— Urbain udzielił swojej zgody. Jeśli nawet MUA zaprotestuje, Malcom zmusi ludzi, żeby kontynuowali prace.
— A jeśli wyślą Korpus Pokoju?
— Pancho, naprawdę myślisz, że MUA wyśle tu wojsko? Sądzisz, że Ziemia zechce pakować się w wojnę z powodu eksploatacji pierścieni Saturna?
— To nie byłaby tak naprawdę wojna — odparła niepewnym tonem Pancho. — Prawda?
— To byłby rozlew krwi — rzekła Holly. — Jake ma rację: statki kosmiczne są delikatne. Nie sądzę, żeby MUA ryzykował, jeśli nasi ludzie zajmą zdecydowane stanowisko.
— Jeśli Nadia udowodni, że jest tam życie, to zaryzykuje.
— Wtedy też nie — upierała się Holly. — Malcom wymyśli jakiś cwany układ, na który MUA się zgodzi. Poczekaj, a zobaczysz.
Światło mrugnęło, raz, drugi, po czym paliło się już bez przerwy. Obie kobiety spojrzały w stronę sufitu.
— Jeśli już mówimy o delikatnych statkach kosmicznych — rzekła Pancho — to ten habitat też nie jest najbezpieczniejszym miejscem w Układzie Słonecznym.
— Timoshenko twierdzi, że chyba udało mu się wpaść na trop tego, co powoduje te awarie.
Pancho opuściła nogi z sofy.
— Może to jest coś, co będziemy mogli wykorzystać.
— Panch, te przerwy to nie wina Malcolma.
— Ale zdarzają się, gdy on tu rządzi. Więc wina spada na niego. Z tego, co słyszałam, ludzie są bardzo niezadowoleni z tego powodu. A może być coraz gorzej, prawda?
— Pewnie tak — odparła Holly. — Ale nie wydaje mi się, żeby to był problem, który skłoni ludzi do głosowania na mnie.
— Wybory wygrywa się nie dlatego, że ludzie głosują za kimś — zauważyła Pancho, celując w Holly palcem dla podkreślenia wagi swoich słów — ale dlatego, że niektórzy głosują przeciwko komuś.
— I co z tego?
— To, że możesz wykorzystać te przerwy w zasilaniu przeciwko niemu. On za to wszystko odpowiada i nie robi nic, żeby rozwiązać problem.
— Stara się.
— Chcesz wygrać te wybory, czy nie?
Holly wpatrywała się w siostrę przez długą chwilę, po czym potrząsnęła z uporem głową.
— Chciałabym mieć jakąś kontrpropozycję dla jego historii z eksploatacją pierścieni. To będzie decydujące dla wyników wyborów. Wszystko inne jest drugorzędne.
Pancho musiała przyznać jej rację.
16 KWIETNIA 2096: WIECZÓR
Zmagając się z poczuciem winy z powodu lodów zjedzonych na deser, Wunderly wróciła z Negroponte do laboratorium. Było w nim ciemno, jeśli nie liczyć jednego pasa lamp nad stołem, przy którym pracowały.
Negroponte opadła na krzesło przed ekranem. Wunderly stanęła za nią i pomyślała, że wszystko wygląda dokładnie tak samo, jak trzy godziny temu. Cała praca na nic, pomyślała. Zmusiłam Manny’ego, żeby ryzykował życiem, podobnie jak Pancho i Wanamakera. Wszystko na nic. Te cholerne drobinki to po prostu pył. To, co tam widziałam, to po prostu naturalne tarcie, nic poza zwyczajną dynamiką cząsteczek.
— Myślę, że to ty powinnaś to zrobić — rzekła Negroponte, stukając w klawiaturę długimi palcami. — Zaraz zobaczymy…
Dramatycznym gestem wyciągnęła palec ze starannym manicure, po czym nacisnęła klawisz. Obraz na ekranie zaczął drgać.
— Widziałaś? — spytała podekscytowana Negroponte.
— Coś… — odparła Wunderly. — Mogłam mrugnąć.
— Nie mogłyśmy obie mrugnąć — szepnęła Negroponte, znów coś wystukując. — Cofnę film i odtworzę go jeszcze raz. Jest! Widziałaś?
— Może to jakiś błąd na filmie — rzekła Wunderly, próbując zachować spokój, choć wszystko w niej dygotało.
— Cofnę jeszcze raz. Tym razem puszczę wolniej… Wunderly czuła, jak narasta w niej napięcie. Nie myśl o wszystkich swoich nadziejach, powtarzała sobie w duchu. Uspokój się, nie podniecaj się za bardzo.
Pochyliła się nad ramieniem Negroponte, czując, jak oczy otwierają jej się szeroko na widok ciemnej plamki, która pulsowała na ekranie: raz, drugi i trzeci. Potem znów zamarła.
— Cofnę jeszcze raz — rzekła Negroponte drżącym głosem.
Lodowe stworzenie znowu zaczęło pulsować.
— To naprawdę żyje — szepnęła Wunderly.
— Cały czas miałaś rację — oznajmiła Negroponte, obracając się na krześle.
Wunderly objęła ją i uścisnęła. Negroponte wstała i odwzajemniła uścisk. Razem odtańczyły jakiś dziwny taniec wzdłuż laboratoryjnego stołu.
— Dostaniesz za to Nobla! — wykrzyknęła Negroponte.
— Dostaniemy. Obie. Razem tego dokonałyśmy.
— Życie w temperaturach kriogenicznych — rzekła Negroponte, wracając do aparatury.
— Musimy powiedzieć Urbainowi, a potem przekazać MKU. Będą chcieli obejrzeć dane. Musimy nakręcić więcej materiału i obejrzeć następne próbki.
Negroponte potakiwała z takim zapałem, że aż włosy latały jej na wszystkie strony.
— Czy ty wiesz, co to oznacza? Te organizmy mają tak wolny metabolizm, że możemy badać reakcje w ich komórkach cząsteczka po cząsteczce. Będziemy mogli zobaczyć więcej niż w jakiejkolwiek normalnej komórce.
Wunderly już szperała w torebce, szukając palmtopa.
— Może nawet dostaniemy dwa Noble!
Było bardzo późno, ale Urbain był w biurze, gapiąc się na inteligentny ekran, na którym widać było przesyłany w czasie rzeczywistym obraz Alfy na powierzchni Tytana.
Poprosić tego kaskadera, żeby poleciał tam i naprawił sondę? Pogładził wąsy, bijąc się z myślami, kombinując nad sposobem wydostania swojego dziecka z grzęzawiska. Jak naprawić Alfę, skoro nawet nie mamy pojęcia, co się z nią stało? Inżynierowie przysięgają, że to awaria anten nadawczych, ale ludzie od komputerów sądzą, że to raczej jakiś błąd w oprogramowaniu. Ślepcy i słoń, pomyślał Urbain. Żaden ze specjalistów nie jest w stanie zobaczyć niczego poza własnymi uprzedzeniami.
Czy programiści mogą mieć rację? Czy to może być błąd w oprogramowaniu? W takim razie sprzęt działa bez zastrzeżeń. Należy więc przeprogramować główny komputer i odzyskamy kontrolę nad Alfą. Urbain potrząsnął głową. Przecież przeglądaliśmy już oprogramowanie z dziesięć razy. Albo nawet więcej. Nie znaleźliśmy żadnych błędów.
To jest zadanie Habiba, pomyślał Urbain. Znów przypomniał sobie o jego bezczelności. Powinien być tutaj, próbując doszukać się, co się stało, a nie siedzieć z ludźmi od konserwacji i dumać nad przerwami w dostawie energii. Powinien być…
— Dzwoni doktor Wunderly — odezwał się telefon. — To pilne.
— Co tym razem? — mruknął Urbain.
Komputer uznał jego słowa za polecenie odebrania połączenia i otworzył łącze. Na inteligentnym ekranie po lewej stronie pojawiła się jej twarz w kształcie serca, naturalnej wielkości. Miała szeroko otwarte oczy i dziwny uśmiech, zniekształcający jej rysy.
— One żyją! — wykrzyknęła. — Mamy dowód! Organizmy znalezione w regionie pierścieni są żywe!
— Żywe? — Urbain zamrugał, słysząc tę nowinę. — Chce pani powiedzieć, że są tam żywe istoty?
— Mikroorganizmy — odparła Wunderly chwytając powietrze. — Żyjące w temperaturach kriogenicznych. Psychrofile.
— Muszę poinformować o tym MKU. I to natychmiast. Wunderly skinęła głową na zgodę.
— Doktor Negroponte pracowała ze mną. Razem tego dokonałyśmy. Zasługuje na takie samo uznanie jak ja.
— Oczywiście — rzekł z roztargnieniem Urbain. — Oczywiście.