarnęła go, gdy zobaczył Negroponte bliską łez, już się gdzieś ulotniła. Teraz jednak nie mógł się już wycofać.
— Doktorze Urbain — rzekł wolno — jeśli nie pozwoli pan doktor Negroponte popracować jakiś czas z doktor Wunderly, skłonię cały personel naukowy do przerwania pracy.
Usłyszał, jak Yolanda gwałtownie wciąga powietrze ze zdumienia, ale nie spuszczał oczu z Urbaina.
— Strajk? — wyjąkał główny naukowiec. — Nie może pan… to nielegalne… nieuzasadnione…
— Większość pańskich ludzi i tak nie robi teraz nic ważnego. Jeśli pan będzie się zachowywał jak dyktator, a nie nasz kolega, to przestaną dla pana pracować.
— Ja? Dyktator?
— Proszę jej pozwolić pracować z Wunderly — rzekł Habib pojednawczo. — Zapewniam, że pan także na tym skorzysta.
Urbain otworzył usta, po czym od razu je zamknął. Patrzył to na Habiba, to na Negroponte.
— Nie mam nic innego do roboty — rzekła cicho, niemal szeptem — dopóki Alfa milczy.
— Dobrze — warknął Urbain. — Może pani pracować z doktor Wunderly.
— Dziękuję panu.
— Proszę mnie informować o postępach. Chcę raportu codziennie.
— Tak, oczywiście.
Wzięła Habiba za rękę i razem podeszli do nadal otwartych drzwi, zostawiając zszokowanego Urbaina za biurkiem.
Habib zatrzymał się przy drzwiach i odwrócił w stronę Urbaina.
— Och, byłbym zapomniał, szef działu konserwacji prosił, żebym mu pomógł w pracy nad rozwiązaniem problemu awarii zasilania.
Urbain milczał. Gapił się na nich, gdy wyszli z gabinetu, trzymając się za ręce.
Urbain złożył głowę na biurku i miał ochotę szlochać. Wszystko się wali, pomyślał z rozpaczą. Opuszczają mnie, zostawiają Alfę, milczącą i obojętną na Tytanie. Straciłem kontrolę nad moim dziełem. Teraz jeszcze tracę kontrolę nad własnymi ludźmi.
Co mam robić? Co mam robić?
14 KWIETNIA 2096: PORANEK
Kris Cardenas uśmiechnęła się do Gaety, który spał spokojnie u jej boku. Wszystko dobrze się skończyło, powtórzyła sobie w duchu po raz tysięczny. Przeleciał przez pierścienie Saturna i nic mu się nie stało. Skończył z kaskaderstwem; już nigdy nie będzie ryzykował życiem, nigdy mnie nie opuści.
Wymknęła się z łóżka i podreptała do łazienki, nadal się uśmiechając.
Zapach świeżo parzonej kawy obudził Holly. Zaprogramowała ekspres do kawy na 7:00. Działało to na nią lepiej niż budzik. Wiedziała, że nie jest to prawdziwa kawa; klimat nie był odpowiedni do uprawy kawy, nawet w okolicach przegród. Biotechnolodzy stworzyli namiastkę kawy manipulując w genach pewnej rośliny, która mogła być uprawiana na farmach. Otrzymali nawet odmianę bezkofeinową, ale Holly wolała wersję „wysokooktanową”.
Wstając z łóżka zaczęła się zastanawiać, co takiego robi teraz Raoul. Oddalamy się od siebie, uświadomiła sobie. On jest pochłonięty misją Manny’ego, zaś ona — kampanią wyborczą.
Żałuję, że się wpakowałam w te wybory, pomyślała Holly, szorując zęby. Wpatrzyła się w swoje odbicie nad umywalką. Tylko, że Malcolm się myli. Nie możemy eksploatować pierścieni, jeśli są tam jakieś żywe istoty. Musimy znaleźć sposób na dopuszczenie do rozwoju populacji, zanim kobiety zaczną samowolnie zachodzić w ciążę. Nasze społeczeństwo rozpadnie się, jeśli kobiety zdecydują się ignorować zasadę ZRP. Jeśli zostanie pogwałcona jedna zasada, po cóż ktoś miałby przestrzegać innych?
Ze znużeniem podreptała do kuchni i nalała sobie mocnej kawy. Siadając przy małym stoliku spróbowała znaleźć sposób, jak przeciwstawić się pomysłowi Malcolma o czerpaniu zysków z eksploracji pierścieni, by w ten sposób finansować rozwój populacji?
Spędziła cały poranek, roztrząsając ten problem.
Nadal leżąc w łóżku, Wanamaker rzekł do Pancho:
— Wiesz, że jesteś niesamowitym wprost pilotem? Aż do wczoraj nie zdawałem sobie z tego sprawy.
Uśmiechnęła się do niego.
— A ty niesamowitym kochankiem, Jake. Ale to już wiem od dawna.
Roześmiali się oboje. Pancho chciała wstać, ale wyciągnął rękę i dotknął jej smukłego ciała o długich nogach.
— Nie mamy niczego w kalendarzu — rzekł, przyciągając ją do siebie. — Może spędzimy ten dzień w łóżku?
— Może ty nie masz nic do roboty — rzekła Pancho, odpychając go delikatnie — ale ja muszę pędzić do siostry i pomóc jej obmyślić następny ruch.
Wanamaker skrzywił się.
— A po co? Nie jesteś jej szefem kampanii.
— W pewnym sensie jestem. A przynajmniej mogę się z nią podzielić doświadczeniem w radzeniu sobie z takimi gnidami jak Eberly.
— A kiedy ty…
— Polityka korporacyjna, nie pamiętasz? Pamiętasz Martina Humphriesa?
— On nie był gnidą — odparł Wanamaker. — Może megalomanem, ale nie gnidą.
Wstając z łóżka, Pancho rzekła:
— Cóż, tak czy inaczej, polityka to polityka, a Holly przyda się każda pomoc.
Wanamaker westchnął głęboko.
— Dobrze, idź bawić się z siostrą w politykę. Jeśli będziesz chciała czegoś ode mnie, wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Pancho zaśmiała się.
— Dobrze, mój bohaterze.
Nadia Wunderly zmusiła się do spędzenia nocy w łóżku. Nawet udało jej się zasnąć, choć nie mogła się doczekać, żeby zacząć pracować z Negroponte nad lodowymi próbkami. We śnie dręczyły ją koszmary, choć nie pamiętała niczego konkretnego, kiedy się obudziła. Tylko niemiłe uczucie, że coś jest nie w porządku.
Eberly, uświadomiła sobie. W wiadomościach było pełno Eberlyego i jego propozycji eksploatacji pierścieni. Nie mogę mu na to pozwolić, pomyślała. Ten gnój wszystko zniszczy. Wszystko!
Wpadła do kafeterii, żeby wziąć trochę jogurtu z miodem na śniadanie, po czym pobiegła do laboratorium. Zwykle spędzała jeszcze godzinę w siłowni, ale nie dziś. Próbki czekały na zbadanie i Negroponte zaczynała pracę.
Gdy tak pędziła do pracy w porannym słońcu, znów przyszedł jej na myśl Eberly. Z przerażeniem oglądała retransmisję debaty. Patrzyła na jego uśmiechniętą, bezczelną gębę, a durny tłum wiwatował, gdy padła propozycja eksploatacji pierścieni.