— Byle co — zamruczała. — Również gówno.
Na ekranie przed nią świecił się ciąg zielonych liter, nie zakończony znakiem przestankowym.
Była to ta część jej obowiązków, z wypełnieniem której zawsze zwlekała tak długo, aż nie można już było ignorować nalegań NASA. Temida była nieciekawym odłamkiem skały, na to w każdym razie wyglądało, ale departament Opinii Publicznej rozpaczliwie szukał jakiegoś szlagieru. Chcieli mieć również zainteresowanie ludzi, „dziennikarstwo osobiste”, jak to nazywali. Cirocco robiła, co mogła, nie mogła się jednak zmusić do wchodzenia w takie szczegóły, jakich domagali się redaktorzy biuletynów prasowych. Prawdopodobnie i tak miało to niewielkie znaczenie, ponieważ to, co właśnie napisała, miało być dopiero zredagowane, przepisane, przedyskutowane w toku konferencji i ogólnie podkoloryzowane w celu „humanizacji” astronautów.
Ogólnie rzecz biorąc, Cirocco uważała to za pożyteczne. Niewielu ludzi obchodził program kosmiczny. Byli przekonani, że te pieniądze z większym pożytkiem mogły być wydane na Ziemi, Księżycu czy w koloniach L5. Po diabła pchać pieniądze w badanie jakiejś mysiej dziury, kiedy o wiele więcej korzyści można by odnieść z rzeczy tak solidnych, jak na przykład rozbudowa produkcji na orbicie okołoziemskiej. Badania okropnie dużo kosztowały, a na Saturnie była tylko kupa kamieni i kosmiczna próżnia.
Próbowała właśnie pomyśleć o jakimś nowym sposobie usprawiedliwienia swojej obecności na pierwszej misji badawczej od jedenastu lat, kiedy na ekranie ukazała się twarz jednej z sióstr Polo. Znowu to dziwne uczucie — której? April czy August?
— Kapitanie, przepraszam, że przeszkadzam.
— W porządku. Nie byłam zajęta.
— Mamy tutaj coś, co powinnaś zobaczyć.
— Zaraz będę.
Pomyślała, że to była August. Cirocco starała się ich nie mylić, ponieważ bliźniaki na ogół tego nie lubią. Stopniowo zdała sobie jednak sprawę, że akurat tym było to obojętne.
April i August nie były bowiem zwykłymi bliźniaczkami.
W pełnym brzmieniu nazywały się April 15/02 Polo i August 3/02 Polo. Tak było napisane na ich probówkach i tak napisali w ich metrykach naukowcy, którzy spełnili w tym przypadku rolę akuszerki. Cirocco utwierdzało to tylko w przekonaniu, że uczonym nie należy pozwalać wygłupiać się i eksperymentować z istotami, które żyją, oddychają i płaczą.
Ich matka, Susan Polo, umarła pięć lat przed ich narodzinami i nie mogła ich bronić. Wyglądało na to, że nikomu nie spieszyło się, by je przygarnąć, miały więc tylko siebie i trzy wyklonowane siostry. August powiedziała kiedyś Cirocco, że kiedy cała piątka dorastała, miały tylko jednego prawdziwego przyjaciela, w postaci małpki — rezusa z podrasowanym mózgiem. Rozdzielono je z nim, gdy dziewczynki miały siedem lat.
— Nie chciałabym, żeby zabrzmiało to zbyt brutalnie — powiedziała August tej nocy, kiedy wypiły po kilka szklanek sojowego wina Billa. — Ci uczeni nie byli potworami. Wielu z nich zachowywało się niczym czułe ciotki i kochający wujaszkowie. Miałyśmy chyba wszystko, czego mogłyśmy zapragnąć. Jestem pewna, że wielu z nich naprawdę nas kochało. — Pociągnęła kolejny łyk. — Mimo wszystko — powiedziała — kosztujemy masę pieniędzy.
Za swoje pieniądze uczeni mieli pięciu spokojnych, raczej uduchowionych geniuszy, czyli dokładnie to, co zamówili. Cirocco wątpiła, czy zamówienie obejmowało również kazirodczy homoseksualizm, ale jakoś czuła, że można się było tego spodziewać w równym stopniu, jak wysokiego ilorazu inteligencji. Wszystkie zostały wyklonowane z jednej matki — córki japońskiego Amerykanina w trzecim pokoleniu i Filipinki. Suzan Polo otrzymała nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki i umarła młodo.
Cirocco przyglądała się August, kiedy ta studiowała fotografię na stoliku do map. Zupełnie przypominała swoją słynną matkę: malutka, z kruczoczarnymi włosami, szczupłą figurą i ciemnymi, pozbawionymi wyrazu oczami. Cirocco nigdy nie podzielała zdania rasy kaukaskiej, że wszystkie twarze Azjatów są do siebie podobne, ale twarze April i August nie różniły się nawet na jotę. Ich skóra miała kolor kawy z dużą ilością śmietanki, ale w czerwonym świetle panującym w Zespole Naukowym twarz August wydawała się niemal czarna.
Spojrzała znad stołu na Cirocco z twarzą bardziej podnieconą niż zwykle. Cirocco przez chwilę patrzyła jej prosto w oczy, a później opuściła wzrok. Na polu upstrzonym punkcikami gwiazd sześć malutkich światełek układało się w doskonały sześciokąt.
Cirocco przyglądała mu się przez dłuższą chwilę.
— To najdziwniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałam na firmamencie — przyznała. — Co to jest?
Gaby siedziała przypięta do fotela po drugiej stronie kabiny, sącząc kawę z plastykowej butelki.
— To jest najnowsze zdjęcie Temidy — powiedziała. — Zrobiłam je w ciągu ostatniej godziny moim najczulszym sprzętem i przy użyciu programu komputerowego korygującego obroty statku.
— Myślę, że to jest odpowiedź na moje pytanie — odezwała się Cirocco. — Ale co to właściwie jest?
Gaby długo zwlekała z odpowiedzią, znowu pociągając kawy z pojemnika.
— Jest taka możliwość — powiedziała, a jej ton był odległy i marzycielski — że kilka ciał niebieskich krąży wokół wspólnego środka ciężkości. Teoretycznie. Nikt jeszcze nigdy czegoś takiego nie widział. Układ taki nazywany jest rozetą.
Cirocco cierpliwie czekała. Wreszcie prychnęła, nie słysząc żadnym innych komentarzy.
— W środku systemu księżyców Saturna? Przez mniej więcej pięć minut — być może. Później pozostałe księżyce musiałyby wywołać perturbacje.
— Owszem — zgodziła się Gaby.
— A w jaki sposób w ogóle miałoby się coś takiego zdarzyć? Szanse powstania takiego układu są niezmiernie małe.
— Owszem, to również prawda.
April i Calvin weszli do pomieszczenia. Calvin rozejrzał się.
— Czy ktoś to wreszcie powie? To nie jest naturalny układ. Ktoś to musiał stworzyć.
Gaby potarła czoło.
— Nie słyszałeś wszystkiego. Trąciłam to radarem. Odbicie mówi, że Temida ma ponad 1300 kilometrów średnicy. Dane na temat gęstości mówią, że jest ona nieco mniejsza niż woda. Myślałam, że odczyty są zafałszowane, bo pracowałam na resztce mocy sprzętu. Wtedy dostałam ten obrazek.
— Sześć obiektów czy jeden? — spytała Cirocco.
— Nie mogę powiedzieć na pewno. Wszystko wskazuje na jeden.
— Opisz go jakoś. Jak sądzisz, co możesz o nim powiedzieć?
Gaby zajrzała do swoich wydruków, najwyraźniej jednak mogła się bez nich obyć. Wszystkie liczby miała w głowie.
— Temida ma 1300 kilosów średnicy. Oznacza to, że jest to trzeci co do wielkości księżyc Saturna, mniej więcej rozmiarów Rei. Poza tymi sześcioma punktami musi być zupełnie czarny. To jest zdecydowanie najsłabsza poświata wśród wszystkich ciał niebieskich w systemie słonecznym, jeśli cię to interesuje. Jest to również ciało o najniższej gęstości. Jest bardzo możliwe, że jest w środku puste, a także, że nie jest okrągłe. Być może ma kształt dysku albo torusa. Tak czy inaczej mam wrażenie, że porusza się niczym kręcąca się płyta, z prędkością 1 obrotu na godzinę. To spora prędkość, więc na pewno nic na powierzchni się nie utrzyma, siła odśrodkowa przeważa nad siłą ciążenia.
— Jeżeli jednak to ciało jest wydrążone, a my znaleźli byśmy się po wewnętrznej stronie… — Cirocco nie spuszczała wzroku z Gaby.